Justin odwiózł mnie do domu. Pożegnałam się z nim czułym pocałunkiem. Weszłam do domu cała w skowronkach. Moja rodzina siedziała w kuchni jedząc właśnie kolację. Wszyscy jednocześnie na mnie spojrzeli, zaśmiałam się:
-Co ty taka wesoła, hm?- zaciekawiła się rodzicielka.
-A nie mogę?
-Czyja to kurtka?- zmierzył mnie ojciec. Mówił to żartobliwie.
-Ta? Justina- uśmiechnęłam się.
-Naszego Justina?-zdziwiła się matka.
-Nie waszego, mojego...-powiedziałam dumnie. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Przekroczyłam jego próg i szczęśliwa, ale zmęczona opadłam na łóżko.
Otworzyłam powieki. Światło słoneczne biło po oczach. Przewróciłam się na bok i nakryłam głowę kołdrą. Próbowałam jeszcze zasnąć. Była sobota, nie musiałam nigdzie się spieszyć. Dzisiaj wyjątkowo cały dzień miałam wolny od obowiązków, zmartwień, od wszystkiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z rozmyślań wyrwał mnie przeraźliwy hałas dobiegający z dołu. Momentalnie się podniosłam. Zbiegłam po schodach.
Stanęłam w progu kuchni. Cała szafka ( ze szklankami itp) leżała na ziemi. Wokół było pełno zbitego szkła, a na środku stała moja matka:
-Boże, co się tu stało?
-Szafka spadła, nie widzisz? Mówiłam twojemu ojcu, żeby ją naprawił, mówiłam! Ale nie, bo po co, lepiej niech spadanie i mnie zabije!- krzyczała wściekła.
-Mamo, spokojnie. Czekaj, pomogę ci to posprzątać- schyliłam się po miotłę.
Usiadłam na łóżku. Odpaliłam laptopa i włączyłam sobie ulubioną płytę Justina. Dlaczego akurat jego? Sama nie wiem było to trochę śmieszne. Zaczęłam szperać w internecie. Przeglądałam strony plotkarskie, nic ciekawego. Weszłam na twittera, zaczęło obserwować mnie pełno fanek Justina. Fajnie, mhm. Dostałam sms. Spojrzałam na wyświetlacz : Justin:
"Cześć kochanie, jadę teraz na spotkanie, ale zobaczymy się wieczorem?"
Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jasne, to do wieczora"
*** miesiąc później***
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie miałam pojęcia za co się zabrać. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Sama się sobie dziwiłam.
Kończyłam właśnie ostanie zadanie z fizyki, kiedy otworzyły się drzwi do mojego pokoju:
-Co robisz?- usłyszałam.
-Nie widać?- zapytałam retorycznie, nie odrywając oczu od książki.
-Jazmyn?- spojrzałam na siostrę. Była zapłakana.
-Boże, Susan co się stało, czemu płaczesz?- podeszłam i przytuliłam ją mocno.
-Przyszły wyniki, ja... ja mam białaczkę- wybuchnęła płaczem. Nic nie powiedziałam, tylko przytuliłam ją do siebie. Pogłaskałam po głowie. Starałam się ją uspokoić, ale sama się rozpłakałam.
Siedziałyśmy tak wtulone przez dłuższą chwilę. Odsunęłam, ją od siebie. Złapałam za ramiona i ukucnęłam przed nią. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Wiedziałam, że jest jej ciężko:
-Susan, poradzimy sobie, rozumiesz? Nie jesteś sama, masz nas. Ej, nie płacz. Jesteś silna, nie poddamy si tak łatwo, prawda? Nie ważne jak będzie trudno, ja jestem z tobą, pamiętaj o tym!- mówiłam dusząc łzy.
Po raz kolejny dzisiaj rozpłakałam się. Dlaczego? Właśnie powiedziałyśmy rodzicom, którzy wrócili z pracy, o wynikach badań. Ojciec znieruchomiał, a matka? Płakała razem z nami. Wiedziałam, że jest im przykro, w końcu Susan była tą "dobrą córeczką". Wiedziałam, że teraz atmosfera w naszym domu, będzie nie najlepsza, ale jedno było pewne. Choćby nie wiem co, przejdziemy przez to RAZEM i damy radę.
Zbliżała się godzina 19. , zaraz miał przyjechać Justin. Nic mu jeszcze nie powiedziałam. A czy zamierzałam? Sama nie wiem.
Otworzyłam drzwi frontowe. Ujrzałam w nich swojego chłopaka. Chciałam być silna, nie dałam rady. Wtuliłam się w niego mocno:
-Hej kochanie, co się dzieje?- szepnął troskliwie. Zamknęłam drzwi. Usiedliśmy na ganku.
-Justin, Susan, ona... ona ma białaczkę- wydusiłam z siebie.
-Susan? Mówisz serio?- spoważniał.
-Tak- z moich oczu poleciały łzy. Chłopak pociągnął mnie za rękę do pozycji stojącej. Obią ramieniem.
-Chodź, przejdziemy się- szepnął i pocałował mnie w czoło.
Szliśmy bez celu po mieście. Długo rozmawialiśmy. Na różne tematy. Najpierw o Susan, o tym co będzie dalej, następnie o nas, nawet o Selenie. Później Justin wspomniał coś o dzieciństwie, o ojcu. Nie lubił do tego wracać. Dlaczego? Nie było przy nim ojca, gdy był mały, nie był to dla niego najlepszy okres, dlatego o tym nie lubi o tym mówić. Spojrzałam na niego i mocno przytuliłam. Czułam spokoje bicie jego serca. Uniosłam głowę do góry. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam czule chłopaka. Odwzajemnił pocałunek. Cieszyłam się, że jest przymnie. Jestem przekonana, że zrobi wszystko, by pomóc Susan. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, ale musiałam:
-Jazzy, wracamy?-zapytał delikatnie.
-Tak, muszę być teraz z Susuan-westchnęłam.
Po woli szliśmy w kierunku mojego domu. Nie spieszyło nam się. Minęliśmy parę zakochanych. Gdzieś dalej szła starsza para trzymając się za ręce. To było urocze. Wyprzedziła nas jakaś kobieta. Widocznie, bardzo się spieszyła. Na ławce siedzieli "nastoletni rodzice". Momentalnie z Justinem spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się. Zanim się obejrzałam staliśmy już pod moim domem.
Odwróciłam się tylko, żeby zobaczyć jak Justin odjeżdża z podjazdu. Złapałam z klamkę, zawahałam się, ale otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. Napięcie wisiało w powietrzu. W domu było ponuro, cicho. Wzruszyłam ramionami i poszłam "szukać" rodziców. Mamę zastałam śpiącą w sypialni. Ta 'wieść', chyba ją dobiła. Nawet się nie przebrała w piżamę. Tata siedział w biurze. Pisał jakąś prace. Widać było, że jest przybity. Nie miał ochoty pracować, ale nie miał wyjścia:
-Tato?- uniósł wzrok-jak się trzymasz?
-Co ja Cię będę oszukiwał, beznadziejnie- usiadłam obok niego.
-Nie możesz się załamywać. Musimy przekonać Susan, że jej choroba nas nie pokona, że damy radę, rozumiesz? Musimy jej dać do zrozumienia, że może na nas polegać i będziemy walczyć razem z nią. Inaczej będzie się czuła winna. Winna, że zrzuciła na was taki 'ciężar' jakim jest białaczka. To wasza córka, a moja siostra i bardzo ją kochamy, prawda? Musimy być z nią w tym momencie, musi czuć się bezpieczna- mówiłam dusząc łzy.
Stanęłam przed pokojem Susan. Zapukałam lekko i powoli uchyliłam drzwi:
-Mogę?- zapytałam niepewnie.
-Jasne- powiedziała smutno. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Wiedziałam, jak ciężko jej teraz musi być. Płakała, nie dziwię jej się. Podeszłam, stanęłam obok jej łóżka. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Położyłam się obok niej. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".
~~*~~
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! Bardzo mocno! Za co? Za to, ze robie takie dłuuuuugie przerwy. DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE! za co? Za to, że mimo wszystko jeszcze to czytacie. Obiecuje Wam jedno. Będzie inaczej, postanowiłam coś sobie i tak będzie, więc nie musicie się obawiać o długie przerwy. LOVE LOVE LOVE ! <3
http://ask.fm/stayxstrong
poniedziałek, 10 grudnia 2012
niedziela, 14 października 2012
8.koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina"
Dzisiaj piątek. Jak na razie żadnych większych planów na weekend. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam z domu. Dzisiaj do szkoły postanowiłam pojechać autobusem. Stałam sobie "grzecznie" na przystanku.
Obok mnie stała jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Spoglądała na mnie:
-Nie no nie wytrzymam, muszę zapytać. Ty jesteś Jazmyn Carter?- zapytała.
-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.
-No jak to skąd? Powiedz mi jaka dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat nie wie kim jesteś?
-Ach, no tak Justin...- uśmiechnęłam się sztucznie.
-To przykre, że znają cię przez Justina, a nie przez to kim jesteś?- spytała delikatnie.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, hm- próbowałam zmienić temat.
-To nie prawda! Ludzie znali cię już wcześniej. Jako choreografkę. Są osoby które cenią ciebie właśnie za to. Za to, że tańczysz i dzielisz się tym ze światem-złapała mnie za ramię.
-Dziękuje. To naprawdę mile, co mówisz.
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? i prosić o autograf?
-Jasne- przyznam, nie często spotykałam się z takimi pytaniami.
Autobus się spóźnił. Pięknie. Wsiadłam i zajęłam miejsce z tyłu. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi. Starałam się to ignorować.
Miałam jeszcze pięć minut, gdy stanęłam w progu głównego wejścia do szkoły. Miałam zamiar grzecznie dojść do szafki, a następie na lekcję. Wiedziałam, że nie jest mi o pisane:
-Dzień dobry panno Carter.
-Dzień dobry- odpowiedziałam dyrektorowi.
-Po dzwonku przyjdź do mojego gabinetu- powiedział poważnym tonem dyrektor. Zlękłam się. Nigdy nie mówił tak poważne, przynajmniej nie do mnie.
Zadzwonił dzwonek. Złapałam Debby:
-Ej, powiedz nauczycielce, że jestem u dyrektora, okej?
-Jasne, a co się stało?
-Sama nie wiem. Eh...- zmierzyłam w kierunku gabinetu pana Smitha. Nie powiem, byłem zdenerwowana, bo w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Przed drzwiami dostrzegłam mojego największego wroga- Monic. Nienawidziłam jej. Dlaczego? Bo jest sztuczną laską, która łasi się do każdego chłopaka. Chyba nie muszę mówić, w jakim celu. Zawsze robi wszystko by mnie upokorzyć, żebym wyszła na tą najgorszą. Jest zazdrosna. Uh, nawet nie mam ochoty na nią patrzeć:
-Zapraszam panie do środka- wychylił się zza drzwi mężczyzna. Pewnym krokiem weszłam i usiadłam na krześle. Monic, obok mnie, a dyrektor po drugiej stronie biurka.
-Mogę wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłam?- spytałam dość podirytowana.
-Jeszcze udaje głupią, pff o sorry ona nią jest, ha.
-Lepsze teksty były w podstawówce.
-Dziewczyny, spokój! Jazmyn, może ty mi wyjaśnisz podwód tego "spotkania".
-Nie rozumiem, jaki podwód. Proszę pana, sama nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam- zdziwiłam się.
-Dobrze, więc... Monic przyszła do mnie ze skargą, że jest przez ciebie nękana, prześladowana, poniżana, a ostatnio bez powodu zaczęłaś ją szarpać. Co to ma znaczyć?
-Że co? To kłamstwa wyssane z palca.
-Obawiam się, że będę musiał zawiesić cię w prawach ucznia- mówił spokojnie.
-Mnie? To chyba ją! Przecież nic jej nie zrobiłam.
-Mamy światków...
-Kogo niby?
-Sarę i Payton.
-Przecież to jest śmieszne! To jej świta. Powiedzą wszystko co im każe Monic. Dziewczyno, po co to robisz, po co kłamiesz? Przecież nawet cię nie dotknęłam!- krzyczałam.
-Widzi pan, ona jest agresywna, lepiej ją zawiesić- zgrywała niewiniątko.
-To jest bez sensu. Nic nie zrobiłam, nawet z nią nie gadam. Unikam jej jak ognia, po co miałabym zwracać na nią jakąkolwiek uwagę?!
-Sprawa oczywiście nie jest jeszcze wyjaśniona, ale nie widzę powodów, by Monic kłamała i to w takiej sprawie. Nie spodziewałem się tego po tobie, Jazmyn.
-A ja nie sądziłam, że będę oskarżana o coś takiego!- wściekła wyszłam z gabinetu. Myślałam, że wybuchnę. Co ona sobie myśli? Że pójdzie jej tak łatwo? Że na ściemnia, zrobi minkę pokrzywdzonej i wszyscy jej uwierzą? Nie dopuszczę do tego. Nie mogą mnie zawiesić za coś, czego nie zrobiłam! To nie fair!...
Dzwonek. Przerwa na lunch. Cały czas byłam wściekła. Przyjaciele dopytywali, o co poszło, ale ja nie chciałam gadać nawet z nimi.
Jak zawsze usiedliśmy przed szkołą, przy stoliku. Nic nie jadłam:
-Jazmyn, powiesz co się stało? Po co byłaś u dyrektora?- nalegał Chaz.
-No proszę, proszę, kogo ja widzę- zachichotała Monic.
-Odwal się, plasticzku- burknęłam.
-Zawieszą cię- zaśmiała się durnie.
-O co ci chodzi?! Zazdrość cię zżera?
-O ciebie? Śmieszna jesteś.
-To po co kłamiesz?! Po co ta cała scena, że cię poniżam, ośmieszam? Przecież sama to robisz!
-Zamknij się!
-Zazdrościsz mi, że mam PRAWDZIWYCH przyjaciół? Że robię coś w życiu i mi to wychodzi? Że nie muszę pchać się chłopakom do łóżka, żeby się mną zainteresowali? Że nie jestem sztuczną panienką, jak ty? Że jestem tym kim ty nigdy nie będziesz? Że jestem sobą?!
-Nie wiem, co Justin widzi w tobie.
-To o to ci chodzi? O Justina? Ha, on nawet nie wie o twoim istnieniu. Nigdy by na ciebie nie spojrzał, a wiesz czemu? Bo jesteś pozerką, bo dowartościowujesz się, krzywdząc innych, bo jesteś zwykłą suką!
-Jeszcze tego pożałujesz. Zawieszą cię. Dyrektor je mi z ręki. Zniszczę cię.
-Nigdy ci się to nie uda. Prędzej zniszczysz samą siebie- zamknęła się. Zmierzyła mnie i odeszła. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszyscy bali się jej "podskoczyć", ale nie ja.
Właśnie skończyły się lekcje. Dzisiaj musiałam być wcześniej niż zwykle, na treningu, bo tą godzinę ustalili sobie moi "podopieczni". Od razu po szkole gnałam do studia...
-Cześć wszystkim!
-Cześć- odpowiedzieli chórem.
-Dobra, to do której dzisiaj ćwiczycie?
-Do 18-19 jakoś- odpowiedziała Alice.
-Okej, no to powodzenia- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon:
-Cześć Justin!
-Cześć Jazzy, nie przeszkadzam?
-No co ty!- zaśmiałam się.
-Słyszałem o tej całej sprawie z tą Monic...
-Szkoda słów.
-Rozumiem. O której będziesz w domu?
-Zaraz prowadzę zajęcia za Alison, ale moja grupa robi sobie trening, gdzieś do 19. A czemu pytasz?
-A nie, no to już nic- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Justin, coś się stało?
-Chciałem zapytać, czy...- zawiesił się?
-Czy?- ponaglałam po.
-Czy umówiłabyś się ze mną dzisiaj...- stop, czy on mnie zaprasza na randkę?!
-Justin, czy ty...
-Tak-przerwał mi.
-O której mam być gotowa?
-Ale przecież...
-To nie problem!
-Dobrze więc... Dasz radę tak na 18?
-Jasne! Do zobaczenia- rozłączyłam się. Chwila! UMÓWIŁAM SIĘ Z JUSTINEM BIEBEREM?!
Właśnie weszłam do domu. Wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam włosy. Owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Napisałam do Meg, że spotykam się z Justinem. Kurcze, ciesze się, jak dziecko! Ubrałam zwiewną sukienkę do połowy ud. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko je podkręciłam. Pomalowałam się, psiknęłam ulubionymi perfumami i zeszłam na dół:
-Jacie...- zmierzyła mnie siostra.
-Źle?- skrzywiłam się.
-Ślicznie, Justin jest twój jak nic-zaśmiała się.
-Oj zamknij się, boje się-westchnęłam.
-Czego?
-Jak to będzie. A jak spyta, czy będziemy razem? Co ja mam w tedy zrobić?
-To co będzie mówiło ci serce- uśmiechnęła się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to chłopak, z którym mam spędzić dzisiejszy wieczór. Moja intuicja mnie nie zawiodła:
-Jejku, wyglądasz pięknie- zmierzył mnie szatyn.
-Dziękuje-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Byłam strasznie podekscytowana. Justin nie chciał mi nic powiedzieć. Nie mogłam się doczekać kiedy samochód w końcu się zatrzyma. Droga, bardzo mi się dłużyła. Minęło zaledwie 5 minut, a dla mnie była to wieczność. W końcu się zatrzymaliśmy. Justin tworzył mi drzwi. Kojarzyłam skądś tą okolicę, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło. Każdy jego dotyk sprawiał, że odpływałam. Drugą ręką zasłonił mi oczy:
-Chodź- szepnął.
-Justin...-powiedziałam piskliwie.
-Shh- uciszył mnie.
Szliśmy. Chłopak, co chwilę ostrzegał mnie mówiąc: "krawężnik", "uważaj stopień". Chciałbym już tam być. Ale gdzie? Sama nie wiem lecz wiem, że bardzo, chciałam zobaczyć TO miejsce:
-Justin, mogę już odsłonić oczy, proszę- jęczałam, jak 4. latek.
-Dobrze- wziął dłoń, z moich oczu. Rozejrzałam się. Zaniemówiłam.-Pamiętasz to miejsce?-szepnął. Pamiętałam. Doskonale. To było NASZE miejsce. Staliśmy na wzgórzu. Był stąd piękny widok na miasto. Niczym z filmu. Znaleźliśmy kiedyś to miejsce z Justinem, gdy planowaliśmy ucieczkę z domu. Musieliśmy mieć gdzie później się podziać. W sumie nie mam pojęcia dlaczego chcieliśmy zwiać. Między drzewami zbudowaliśmy prowizoryczny, ale bardzo przestronny i przytulny "domek na ziemi". Tak właśnie na to mówiliśmy. Na samą myśl, chciało mi się śmiać. Trochę się tutaj pozmieniało. Korony drzew się rozrosły. Było mniej miejsca. Nasz domek, był trochę zniszczony przez wiatr, deszcze, burze. Pewnie jakieś zwierzęta również tutaj były. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe, co dawało niesamowicie, romantyczny nastrój. Na trawie, przed "domkiem", koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina" leżał duży, włochaty koc, gitara i dwie poduszki. Obok stał kosz piknikowy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza:
-Co się stało?-zapytał troskliwie.
-Dziękuje. Dziękuje, za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Za tyle wspaniałych wspomnień, związanych z tym miejscem.- chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił.
Potrzebowałam tego.Takiego spotkania, tylko z nim:
-Jazzy pamiętasz... to tutaj pierwszy raz się pocałowaliśmy- uśmiechnął się lekko.
-Tak, pamiętam- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Ała!- zaśmiał się. Rzuciłam w niego winogronem. Zrobił to samo.
-Łap!- trafiłam prosto do jego ust-brawo!- zaczęliśmy się śmiać. Justin zaczął mnie łaskotać:
-Proszę, nie! Justin, aaa! Wiesz, że mam łaskotki- krzyczałam przez śmiech.
-No, właśnie wiem, kochanie- śmiał się.
Żartowaliśmy. Wspominaliśmy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwoliliśmy na to, by kariera nas rozdzieliła:
-Muszę ci coś powiedzieć- chłopak z poważniał.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie, to znaczy tak- westchnął.- Jazmyn, słucha ja... Jak mam to powiedzieć? Kurczę, po prostu, ja nie umiem tak dłużej...
-Ale...- bałam się, co chce dalej powiedzieć.
-Poczekaj. Chodzi o to, że podobasz mi się. Nie chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, chcę, żebyśmy byli parą. Chce móc iść po ulicy trzymając cię za rękę. Całować cię, przytulać w każdym miejscu na ziemi i być... być z tobą.
-Justin, wiesz, że jesteś cudowny i chciałbym, żebyśmy byli razem, ale...- urwałam.
-Ale...- posmutniał.
-Ale nie chcę cię więcej stracić. Nie chcę, żebyśmy znowu przechodzili to co kiedyś, za bardzo mi na tobie zależy.
-Mnie na tobie również, więc nie pozwolę, na to, by coś raz jeszcze nas rozdzieliło. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, ze względu na prywatność, czy...
-Tak- przerwałam mu.
-Ale co tak?-zapytał zdezorientowany,
-Tak, chcę być z tobą- uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Przytulił mnie mocno. Czułam się tak bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi...
~~*~~
Dziękuje, za to, że jesteście i mimo, moich dłuuuugich przerw czytacie, naprawdę. Jesteście wspaniałe. Mam nadzieję, że się podobało. Jeżeli tak, czy też nie, na dole zostawcie opinie, żebym wiedziała nad czym mam jeszcze popracować. c:
Jak wam się podoba teledysk do Beauty And A Beat? Bo mi bardzo! #BAAB Jaram się nim tak, że łohohoho *____*
#body rock
Obok mnie stała jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Spoglądała na mnie:
-Nie no nie wytrzymam, muszę zapytać. Ty jesteś Jazmyn Carter?- zapytała.
-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.
-No jak to skąd? Powiedz mi jaka dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat nie wie kim jesteś?
-Ach, no tak Justin...- uśmiechnęłam się sztucznie.
-To przykre, że znają cię przez Justina, a nie przez to kim jesteś?- spytała delikatnie.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, hm- próbowałam zmienić temat.
-To nie prawda! Ludzie znali cię już wcześniej. Jako choreografkę. Są osoby które cenią ciebie właśnie za to. Za to, że tańczysz i dzielisz się tym ze światem-złapała mnie za ramię.
-Dziękuje. To naprawdę mile, co mówisz.
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? i prosić o autograf?
-Jasne- przyznam, nie często spotykałam się z takimi pytaniami.
Autobus się spóźnił. Pięknie. Wsiadłam i zajęłam miejsce z tyłu. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi. Starałam się to ignorować.
Miałam jeszcze pięć minut, gdy stanęłam w progu głównego wejścia do szkoły. Miałam zamiar grzecznie dojść do szafki, a następie na lekcję. Wiedziałam, że nie jest mi o pisane:
-Dzień dobry panno Carter.
-Dzień dobry- odpowiedziałam dyrektorowi.
-Po dzwonku przyjdź do mojego gabinetu- powiedział poważnym tonem dyrektor. Zlękłam się. Nigdy nie mówił tak poważne, przynajmniej nie do mnie.
Zadzwonił dzwonek. Złapałam Debby:
-Ej, powiedz nauczycielce, że jestem u dyrektora, okej?
-Jasne, a co się stało?
-Sama nie wiem. Eh...- zmierzyłam w kierunku gabinetu pana Smitha. Nie powiem, byłem zdenerwowana, bo w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Przed drzwiami dostrzegłam mojego największego wroga- Monic. Nienawidziłam jej. Dlaczego? Bo jest sztuczną laską, która łasi się do każdego chłopaka. Chyba nie muszę mówić, w jakim celu. Zawsze robi wszystko by mnie upokorzyć, żebym wyszła na tą najgorszą. Jest zazdrosna. Uh, nawet nie mam ochoty na nią patrzeć:
-Zapraszam panie do środka- wychylił się zza drzwi mężczyzna. Pewnym krokiem weszłam i usiadłam na krześle. Monic, obok mnie, a dyrektor po drugiej stronie biurka.
-Mogę wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłam?- spytałam dość podirytowana.
-Jeszcze udaje głupią, pff o sorry ona nią jest, ha.
-Lepsze teksty były w podstawówce.
-Dziewczyny, spokój! Jazmyn, może ty mi wyjaśnisz podwód tego "spotkania".
-Nie rozumiem, jaki podwód. Proszę pana, sama nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam- zdziwiłam się.
-Dobrze, więc... Monic przyszła do mnie ze skargą, że jest przez ciebie nękana, prześladowana, poniżana, a ostatnio bez powodu zaczęłaś ją szarpać. Co to ma znaczyć?
-Że co? To kłamstwa wyssane z palca.
-Obawiam się, że będę musiał zawiesić cię w prawach ucznia- mówił spokojnie.
-Mnie? To chyba ją! Przecież nic jej nie zrobiłam.
-Mamy światków...
-Kogo niby?
-Sarę i Payton.
-Przecież to jest śmieszne! To jej świta. Powiedzą wszystko co im każe Monic. Dziewczyno, po co to robisz, po co kłamiesz? Przecież nawet cię nie dotknęłam!- krzyczałam.
-Widzi pan, ona jest agresywna, lepiej ją zawiesić- zgrywała niewiniątko.
-To jest bez sensu. Nic nie zrobiłam, nawet z nią nie gadam. Unikam jej jak ognia, po co miałabym zwracać na nią jakąkolwiek uwagę?!
-Sprawa oczywiście nie jest jeszcze wyjaśniona, ale nie widzę powodów, by Monic kłamała i to w takiej sprawie. Nie spodziewałem się tego po tobie, Jazmyn.
-A ja nie sądziłam, że będę oskarżana o coś takiego!- wściekła wyszłam z gabinetu. Myślałam, że wybuchnę. Co ona sobie myśli? Że pójdzie jej tak łatwo? Że na ściemnia, zrobi minkę pokrzywdzonej i wszyscy jej uwierzą? Nie dopuszczę do tego. Nie mogą mnie zawiesić za coś, czego nie zrobiłam! To nie fair!...
Dzwonek. Przerwa na lunch. Cały czas byłam wściekła. Przyjaciele dopytywali, o co poszło, ale ja nie chciałam gadać nawet z nimi.
Jak zawsze usiedliśmy przed szkołą, przy stoliku. Nic nie jadłam:
-Jazmyn, powiesz co się stało? Po co byłaś u dyrektora?- nalegał Chaz.
-No proszę, proszę, kogo ja widzę- zachichotała Monic.
-Odwal się, plasticzku- burknęłam.
-Zawieszą cię- zaśmiała się durnie.
-O co ci chodzi?! Zazdrość cię zżera?
-O ciebie? Śmieszna jesteś.
-To po co kłamiesz?! Po co ta cała scena, że cię poniżam, ośmieszam? Przecież sama to robisz!
-Zamknij się!
-Zazdrościsz mi, że mam PRAWDZIWYCH przyjaciół? Że robię coś w życiu i mi to wychodzi? Że nie muszę pchać się chłopakom do łóżka, żeby się mną zainteresowali? Że nie jestem sztuczną panienką, jak ty? Że jestem tym kim ty nigdy nie będziesz? Że jestem sobą?!
-Nie wiem, co Justin widzi w tobie.
-To o to ci chodzi? O Justina? Ha, on nawet nie wie o twoim istnieniu. Nigdy by na ciebie nie spojrzał, a wiesz czemu? Bo jesteś pozerką, bo dowartościowujesz się, krzywdząc innych, bo jesteś zwykłą suką!
-Jeszcze tego pożałujesz. Zawieszą cię. Dyrektor je mi z ręki. Zniszczę cię.
-Nigdy ci się to nie uda. Prędzej zniszczysz samą siebie- zamknęła się. Zmierzyła mnie i odeszła. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszyscy bali się jej "podskoczyć", ale nie ja.
Właśnie skończyły się lekcje. Dzisiaj musiałam być wcześniej niż zwykle, na treningu, bo tą godzinę ustalili sobie moi "podopieczni". Od razu po szkole gnałam do studia...
-Cześć wszystkim!
-Cześć- odpowiedzieli chórem.
-Dobra, to do której dzisiaj ćwiczycie?
-Do 18-19 jakoś- odpowiedziała Alice.
-Okej, no to powodzenia- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon:
-Cześć Justin!
-Cześć Jazzy, nie przeszkadzam?
-No co ty!- zaśmiałam się.
-Słyszałem o tej całej sprawie z tą Monic...
-Szkoda słów.
-Rozumiem. O której będziesz w domu?
-Zaraz prowadzę zajęcia za Alison, ale moja grupa robi sobie trening, gdzieś do 19. A czemu pytasz?
-A nie, no to już nic- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Justin, coś się stało?
-Chciałem zapytać, czy...- zawiesił się?
-Czy?- ponaglałam po.
-Czy umówiłabyś się ze mną dzisiaj...- stop, czy on mnie zaprasza na randkę?!
-Justin, czy ty...
-Tak-przerwał mi.
-O której mam być gotowa?
-Ale przecież...
-To nie problem!
-Dobrze więc... Dasz radę tak na 18?
-Jasne! Do zobaczenia- rozłączyłam się. Chwila! UMÓWIŁAM SIĘ Z JUSTINEM BIEBEREM?!
Właśnie weszłam do domu. Wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam włosy. Owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Napisałam do Meg, że spotykam się z Justinem. Kurcze, ciesze się, jak dziecko! Ubrałam zwiewną sukienkę do połowy ud. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko je podkręciłam. Pomalowałam się, psiknęłam ulubionymi perfumami i zeszłam na dół:
-Jacie...- zmierzyła mnie siostra.
-Źle?- skrzywiłam się.
-Ślicznie, Justin jest twój jak nic-zaśmiała się.
-Oj zamknij się, boje się-westchnęłam.
-Czego?
-Jak to będzie. A jak spyta, czy będziemy razem? Co ja mam w tedy zrobić?
-To co będzie mówiło ci serce- uśmiechnęła się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to chłopak, z którym mam spędzić dzisiejszy wieczór. Moja intuicja mnie nie zawiodła:
-Jejku, wyglądasz pięknie- zmierzył mnie szatyn.
-Dziękuje-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Byłam strasznie podekscytowana. Justin nie chciał mi nic powiedzieć. Nie mogłam się doczekać kiedy samochód w końcu się zatrzyma. Droga, bardzo mi się dłużyła. Minęło zaledwie 5 minut, a dla mnie była to wieczność. W końcu się zatrzymaliśmy. Justin tworzył mi drzwi. Kojarzyłam skądś tą okolicę, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło. Każdy jego dotyk sprawiał, że odpływałam. Drugą ręką zasłonił mi oczy:
-Chodź- szepnął.
-Justin...-powiedziałam piskliwie.
-Shh- uciszył mnie.
Szliśmy. Chłopak, co chwilę ostrzegał mnie mówiąc: "krawężnik", "uważaj stopień". Chciałbym już tam być. Ale gdzie? Sama nie wiem lecz wiem, że bardzo, chciałam zobaczyć TO miejsce:
-Justin, mogę już odsłonić oczy, proszę- jęczałam, jak 4. latek.
-Dobrze- wziął dłoń, z moich oczu. Rozejrzałam się. Zaniemówiłam.-Pamiętasz to miejsce?-szepnął. Pamiętałam. Doskonale. To było NASZE miejsce. Staliśmy na wzgórzu. Był stąd piękny widok na miasto. Niczym z filmu. Znaleźliśmy kiedyś to miejsce z Justinem, gdy planowaliśmy ucieczkę z domu. Musieliśmy mieć gdzie później się podziać. W sumie nie mam pojęcia dlaczego chcieliśmy zwiać. Między drzewami zbudowaliśmy prowizoryczny, ale bardzo przestronny i przytulny "domek na ziemi". Tak właśnie na to mówiliśmy. Na samą myśl, chciało mi się śmiać. Trochę się tutaj pozmieniało. Korony drzew się rozrosły. Było mniej miejsca. Nasz domek, był trochę zniszczony przez wiatr, deszcze, burze. Pewnie jakieś zwierzęta również tutaj były. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe, co dawało niesamowicie, romantyczny nastrój. Na trawie, przed "domkiem", koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina" leżał duży, włochaty koc, gitara i dwie poduszki. Obok stał kosz piknikowy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza:
-Co się stało?-zapytał troskliwie.
-Dziękuje. Dziękuje, za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Za tyle wspaniałych wspomnień, związanych z tym miejscem.- chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił.
Potrzebowałam tego.Takiego spotkania, tylko z nim:
-Jazzy pamiętasz... to tutaj pierwszy raz się pocałowaliśmy- uśmiechnął się lekko.
-Tak, pamiętam- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Ała!- zaśmiał się. Rzuciłam w niego winogronem. Zrobił to samo.
-Łap!- trafiłam prosto do jego ust-brawo!- zaczęliśmy się śmiać. Justin zaczął mnie łaskotać:
-Proszę, nie! Justin, aaa! Wiesz, że mam łaskotki- krzyczałam przez śmiech.
-No, właśnie wiem, kochanie- śmiał się.
Żartowaliśmy. Wspominaliśmy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwoliliśmy na to, by kariera nas rozdzieliła:
-Muszę ci coś powiedzieć- chłopak z poważniał.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie, to znaczy tak- westchnął.- Jazmyn, słucha ja... Jak mam to powiedzieć? Kurczę, po prostu, ja nie umiem tak dłużej...
-Ale...- bałam się, co chce dalej powiedzieć.
-Poczekaj. Chodzi o to, że podobasz mi się. Nie chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, chcę, żebyśmy byli parą. Chce móc iść po ulicy trzymając cię za rękę. Całować cię, przytulać w każdym miejscu na ziemi i być... być z tobą.
-Justin, wiesz, że jesteś cudowny i chciałbym, żebyśmy byli razem, ale...- urwałam.
-Ale...- posmutniał.
-Ale nie chcę cię więcej stracić. Nie chcę, żebyśmy znowu przechodzili to co kiedyś, za bardzo mi na tobie zależy.
-Mnie na tobie również, więc nie pozwolę, na to, by coś raz jeszcze nas rozdzieliło. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, ze względu na prywatność, czy...
-Tak- przerwałam mu.
-Ale co tak?-zapytał zdezorientowany,
-Tak, chcę być z tobą- uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Przytulił mnie mocno. Czułam się tak bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi...
~~*~~
Dziękuje, za to, że jesteście i mimo, moich dłuuuugich przerw czytacie, naprawdę. Jesteście wspaniałe. Mam nadzieję, że się podobało. Jeżeli tak, czy też nie, na dole zostawcie opinie, żebym wiedziała nad czym mam jeszcze popracować. c:
Jak wam się podoba teledysk do Beauty And A Beat? Bo mi bardzo! #BAAB Jaram się nim tak, że łohohoho *____*
#body rock
wtorek, 28 sierpnia 2012
7.Cool story Bro.
Miłego Czytania :)
Obudziłam się dość wcześnie. Wykonałam poranne czynności,
ubrałam się i zeszłam na dół. Rodzice w pracy, a Susuan jeszcze chyba spała.
Zrobiłam śniadanie w postaci kanapek i zasiadłam przed telewizorem.
Przerzucałam kanały jak „wariatka”. Nie mogłam się na nic zdecydować.
Potrafiłam 4. Przelecieć ten sam program. W końcu coś znalazłam.
Usłyszałam
dźwięk sms w moim telefonie i momentalnie się ocknęłam. Wzięłam urządzenie do
ręki:
„Cześć. Moglibyśmy się
spotkać tam gdzie wczoraj za 30 min.? ;)”
Bez wahania odpisałam
Justinowi:
„Jasne ;>”
Poszłam na górę szybko się ogarnąć.
Rozczesałam
włosy. Przebrałam się, schowałam telefon do tylnej kieszeni i wyszłam z domu.
Widziałam
go. Widziałam go już z daleka. Był tam, czekał na mnie, miał przy sobie gitarę.
Postanowiłam „zajść” go od tyłu. Stałam już
dosłownie metr od niego. Nie widział mnie, byłam za nim, a ja z niewiadomych mi
powodów bałam się odezwać. Wziął do ręki gitarę i zaczął śpiewać, ale nie tak
po prostu:
I'm falling in, I'm falling down
I wanna begin but I don't know how
To let you know, how i'm feeling
I'm high on hope, I'm reeling
And I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
Kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Hand in hand, sparkling eyes
The days are bright and so are the nights
Cause when i'm with you, I'm grinning
Once I was through, but now i'm winning
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Let me walk through life with you
Everybody dreams of having what we do
Like we're rolling thunder, you pull me out from under
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
A heart on fire*
I wanna begin but I don't know how
To let you know, how i'm feeling
I'm high on hope, I'm reeling
And I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
Kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Hand in hand, sparkling eyes
The days are bright and so are the nights
Cause when i'm with you, I'm grinning
Once I was through, but now i'm winning
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Let me walk through life with you
Everybody dreams of having what we do
Like we're rolling thunder, you pull me out from under
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
A heart on fire*
To było coś wspaniałego. To było widać, widać, że śpiewa
to z serca. Spuścił głowę w dół:
-Piękne- szepnęłam.
-Tylko dlaczego nie mam odwagi zaśpiewać tego przed nią?
Gdyby wiedziała jak bardzo żałuję, jak cholernie mi na niej zależy, jak bardzo
nie chce jej stracić.
-Justin?- spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Jazmyn, ja…
-Ja wiem o tym- przerwałam mu. Usiadłam na ławce okrakiem.
Spojrzał na mnie.
-Ta piosenka, ona jest dla ciebie. Chciałem ci ją zaśpiewać,
ale żeby to wyglądało inaczej, ja po prostu- a ja po prostu go pocałowałam.
Znowu to zrobiliśmy. Ja nie chcę, to znaczy, chcę, bardzo, ale nie mogę- Jest
przepiękna.
-Jazmyn, to jak teraz z nami będzie?
-Nie wiem Justin ja cię prawie nie znam.
-Co?! O czym ty mówisz.
-No tak. Kurde, minęło 5 lat. Ja, ty, my się zmieniliśmy.
-Jazmyn, okej, racja minęło sporo czasu, ale to nie znaczy,
że mnie prawie nie znasz.
-Ale… Jesteśmy teraz starsi, doroślejsi, mądrzejsi, po
prostu inni. Może nie do końca, ale i tak się zmieniliśmy. No chyba nie
powiesz, że jesteś taki sam jak pięć lat temu?
-No nie, ale…
-Mamy inne poglądy na wszystko, inaczej się ubieramy, mamy
inne zdania na większość tematów, słuchamy innej muzyki, lubimy co innego.
Justin, ja nawet nie wiem z kim ty się teraz kumplujesz.
-Dobra, jesteśmy inni, ale co ty chcesz przez to powiedzieć.
-Chcę powiedzieć, że jeżeli mielibyśmy myśleć o NAS to musimy się lepiej poznać.
-Dobrze, rozumiem- spuścił głowę.- Jazzy? A co powiemy
znajomym?- przyznam, że nie wiedziałam, co mam w tym momencie powiedzieć.
-Nie wiem, na razie powiedzmy, że się nie dawno poznaliśmy
ok?
-Nie chcesz im powiedzieć prawdy?- zdziwił się.
-Nie, Justin nie o to chodzi. To są moi przyjaciele i po
prostu, ja nie wiem jak mam im to powiedzieć, rozumiesz? Powiemy im, ale za
jakiś czas, dobrze?
-Jasne, rozumiem- przytulił mnie. Wstaliśmy i ruszyliśmy w
kierunku mojego domu.
Lubię
moją okolice. Nie jest za spokojna, ani za, hm… niebezpieczna? Stanęliśmy przed
moim domem:
-To ja już chyba pójdę- powiedział niepewnie chłopak.
-Nie wejdziesz? – zapytałam.
-Wiesz, to znaczy…ym…
-Nie, okej jak nie chcesz to nie będę cię zmuszać- uśmiechnęłam
się sztucznie.
-Nie, czekaj. Nie chodzi o to, że nie chcę, tylko… no nie
wiem jak zareagują twoi rodzice…
-Justin kiedyś i tak tu wejdziesz, nie? No to chodź teraz-
pociągnęłam go a rękę. Wzięliśmy głęboki wdech i przekroczyliśmy próg
domu. Rodzice siedzieli w salonie. Spojrzałam
na Justina, był przerażony:
-Wróciłam- krzyknęłam i pociągnęłam chłopaka za sobą do
salonu.
-Jazmyn, zaraz będzie…- w tym momencie mamę dosłownie
zamurowało- Justin?!
-Dzień dobry…-uśmiechnął się niewinnie.
-Jezu to naprawdę ty!- mam rzuciła się na niego jakby wrócił
jej zaginiony syn. Szok. Bieber podał rękę mojemu tacie, ale ten także go
uścisną. Kiedyś był dla nich jak syn. On dużo czasu spędzał u mnie, a ja u
niego. Jak tylko sobie przypomniało od razu zrobiło mi się tak jakoś ciepło w
środku:
- A Pattie? Jak ona się ma?! Gdzie ona jest?- zapytała
podekscytowana matka.
-Dobrze, dziękuję. Mama jest w domu- odpowiedział chłopak.
-Musze się z nią spotkać, jeju. To naprawdę wy. Jesteście
tu. Ojeju- mam cieszyła się jak głupia. Nie musze chyba wspominać, że nas to
bawiło.
-Zadzwoń do niej, a nie- mówiłam przez śmiech.
-Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Dajcie mi
numer, proszę- Justin bez wahania podał numer do swojej matki. Blondynka jeszcze
raz uścisnęła Biebera i szybko wykonała telefon, wychodząc na zewnątrz.
-Cieszę się, że wróciłeś Justin- powiedział ojciec zerkając
na mnie. Doskonale wiedział jak przeżywałam wyjazd Justina, jaki był mi bliski-
Mam nadzieję, że już zawsze zostaniesz- powiedział uśmiechnięty. Szepnęłam pod
nosem „ja też”. Wiedziałam, że chłopakowi zrobiło się trochę głupio.
-Przepraszam- powiedział spuszczając głowę szatyn. Ojciec
posłał mu ciepły uśmiech, poklepał po ramieniu i wyszedł. Nie umiał się na niego gniewać. W końcu on
dla Justina był kiedyś jak ojciec. Wszyscy wiemy, jak to było z tatą Justina, więc
dlatego ten ma szacunek do moich rodziców, że zaopiekowali się nim i jego matką. Przytuliłam Justina i
poszliśmy do mnie.
Szatyn
usiadł na krześle. Rozglądał się po pokoju:
-Masz. Powinnam ci to oddać- podałam mu do ręki tą
skrzyneczkę.
-Nie, zatrzymaj ją.
-Ej, Jazzy… Aaaaa, Justin!-krzyknęła szczęśliwa Susan, która
właśnie weszła do pokoju.
-Susan!- dziewczyna podbiegła do niego i mocno przytuliła.
Zaczęła szybko mówić, na co Justin tylko się śmiał.
Usiadłam
na łóżku bawiąc się bransoletką na moim nadgarstku. Chłopak szepnął coś Susan
na ucho. Dziewczyna wyszła z pokoju. Ukucnął przede mną. Złapał mnie za podbródek,
zmuszając tym samym bym na niego spojrzała:
-Ej, co jest?- szepnął troskliwie.
-Justin… Wszyscy, którzy cię zobaczyli cieszyli się, a ja?
Nie, że się nie cieszę, bo bardzo, ale…
-Mała, przestań. Mam pomysł, czekaj- wyszedł z pokoju, po
chwili wszedł- Jazmyn, kochanie! Aaaa, w końcu się zobaczyliśmy!- darł się.
-Aaa Justin, to ty?!- nie mogłam się powstrzymać od śmiechu,
on tak samo. Złapał mnie w tali. Podniósł i zakręcił- Wariat!- szepnęłam mu do
ucha.
-Lepiej?
-O wiele, dziękuje- pocałowałam go w policzek.
Minęły
już 3 tygodnie. Wszystko chyba wraca do normy. Jestem taka szczęśliwa, że
Justin jest przy mnie. Przyjaciołom, czyli Megan, Catlin i Christianowi jeszcze
nie powiedzieliśmy całej prawdy. Myślą, że poznaliśmy się na jakimś koncercie.
Nie, nie jesteśmy z Justinem parą. Został ostatni miesiąc do wakacji.
Właśnie
siedzimy u Ryana i gramy w butelkę. Jesteśmy wszyscy, dosłownie, Justin też.
Christian zakręcił butelką, wypadło na mnie:
-Pytanie, czy zadanie?- zapytał radośnie <ok>.
-Zadanie- odpowiedziałam dumnie.
-Zadanie, hm? Okej… to masz…
przez… minutę całować się… Justinem- powiedział triumfalnie.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem równocześnie na niego.
-Joł, zawsze jak ktoś się całował to przez jakieś 10. Sekund,
a tu minuta- zaśmiał się Ryan.
-Ej, ale wiecie tak… namiętnie- ruszał teatralnie brwiami,
Chris. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Ukucnęłam przed „moim
zadaniem”, delikatnie się uśmiechnął. Spojrzałam na jego usta i co? No,
zaczęłam go całować, a reszta mierzyła czas. Justin powoli wsadził mi język do
ust. Podobało mi się co wyrabiał z nim. Delikatnie masował moje podniebienie.
Czas się skończył. A ja wcale nie chciałam kończyć. Wróciłam na miejsce i
zakręciłam butelką. Wypadło na Megan. Wybrała pytanie:
-Czy kiedykolwiek myślałaś, że mogłabyś być z Chazem?- zawahała
się, a ten spiorunował mnie wzrokiem.
-Tak- odpowiedziała szybko. I zakręciła butelką. Wypadło na
Ryana. Miał wybiec w samej bieliźnie przed
dom. Oczywiście nie obeszło się, bez zrobienia fotek. Ryan zakręcił. Wyszło na
Chaza. Kazał mu w zemście na Megan zrobić jej malinkę na szyi. Później był
mniej istotne zadnia. W końcu zakręciła Catlin. Butelka wskazała Justina.
Chłopak wybrał zadanie, ale ona bardzo chciała zadać mu pytanie. Zgodził się:
-Okej, Justin, kogo z nas znasz najdłużej? – właściwie sama
nie wiem dlaczego tak bardzo, chciała go o to zapytać. Szatyn spojrzał na mnie,
a ja skinęłam głową.
-Jazmyn…
-Co? Przecież poznaliście się niedawno, a Chaz i Ryan?
-Tak, znam ich od 5 klasy, ale Jazzy znam od urodzenia-
trójka spojrzała na nas jak na jakiś dziwolągów. I w tym właśnie momencie
postanowiliśmy z Justinem, że powiemy im całą prawdę.
To był
dla nich szok. Megan patrzyła na mnie z wyrzutem:
-Cool story Bro- skomentował to Christian- Czemu nic nie powiedzieliście od razu?
-To prze ze mnie. Ja bałam się wam powiedzieć, nie wiedziałam
jak.
-Chaz, Ryan? A wy, co!- mówiła podniesionym głosem Megan.
-Nie, Megan nie krzycz na nich. My się ledwo z nimi
znaliśmy, a potem Justin wyjechał. Ja nie utrzymywałam z nimi kontaktu. Justin
tak. Mówiłam ci, że jak miałam 13 lat wyjechałam z kraju na dwa lata.
Mieszkałam w Polsce, ale wróciłam. I wtedy zaprzyjaźniłam się z chłopakami, a
miesiąc później poznałam was.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam do tego wracać.
-Oszukałaś mnie.
-Megan, przepraszam. Musisz zrozumieć.
-Nie muszę, okłamałaś
mnie. Nigdy nie miałam przed tobą żadnych tajemnic, ty podobno też, a jednak.
-Nie mogłam ci o tym powiedzieć…
-Czyli mi nie ufałaś, myślałam, że się przyjaźnimy.
-Bo tak jest! Ufam ci, nie mów tak.
-Gdybyś mi ufała, to byś mi powiedziała. Kurde, Jazmyn ukrywałaś
przede mną takie coś. Podobno byłam ci bliska, ale chyba nie na tyle. Nie chce
cię więcej widzieć. Cały czas mnie oszukiwałaś!
-Megan do cholery nie mów tak!- myślałam, że zaraz się rozpłaczę.
-Gdybym coś dla ciebie znaczyła, nie ukrywałabyś tego przede
mną!- łzy spływały po jej policzkach. Odwróciła się i chciała wybiec. Justin
zatrzymał ją. Próbował wytłumaczyć, ale to nie robiło na niej żadnej różnicy.
Krzyknęła, że nie chce mnie więcej widzieć i wybiegła z domu. Rozpłakałam się.
Justin przytulił mnie i próbował uspokoić:
-Shh, nie płacz.
-Justin, to moja przyjaciółka.
-Wiem, shh- głaskał mnie po głowie. Catlin próbowała się
dodzwonić do Megan. Powiedziałam, że idę do domu. Justin z Chazem poszli mnie
odprowadzić, a Catlin została u Ryana.
-Chaz, czy ja naprawdę jestem taka wredna? Przecież ona jest
dla mnie jak siostra.
-Jazzy, to był dla niej szok. Musi to przemyśleć- doszliśmy
do mojego domu. Pożegnałam się z chłopakami i od razu poszłam do mojego pokoju.
Minęły
3 dni odkąd Megan ze mną nie rozmawia.
Czy to, że jej nie powiedziałam jest naprawdę powód, żeby wszystko skończyć?
Dostałam od niej sms z prośbą o spotkanie. Boje się.
Była
15:20, czekałam w parku na Megan, powinna za chwile tu być. Nie minęło pięć
minut, a dziewczyna się zjawiła, usiadła obok mnie:
-Jazmyn, przepraszam. Przepraszam, że się tak zachowałam,
nie powinnam była. Jestem głupia.
-Megan, nie jesteś…
-Rozmawiałam z Justinem… Uświadomił mi wszystko. Wiem, że
było to dla ciebie trudne. Wiem też, że jestem dla ciebie ważna, tylko po
prostu ja w tedy zachowałam się jak idiotka… przepraszam- przytuliłam ją-
Między nami okej?
-Oczywiście!
-Ej, Jazzy.
-Hm?
-Justin jest naprawdę dobrym chłopakiem. Nie pozwól mu
więcej odejść- posłała mi ciepły uśmiech.
~*~
* Hart On Fire- Jonathan Clay. Chciałam wykorzystać piosenkę Justina, ale jednak postawiłam na tą <3
Siemka :3 Rozdział krótki i może nie do końca mi się podoba,
ale jest okej ;)
Nie mam kompletnie pomysłu co może być dalej, więc jak macie
jakieś pomysły to piszcie ;> Najlepiej tu : 43159484- numer gadu-gadu. ;)
A tak wg, to muszę wam coś opowiedzieć xd
Siedzę sobie i nagle przychodzi do mnie chłopak mojej
siostry:
-Ej, Karina. Wiozłem dzisiaj paczkę do jakiegoś typka-
Łukasz jest kurierem- on wychodzi i miał koszulkę z napisem „Kogo wyruchał
Justin Bieber?”, jakoś tak po angielsku.
-Serio?
-No, chciałem zrobić zdjęcie, ale to by głupio wyglądało.
-Trzeba było się zaczaić.
Hhahaha, nieźle ; d
Tak wg, cieszę się, że to czytacie i wam się podoba ;)
Jednak gdyby wam się cokolwiek nie podobało to piszcie J
Przypominam i proszę, żebyście komentarzy typu „Świetnie,
czkam na nn” nie pisali ;>
A, i jeszcze. Wiem, że Justin jest blondynem, ale u mnie będzie szatynem ;3
http://www.4fun.tv/bitwa-bieber-vs-one-direction.html Głosujemy na Justina ! <3
http://www.4fun.tv/bitwa-bieber-vs-one-direction.html Głosujemy na Justina ! <3
sobota, 11 sierpnia 2012
6.Gdybym wiedział, że tak się stanie, nie pozwoliłbym, by porwał nas bieg zdarzeń.
-A właśnie Trenerko! Mogę o coś spytać? – zapytała niepewnie
Kelly.
-Wal śmiało.
-Okej, tylko potrzebuję coś z szatni.
-Dobra, leć szybko- zaśmiałam się. Dziewczyna po chwili była
na miejscu. Trzymała coś w ręce, jakąś gazetę, tak mi się wydawało. Podeszła i
śmiało wręczyła mi ją. To co tam zobaczyłam, to było coś czego się obawiałam.
Zdjęcie przedstawiało sytuację z wczoraj, gdy „zaatakowali” mnie i Justina
paparazzi.
„Idealny Justin
Bieber, zepsuł swoją nienaganną frekwencję, kierując nie odpowiednie słowa. (…)
To właśnie
odpowiedział dziennikarzom, kiedy został przyłapany. Wszyscy są wzburzeni jego zachowaniem.
Czyżby tego młodego artystę wszystko zaczęło przerastać? Ma dość bycia sławnym?
(…)
Wszyscy jednak są
ciekawi spotkania Justina i Jazmyn. Młodej choreografki. Może zaczynają
współpracę? Jednak, chyba nie powinno się obściskiwać przed restauracją ze
swoją przyszłą choreografką…? Chyba, że to nie było służbowe spotkanie, a
Jazmyn znaczy wiele więcej w jego życiu. Jesteśmy ciekawi jak Justin na to
zareaguję.(...)”
Nie mogłam uwierzyć w to co czytam, chociaż byłam na to
przygotowana:
-Trenerko, będziesz jego…
-Nie! Nie byłam, nie jestem , nie będę jego choreografką i
nie jestem jego dziewczyną, to co tu napisali to zwykłe bzdury, to
nieporozumienie!- krzyczałam. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem-
przepraszam nie powinnam była krzyczeć. Wróćmy do pracy.
Właśnie
mieliśmy się zbierać, kiedy w drzwiach stanęła znajoma mi sylwetka:
-Czy to jest Justin Bieber?!- mówiła podekscytowana Kelly.
-Tak to on, idźcie się przebierać, nie zwracajcie na niego
uwagi proszę- mówiąc to wstawałam z ziemi. Wszyscy opuścili salę próbując
przejść obojętnie obok mojego „gościa”. Podeszłam do niego, zamknęłam salę,
żeby nikt nas nie słyszał:
-Po co to tu przyszedłeś?
-Jazmyn, wczoraj wyszłaś bez słowa, co się stało?
-Myślisz, że teraz będzie wszystko okej? Grubo się mylisz.
-Mała, zdaję sobie z tego sprawę, ale…
-Nie ma ale Justin, proszę cię wyjdź.
-Porozmawiajmy, proszę.
-Dobrze, ale nie tutaj, bądź za dwie godziny pod moim
domem.- opuściliśmy salę, ja poszłam szybko się przebrać, zamknęła studio i pognałam do domu.
Wzięłam
prysznic, ubrałam się, właśnie zadzwonił mój telefon. To był Justin,
oznajmiający, że jest już. Schowałam do kieszeni list:
-Mamuś, wychodzę!
-Gdzie? Jest 21. .
-Wiem, ale muszę wyjść, niedługo wrócę, nie martw się.
-Ale jutro musisz iść do szkoły
-Nie mamy lekcji, jest wolne, pa- cmoknęłam ją w policzek.
Usiedliśmy
na pobliskiej ławce, ściemniało się, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś
nas zobaczy. Głośno westchnęłam:
-Dobrze, więc…
-Co teraz będzie, Jazmyn?
-Nie wiem Justin, nie mam już siły, nie chcę przechodzić
tego jeszcze raz.
-Ja nie chce, nie pozwolę żebyśmy przezywali to raz jeszcze,
nie chce ponownie cię skrzywdzić, nie chce cię stracić- zawiesił głos.- Wiem,
że trudno ci będzie mi wybaczyć, jeżeli w ogóle to zrobisz, ale proszę daj mi
szansę, a tym razem tego nie spieprzę- w tym momencie przypomniałam sobie o
liście.
-Justin, przeczytaj mi to- dałam mu kopertę do ręki.
-Skąd to masz?
-Może nie powinnam,
ale zabrałam to od ciebie, tą całą skrzyneczkę. Nie gniewaj się na mnie. Twoja
mama mi ją pokazała. Otworzyłam ją wczoraj w domu, ale niczego nie czytałam.
Wzięłam tylko ten list, przeczytaj mi go, proszę.
-Ty to zrób.
-Nie, ty go pisałeś, więc ty go przeczytaj, proszę- złapałam
go za rękę.
-Ale… dobrze- wyciągnął z koperty list, westchnął głęboko i
zabrał się a czytanie.
„ Kochana Jazmyn!
Co u ciebie słychać? Mam
nadzieję, że bardzo dobrze. U mnie nie najlepiej. Chciałbym, żebyś tu teraz
była.
Pierwsze co bym zrobił to
przeprosił. Przeprosił za wszystko! Wiem, że jestem dupkiem. Cholernie żałuję,
że Cię skrzywdziłem. Chciałbym cofnąć czas... Nawet nie wiesz, jak mi Ciebie brakuje. Jestem skończonym debilem.
Spieprzyłem wszystko.
Przepraszam! Powtarzam się? To
może inaczej… Nawaliłem. Zniszczyłem wszystko co między nami było. Zrobił bym,
wszystko, żeby było jak dawniej. Wiem, że teraz w życiu byś mi nie wybaczyła.
Zraniłem Ciebie i to bardzo. Zraniłem także siebie… Może to brzmi dziwnie, ale
szczerze. Odwalając tą całą szopkę, jaki to ja jestem wspaniały i cudowny, mam
teraz wszystko, naprawdę nie miałem nic.
Na chwilę kompletnie odleciałem, ale gdy ujrzałem Twoje zdjęcia coś mnie
ukuło. Właśnie w tedy uświadomiłem sobie, że popełniłem najgorszy błąd w moim
zyciu.
Miałem myśli samobójcze. Nie
chciałem się zabić przez Ciebie, ale dla Ciebie, żebyś nigdy więcej nie musiała
oglądać tego idioty, który Cię skrzywdził, przepraszam.
Nawet nie wiesz jak tęsknie, za Tobą, brakuje mi tego wsparcie z Twojej
strony. To ty dawałaś mi największej otuchy, to Ty najbardziej we mnie
wierzyłaś, to Ty nie pozwalałaś mi się poddawać, to dzięki Tobie jestem
gwiazdą, dziękuję.
Chciałbym znów ujrzeć Twoje delikatne rysy twarz, pełne usta, aksamitną
skórę, piękne włosy. Chciałbym znów zobaczyć tą wspaniałą, piękną,
inteligentną, cudowną, zabawną dziewczynę w której się zakochałem.
Gdybym wiedział, że tak się stanie, nie
pozwoliłbym, by porwał nas bieg zdarzeń. Przepraszam i proszę, wybacz mi.
Pamiętaj o jednym… Kocham Cię!
Justin.”
Skończył czytać i spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Zaniemówiłam, chyba nie muszę wspominać, że
łzy niekontrolowanie spływały mi po twarzy.
Nie wiedziałam co mam zrobić, jak mam się zachować:
-Jazmyn, ja…- ocierał łzy.
-Justin, ja tak bardzo za tobą tęskniłam! Tak bardzo mi cię
brakowało! Ja cię potrzebowałam i dalej potrzebuje, Justin nie zostawiaj mnie
nigdy więcej , nigdy! Wiesz ile razy nie mogłam zasnąć, bo myślałam o tobie? Co
robisz, gdzie jesteś, czy nic ci nie jest czy jesteś szczęśliwy. Mimo wszystko
ja cię kocham głupku!- w tuliłam się w niego, potrzebowałam tego, przy nim
zawsze czułam się bezpiecznie.
-Jazzy, przepraszam, że mnie nie było. Skarbie, wiem, że nie
będzie łatwo, ale pozwól mi wszystko naprawić, zaufaj mi, a obiecuję, że nigdy
więcej nie popełnię tego błędu. Wybacz mi!
-Justin, obiecaj mi, że nigdy więcej mnie nie zostawisz,
rozumiesz? Nigdy!- biłam go pięścią w klatkę piersiową.
-Obiecuje, kocham cię- szepną.
-Ja ciebie też, pamiętaj- może się pośpieszyłam, ale ja
naprawdę go kocham, zawsze kochałam. Gdybym mu nie wybaczyła, nie wiem co bym
ze sobą zrobiła. Był i jest dla mnie cholernie ważny, nie pozwolę, żebyśmy
znowu się rozeszli.
Właśnie
miałam przekroczyć próg domu, gdy kto złapał mnie za nadgarstek. Jak się mogłam
spodziewać był to Justin. Ujął swoją dłonią mą twarz i delikatnie musną wargi,
odwzajemniłam pocałunek. Poczułam, że się uśmiecha, na co zareagowałam tak
samo:
-Dobranoc- wyszeptałam mu do ucha.
-Dobranoc- złożył pocałunek na mojej szyi. Weszłam do domu,
nie wiedziałam która godzina.
-No w końcu wróciłaś, gdzieś ty była- zapytał tata śmiejąc
się.
-Co w tym takiego śmiesznego?- zdziwiłam się.
-Co to za chłopak, hm? Widziałem jak odjeżdża.
-To był Justin tato.
-Justin?...
- Tak, ten Justin- minęłam go. Po chwili
już byłam w swoim pokoju. Wzięłam dłuższy prysznic, rozmyślając o tym co się
dzisiaj wydarzyło.
Wzięłam
telefon do ręki i wykręciłam numer do mojej siostry:
-Nie śpisz jeszcze?- usłyszałam rozbawiony głos w słuchawce.
-Susan, ja go cały czas kochałam, próbowałam się oszukiwać,
że tak nie jest, ale jak znów go ujrzałam, to wróciło. Kocham go i nie chce
ponownie stracić.
-Jazzy, o czym ty mówisz?
-O Justinie mówię.
-Przecież on…
-On mnie kocha. Susan spotkałam się z nim, rozumiesz?!
-Jazmyn, Justin wrócił?!- weszła z hukiem do pokoju.
-Susan, on mnie kocha, rozumiesz? Nigdy nie przestał…
-Ale przecież on cię zostawił.
-Nic nie rozumiesz, on pisał listy widzisz?- pokazałam jej
pudełeczko- Jeden mi dzisiaj przeczytał, on mnie przeprosił, on tego żałuje,
czytaj- podałam jej list. Przeczytała go w miarę szybko. Spojrzała na mnie
zdziwiona.
-On naprawdę…
-Ja nie mogę go znowu stracić, rozumiesz? Nie pozwolę na to-
siostra usiadła obok i mocno mnie przytuliła- myślisz, że dobrze zrobiłam?
-Kochasz go, on ciebie i naprawdę żałuje tego co zrobił.
Jazmyn, uważam, że dobrze zrobiłaś, bo wiem ile ten chłopak dla ciebie znaczy.
~*~
Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż nie wyszedł taki jakbym chciała. Wyjeżdżam nad morze dzisiaj, to znaczy jutro o 4 rano <ok>, więc nie będzie rozdziałów, chyba, że będzie tam WiFi, bądź tata weźmie przenośny internet. Biorę ze sobą notebooka, więc w wolnej chwili będę pisać, jak wrócę na pewno dodam nowy rozdział. Liczę na szczerą opinię ;) Jeżeli macie jakiś pomysł na dalszą część, podawajcie pomysły w komentarzach. Niektóre postaram się wykorzystać.
Love Ya <3
wtorek, 7 sierpnia 2012
5. On mnie nie rozpoznał, ale ja… ja tam nie wytrzymałam i mu powiedziałam, że ja to ja, oj rozumiesz.
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech. Przymknęłam oczy, żeby wszystko lepiej "widzieć".
Przypomniały mi się słowa Pattie. Mówiła coś o listach... Pogrzebałam w pudełeczku, było ich tam około 30. Wzięłam jeden do ręki. Może nie powinnam, ale miałam zamiar właśnie ten przeczytać. Podniosłam się z ziemi i usiadłam na łóżku. Westchnęłam głośno. Otworzyłam kopertę, jednak nie wyciągnęłam z niej kartki. Nie byłam pewna czy mogę. Przecież nie bez powodu go nie wysłał, prawda? Może nie chciał, żebym go przeczytał, albo po prostu nie miał odwagi. Usłyszałam, że ktoś mnie woła. Szybko schowałam list do torebki, która akurat leżała obok, a pudełko jednym ruchem nogi wsunęłam pod łóżko.
W kuchni siedzieli rodzice. To chyba oni mnie wołali. Mama, kiedy mnie dojrzała, szybko się "przebudziła":
-Jazmyn, telefon do ciebie- podała mi słuchawkę..
-Kto to?- odparłam szybko.
-Nie wiem jakaś kobieta.
-Tak, słucham- powiedziałam do słuchawki.
Po krótkiej rozmowie okazało się, że to mama jednej z dziewczyn, które uczę. Nie wspomniałam, że mam szkołę tańca? To w takim razie, mówię to teraz. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym odłożyłam słuchawkę:
-Kto to był?- zapytał zaciekawiony ojciec.
-Dzwoniła mama Lexi. Pytała o zebranie. Ja spadam do siebie, muszę się jeszcze pouczyć na klasówkę- odwróciłam się i wróciłam powoli do pokoju. Nie, nie uczyłam się.
„Sama” się obudziłam, co mnie zdziwiło. Przetarłam oczy. Czyżbym zaspała?! Szybko się podniosłam do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się w poszukiwaniu budzika, który stał obok, na szafce nocnej. Była dopiero 5:38. Odetchnęłam z ulgą. Opadłam z lekkością na łóżko. Próbowałam zasnąć, ale wiedziałam, że mi się to nie uda. Zrezygnowana flegmatycznie udałam się do łazienki.
„Sama” się obudziłam, co mnie zdziwiło. Przetarłam oczy. Czyżbym zaspała?! Szybko się podniosłam do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się w poszukiwaniu budzika, który stał obok, na szafce nocnej. Była dopiero 5:38. Odetchnęłam z ulgą. Opadłam z lekkością na łóżko. Próbowałam zasnąć, ale wiedziałam, że mi się to nie uda. Zrezygnowana flegmatycznie udałam się do łazienki.
Mimo
wczesnej godziny słonko milutko pieściło moją skórę. Stałam sobie właśnie na
balkonie pijąc sok pomarańczowy.
Przechodniom wydawać się ta „scena” mogła jak z jakiejś reklamy, czy
filmu. Zaśmiałam się w duchu.
Weszłam
do garderoby. Najgorszy moment rano, każdej kobiety. W co ma się ubrać. Po
dłuższych przemyśleniach zdecydowałam się na jasne, jeansowe, krótkie spodenki,
białą bluzkę na ramiączkach, a na to
czerwoną, przewiewną, luźną koszule w kratę z podwiniętymi rękawami do łokci.
Na nogi wsunęłam błękitne vansy. Włosy
związałam w niechlujnego koka, rzęsy podkreśliłam tuszem, a usta musnęłam
malinowym błyszczykiem. Psiknęłam się
ulubionymi perfumami. Spakowałam się, torbę zarzuciłam na ramię i zeszłam coś
zjeść.
Właśnie
kończyłam tost, gdy ktoś zapukał do drzwi. To z pewnością była Megan i Chaz.
Krzyknęłam „otwarte” i kończyłam przeżuwać zawartość w ustach. Drzwi się
otworzyły, a w nich stali moi kochani przyjaciele:
-Kiedy wy się nauczycie, że możecie wchodzić jak do siebie?
Ja nie będę za każdym razem wam otwierać- zaśmiałam się.
-Ale to tak trochę głupio, a wiesz, gdyby jeszcze byli twoi
rodzice…- tłumaczył się chłopak, na co
towarzyszka mu tylko przytaknęła.
-Wiecie przecież, że moich rodziców rano nigdy nie ma, a po
za tym sami wam mówili, że macie nie pukać- uśmiechnęłam się i wyszliśmy z
domu. Kierunek- szkoła.
Jak
zawsze byliśmy 15 minut przed dzwonkiem. Ludzie w szkole wiedzą, że jestem
choreografką różnych gwiazd, ale już do tego przywykli, więc nic z tego sobie
nie robią, co było mi na rękę. Jednak dzisiaj wszyscy dziwnie się na mnie
parzyli, zignorowałam to. Już w progu
dołączyli do nas Chris, Ryan i Kate. Przywitaliśmy się i teraz byliśmy już w
„komplecie”. Nie licząc dziewczyny Chrisa, za którą szczerze nie przepadałam.
Natomiast Megan miała jednego na oku. Tak, chłopaka, który wykorzystuje
wszystkie laski. Byli na jednej „randce”, jeżeli tak to można nazwać, ale
jeszcze nie byli razem. Ryan i Kate coś tam ze sobą próbowali, a Chazowi
strasznie podobała się Megan, o czym wiedziałam tylko ja. Właśnie ja. Ja
aktualnie nie chcę się z nikim wiązać. Trzy miesiące temu zakończyłam jeden
związek. Nie wyszło nam, po prostu. Siedzieliśmy właśnie pod jedną z klas.
Megan opowiadała o swojej „randce”:
-Jazmyn, facet od fizyki prosił mnie wczoraj, żebyśmy na
chwilę do niego przyszli przed lekcjami- wtrącił nagle Chaz.
-Ale po co?- zapytałam zaciekawiona.
-Yyy, nie wiem, chodźmy- pociągnął mnie za sobą
zdezorientowany.
Kiedy
zniknęliśmy naszej grupce z oczu Chaz się zatrzymał:
-No co jest? Chodź- powiedziałam uśmiechając się. Ten nie
drgnął. Spojrzał na mnie. Pociągnął za sobą na jakąś ławkę, gdzie nikogo w
pobliżu nie było.- Chaz, co się stało?- wystraszyłam się.
-Jazmyn, może ty mi powiesz?
-Ale, nie rozumiem o co ci chodzi- zamilkł- kurde, Chaz!
-Justin przyjechał…- nastała niezręczna cisza, a moje oczy
się zaszkliły. Chłopak bez słowa mnie przytulił. Tak, on wie o wszystkim. Jak?
Przecież on też się przyjaźnił z Justinem. Ja z Chazem znam się od czwartej
klasy, tak samo z Ryanem. Justin, także. Ryan, też wie, może nie wszyściutko
tak jak jedyny Chaz, ale wie bardzo dużo. Natomiast Catlin i Megan nie znają w
ogóle Justina, a Chris poznał go po tym jak odszedł ode mnie. Oni nie wiedzą o
niczym. Chłopcy na moją prośbę nigdy nie wspominali Justinowi o tym, że nadal
utrzymują ze mną kontakt. Oni przecież dalej się kumplują. Chociaż, Chaz z
Justinem już nie, odtąd kiedy pokłócili się o Selene. Justin wkurzył się, że
Chaz powiedział mu, że ta go wykorzystuję. Dlaczego Chaz wie więcej, niż Ryan?
Bo to właśnie do niego mam największe zaufanie. To on jest zawsze przy mnie. To
on z naszej grupki znaczy dla mnie najwięcej. To musiało być naprawdę trudne
dla Chaza i Ryana przyjaźnić się za mną i Justinem, gdy Bieber nie mógł się o
niczym dowiedzieć, a ja nie chciałam słyszeć nic o nim.
-Chaz, ja…- zawiesiłam się- ja się wczoraj z nim spotkałam.
-Czekaj, co? Jak to?
-Bo ja… ja miałam być jego choreografką, ale się nie
zgodziłam. Później on chciał się ze mną spotkać. Z trudem poszłam go zobaczyć.
On mnie nie rozpoznał, ale ja… ja tam nie wytrzymałam i mu powiedziałam, że ja
to ja, oj rozumiesz.
-Jazmyn, to musiało być straszne. Dziewczyno jesteś naprawdę
silna, podziwiam cię- przytulił mnie.
Kończyła
się ostatnia lekcja, którą była biologia. Kartkówka, była łatwa, więc myślę, że
poszło mi dobrze. W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Wszyscy się
spakowaliśmy i wyszliśmy z sali. Jak mieliśmy w zwyczaju w czwartek po lekcjach
szliśmy do baru mlecznego „Mel’s” na mrożony jogurt. Zanim zebraliśmy się wszyscy przed szkołą,
chwilę to zajęło:
-Wszyscy są?-upewnił się Ryan.
-Chyba tak- odparła Catlin.
-No to idziemy, nie?- zaśmiał się Chris. Wszyscy ruszyli.
-Ej ja dzisiaj odpadam, sorry-skrzywiłam się.
-Jak to? Czemu?- zaciekawiła się Megan.
-Mam godzinę wcześniej trening…-wydukałam.
-Ale przecież zdążysz. No chodź, na chwilę- nalegał Chris.
-Nie, serio. Później mam jeszcze zebranie w studiu i muszę
przygotować kilka rzeczy- tłumaczyłam się. Christian bezradnie wzruszył ramionami. Pożegnałam się z całą
paczką i skręciłam w uliczkę prowadzącą do mojego domu.
Jak
zwykle byłam sama w domu. Spojrzałam na zegarek, 15:03. Szybko odgrzałam sobie
w mikrofali zapiekankę. Skonsumowałam ją i poszłam wykonać kilka ważnych
telefonów.
-Dobrze…yhym…dziękuję,
do widzenia- zakończyłam ostatnią rozmowę.
Radość rozpierała mnie od środka.-Aaaaaa! –zaczęłam się drzeć i biegać
po całym domu. Musiało to wyglądać naprawdę komicznie.
-Czemu się tak drzesz?!- zaśmiała się, jak się okazało
Susan.
-Jeju, kiedy ty przyszłaś?- wystraszyłam się jej.
-Przed chwilą, ale nie ważne. Powiesz mi czemu się tak
cieszysz?- dziewczyna dalej się ze mnie śmiała. –Słuchaj tego… czekaj! Która
godzina?!- spojrzałam na zegarek- Kur…de już 17:5?! Sorry, ale musze lecieć na
trening, opowiem ci jak wrócę, pa- pocałowałam ją w policzek, zarzuciłam torbę
na ramię i wybiegłam z domu. Wsiadłam do
samochodu i pojechałam do studia. Na miejscu byłam po
10 minutach. Już byłam spóźniona, bo trening zaczynał się dzisiaj o 17. Biegiem
pognałam do szatni, gdzie się przebrałam:
-Cześć wszystkim, wybaczcie, że się spóźniłam, ale zaraz wam
wytłumaczę- byłam zdyszana. Musiało to wyglądać zabawnie, bo wszyscy zaczęli się śmiać- Okej, okej
już-sama się zaśmiałam-przyszedł ktoś do was?
-Tak, był Mike- odezwał się Trawis. Mike to jeden ze
starszych tancerzy.
-Okej, rozgrzewka była?
-A jak- odezwał się „chórek” .
-No to świetnie…
-Trenerko, powiesz nam czemu się spóźniłaś?- zapytała
niepewnie Ally. Tak pozwalam zwracać się
do siebie na „t”, bo jestem tylko o 3 lata starsza. Ta grupa to 14-16 lat.
-Ach, no tak- zaśmiałam się- usiądźcie, a przy okazji się
trochę porozciągajcie. Okej, więc…
jesteście najlepszą grupą w swoim przedziale wiekowym dlatego was trenuję. Ja
nie mam tyle czasu, żeby całkowicie się oddać studiu i trenuję tylko
nielicznych, ale to nie znaczy, że reszta jest gorsza, nie myślcie. Wszyscy są
świetni, ale jednak wy jesteście najbardziej zgrani i wam wszystkim z łatwością
jest ogarnąć choreografię. Przecież nasza grupa jest 3 lata, wcześniej byliście
w innych formacjach, prawda? No dobrze, więc ja chciałam się wam odwdzięczyć,
za wszystko co dla mnie zrobiliście. Często przychodziłam wkurzona, zła i
krzyczałam na was bez powodu, za co strasznie was przepraszam, ale wy to
rozumieliście, nie chowacie do mnie o to żalu. Dziękuję wam, że zawsze kiedy
przyszłam do was czułam się lepiej. Nie wiem jak wy to robicie, ale jesteście
cudowni. Mam za sobą trudny okres życia, nie raz byłam na skraju załamania,
byłam w rozsypce, upadałam, ale to dla was wstawałam, dziękuje wam kochani-
zaszkliły mi się oczy. Widziałam także łzy w oczach prawie wszystkich.
Zrobiliśmy zbiorowy uścisk.- Dobra Misiaczki, a teraz to co chciałam wam w
szczególności powiedzieć. Na początek jedziemy na casting do America's best dance crew *- wszyscy zaczęli
się drzeć, rzucać na siebie, a na końcu powalili mnie, to było piękne. Kocham
ich- Świetnie, że się cieszycie, ja też się cieszę, że tam pojedziemy, ale…
musimy jedno ustalić. Sami układacie choreografie, wybieracie muzykę- zapadła
cisza.- Wiem, że dacie radę, jesteście niesamowitymi tancerzami, ale
pamiętajcie, ja wasz układ zobaczę dopiero na castingu. Dogadacie się sami
kiedy się spotykacie i o której, studio jest do waszej dyspozycji zawsze.
Pamiętajcie, że ja będę z wami na treningach tylko nie będzie mnie na Sali,
zgoda?
-Pewnie, damy radę!!!
-I to chciałam usłyszeć, miśki- byłam z siebie dumna.
-Trenerko! Ja chciałam coś powiedzieć…
-Co jest Ally?
-Bo ja… ja chciałabym w imieniu całej grupy ci podziękować,
bo przecież dzięki tobie tak dużo osiągnęliśmy, to ty nas wspierałaś, to ty nie
pozwalałaś nam się poddawać kiedy coś nam nie wychodziło, to dzięki tobie nie
tańczymy po kątach nie rozwijając swoich umiejętności, to ty nie jednemu z nas
pomogłaś się pozbierać, nie jeden z nas siedziałby teraz pewnie w poprawczaku,
ale dzięki tobie możemy robić to co kochamy… tańczyć. To, że
tu jesteśmy tutaj, zawdzięczamy tobie. Gdyby nie ty, ja pewnie
zaćpałabym, lub zapiła na śmierć… ale jestem tutaj i mogę tańczyć, dziękuję-
dziewczyna podbiegła i wtuliła się we mnie.
-Ally, to co mówisz, jest dla mnie bardzo ważne, naprawdę,
jesteście cudowni- biliśmy sobie brawo.-Dobrze, ja na razie zostawiam was
samych, a wy sobie wszystko uzgodnijcie, okej?- wyszłam z Sali ocierając
ostatnią łzę.
Byli
tak skupieni, tak namiętnie rozmawiali, że nawet się nie zorientowali, że
przyszłam:
-I jak wam idzie?
-Świetnie! Trenerko, zaraz przedstawimy ci plan naszych
treningów, a ty powiesz co o tym sądzisz- mówił z entuzjazmem Trawis.
-Dobrze, ale przedtem… zamówiłam pizzę, pomożecie mi ją
wieść, bo sama nie bardzo dam radę- uśmiechnęłam się.
Właśnie
wspólnie kończyliśmy dopracowywać plan treningów:
-A właśnie Trenerko! Mogę o coś spytać? – zapytała niepewnie
Kelly.
~~*~~
* Najlepsi tancerze Ameryki.
W końcu od chyba, 2 miesięcy coś dodałam. Bardzo Was przepraszam. Jeżeli jednak ktoś jeszcze tu zagląda i przeczyta, to będę wdzięczna. Mam napisany również następny rozdział. Tym razem nie zrobię sobie takiej "przerwy". Za wszelkie błędy przeprasza, ale program w którym piszę rozdziały, lubi sobie sam zmieniać wyrazy. Zawsze spoko!
Chciałbym prosić Was, o bardziej "rozwinięte" komentarze, bo typu "Super, czekam na nn" mnie nie interesują, dziękuje ;) Informuje o rozdziałach na gg --> 43159584.
Jeżeli ktoś z Was chciałby się coś o mnie"dowiedzieć", czy coś to możecie pytać tu : pytajcie:3
sobota, 9 czerwca 2012
Tak trochę, przyjaźń.
Okej, dzisiaj może trochę o moim życiu. Jeżeli ktoś nie chce czytać proszę bardzo, ja nie zmuszam, ale po prostu muszę dać upust moim... powiedzmy emocjom.
Jest sobota, dokładnie za minutę 20., a ja siedzę w domu. W sumie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mam cholernego doła. Czemu? Bo za dużo myślę. Dziwnie to brzmi, no nie? Ale taka prawda. Dużo myślę i dużo rzeczy sobie uświadamiam. Może to i jednak dobrze? Uh, sama się gubię. Gdyby ktoś chciał się "wczuć" to polecam włączenie sobie kawałka Demi Lovato- Skyscraper . Czemu właśnie ta piosenka? Nie wiem, może dlatego, że właśnie jej słucham i jest po prostu niesamowita? Może... równie dobrze możecie posłuchać, np. LMFAO- Sorry for the party rocking. To już zależy od Was. Czy tylko ja zauważyłam, że odbiegam od tematu? Tak, gadam bez sensu, ale nie ważne...
Jeszcze przed chwilą słyszałam wesołe śmiechy "osiedlowych dzieci" za oknem. Przypomniało mi się to beztroskie życie 5. latka. Jedyne o czym się myślało, to o popołudniu, które spędzi się na bawieniu w chowanego, ganianego, graniu w klasy, czy zwykłym budowani zamków z piasku. To własnie to sprawiało największą frajdę. Siedzenie z przyjaciółmi w piaskownicy. Teraz trudno o prawdziwych przyjaciół. Ta "nazwa" zobowiązuje.
W sumie czemu nie wyjść na dwór, tylko cały sobotni dzień przesiedzieć w domu bez celu? Ach no tak, wolę nudzić się i bez sensu "gnić" na kanapie przed komputerem, czy telewizorem niż spędzać czas z "przyjaciółmi". Teraz żałuję, że kiedykolwiek ich, a właściwie je tak nazwałam.
Może cofniemy się niecałe 2 lata wstecz. Rozpoczęcie roku... Doszła do naszej klasy nowa dziewczyna. Niby fajnie, bo ktoś nowy i wg., ale gdybym wiedziała, że wszystko się tak potoczy, nie cieszyłabym się za szybko. Stałam z "przyjaciółką" z boku uważnie jej się przyglądając. Nasza wychowawczyni, powiedzmy, witała ją w naszej klasie. Gdy kobieta skończyła swój monolog szturchnęłam przyjaciółkę i podeszłam zapoznać się z nową dziewczyną. Jako pierwsza osoba z klasy wyciągnęłam do niej dłoń. Później przywitała się z resztą. No... niby przywitała. Wychowawczyni oznajmiła, że idziemy do sali. Tak, skończył się właśnie apel. Wszyscy "radośnie" przekroczyli mury szkoły, ciesząc się na nowy rok szkolny. Przypuśćmy, że się cieszyli.
Z przyjaciółką zajęłyśmy jedną z tylnych ławek, po czym ochoczo zaprosiłyśmy, ową dziewczynę do siebie. Wydawałoby się, że zaczął się właśnie początek szczęśliwej przyjaźni dla naszej trójki. Tylko nie spodziewałam się, że to będzie szczególnie przykra, trudna, bolesna znajomość dla mnie.
Tygodnie leciały. Dziewczyna zamieszkała na tym samym osiedlu, na którym mieszkałam ja z przyjaciółką. Wszystko było dosłownie, wspaniałe i cudowne. Do czasu.... Widywałyśmy się w trójkę praktycznie codziennie. Chodziłyśmy razem do szkoły, super... Miedzy mną, a przyjaciółką dochodziło to coraz częstszych kłótni. Jednak nie się tym nie przejmowałyśmy, bo były to błahostki i po 5 min śmiałyśmy się z tego. Dobra, może ja przejdę do sedna...
Nie byłam zazdrosna o znajomość nowej- tak ją nazwijmy i przyjaciółki- chyba rozumiecie, nie muszę za każdym razem pisać moja i wg, prawda? Okej, nie ważne... W końcu, zadawałyśmy się wszystkie razem, prawda?
Coraz częściej zawodziłam się na przyjaciółce, coraz częściej po prostu mi jej brakowało. Najgorszy był fakt, że od osób trzecich dowiadywałam się, że doskonale się bawiły obrabiając mi dupę (przepraszam, za słownictwo, ale nazwijmy, rzeczy po imieniu) dookoła. Coś w tedy mnie "ukuło". Nasze relacje się pogorszyły. Przyjaciółka wielokrotnie okłamywała mnie i wystawiała dla nowej.
Minął rok szkolny, nadal się "przyjaźniłyśmy". Zaczęły się wakacje, a ja musiałam znieść nieszczęsną przeprowadzę. Co prawda to tylko na inny "koniec" miasta i nie powinno to niczego zmienić, nie? A właśnie zmieniło i to dużo. (Uh, głupi alarm jakiegoś samochodu doprowadza mnie do szału, jestem przewrażliwiona). Ta przeprowadzka, jeszcze wszystko pogorszyła. Pokłóciłam się z nimi. Przyjaciółka także się przeprowadziła. Jeszcze przed kłótnią, ani razu się ze mną nie spotkały. Sądzę, że nie chciały i chyba mam rację.
Zaczął się rok szkolny. A teraz jest ostatni miesiąc. Przez cały rok jedyne chwile, które sama spędzałam z Przyjaciółką to tylko momenty w autobusie ze względu, na to, że w szkole była Nowa. Przyznam, że z Nową również się zadawałam i może teraz tego żałuję? W każdym razie.... Na początku roku pogodziłyśmy się. Wszystko znowu miało być niby ok, a wszystko dalej się waliło.
Jedyne kiedy widziałam się z Przyjaciółka i Nową to tylko w szkole (chodzimy razem do klasy). Po lekcjach one widywały się ze sobą. Przyjaciółce nie sprawiało problemu, że musi dojechać autobusem na "nasze stare osiedle", ale żeby się spotkać ze mną... Szkoda gadać. Ilekroć umówiłam się z Przyjaciółką odwoływała spotkania twierdząc, że nie może, a tak naprawdę jechała właśnie do Nowej. To było przykre, cholernie. Zawsze kiedy było wolne widziała się z Nową, mi jedynie pyta się co było zadane. Ona tak z dnia na dzień zapomniała o mnie. Zepchnęła mnie na dalszy tor. Nie było jej w momentach kiedy właśnie najbardziej jej potrzebowałam. Mam do niej o to wielki żal. Ona tak po prostu mnie zostawiła. Odepchnęła. Nie jestem jej potrzebna.
Najlepsze jest to, że powiedziałam jej to wszystko. Spytałam, czemu po prostu mi nie powie, że woli spędzać czas z kolegami z klasy niż ze mną, czemu z Nową mówią o mnie przykre rzeczy, a w szkole udają, wielkie przyjaciółeczki. Płakałam, ciężko było mi to powiedzieć. Po raz pierwszy płakałam przy znajomych. Coś we mnie pękło. A wiecie co jeszcze bardziej mnie "zraniło"? Że tego dnia, owszem płakała, ale ta rozmowa była uważam bez sensu, bo... to nie zmieniło nic, więc jaki sens miało, że jej to powiedziałam. Kolega, który wtedy był, uważa, że zrobiłam słusznie, że przynajmniej wyrzuciłam to z siebie. Powiedział też, że podziwia mnie, że zdobyłam się na odwagę i to powiedziałam. Oni nie sądzili, że "między mną, a przyjaciółką", tak się dzieje. To bolało, a nadal boli, że uważała się za moja przyjaciółkę, a tak po prostu.... odeszła.
Ona zadaje pytanie " czy można naprawić naszą przyjaźń?", ale po co?! Ona chce ją naprawiać?! W ten sposób? Krzywdząc mnie i sprawiając, że wielokrotnie płacze "po kątach"? Nie jestem głupia. Nie będę do niej wyciągać do niej ręki jak ona... na nią pluje, tak to jest dobre określenie. Tęsknie za tą dziewczyną, która niezależnie kiedy ją poprosiłam była przy mnie i zawsze mogłam na niej polegać. Gdzie ona jest? Znikła, a przynajmniej znikła dla mnie.
Nie chce się nad sobą użalać, ale musiałam to napisać, czuje się lepiej. Jednak to boli, kiedy traci się osoba za która kiedyś oddało by się życie.
"Najgorsze jest właśnie to, że przychodzi ta jedna osoba i "niszczy" wszystko, ale to nie tylko ona. Robi to także ta druga osoba i to jest przykre, bo nigdy nie podejrzewałoby się tej drugiej."- fragment rozmowy z koleżanką. Tak, są to moje słowa. Bardzo jej dziękuję za rozmowę. Nigdy nie przypuszczałam, że właśnie z nią będę o tym rozmawiać. Może dlatego, że nie znamy się za dobrze? Ale wiem, że mogę jej zaufać.
Tutaj jeszcze fragment rozmowy z Przyjaciółką, to co jej wysłałam:
"W każdym razie, kontynuowanie tego jest bez sensu. Wy razem bawicie sie doskonale, dupe razem ludziom też świetnie obrabiacie. Jak dotąd inne zdanie miałam o ***, ale o tym nie bd gadać z Tobą. Wszystkie jesteście siebie warte, tylko w szkole nie udawaj, prosze, ze jesteś wielce moją przyjaciólką, ok? Ode mnie sie odwalcie.
Macie "doskonałe trio" także, żegnam.
Ja sobie poradzę, gorzej z wami. Nie wiem jak wasze ego sobie z tym poradzi."
Dziękuje koledze, który właśnie do mnie napisał. Kocham z nim pisać, bo zawsze poprawia mi humor. Jest niesamowity. Nie, nie podoba mi się, ale przyznam, że jest ładny.
Prawdopodobnie Przyjaciółka i Nowa, przeczytają tą notkę, bo mają adres bloga.
Dzięki za "wysłuchanie".
***- to także koleżanka z klasy.
Jest sobota, dokładnie za minutę 20., a ja siedzę w domu. W sumie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mam cholernego doła. Czemu? Bo za dużo myślę. Dziwnie to brzmi, no nie? Ale taka prawda. Dużo myślę i dużo rzeczy sobie uświadamiam. Może to i jednak dobrze? Uh, sama się gubię. Gdyby ktoś chciał się "wczuć" to polecam włączenie sobie kawałka Demi Lovato- Skyscraper . Czemu właśnie ta piosenka? Nie wiem, może dlatego, że właśnie jej słucham i jest po prostu niesamowita? Może... równie dobrze możecie posłuchać, np. LMFAO- Sorry for the party rocking. To już zależy od Was. Czy tylko ja zauważyłam, że odbiegam od tematu? Tak, gadam bez sensu, ale nie ważne...
Jeszcze przed chwilą słyszałam wesołe śmiechy "osiedlowych dzieci" za oknem. Przypomniało mi się to beztroskie życie 5. latka. Jedyne o czym się myślało, to o popołudniu, które spędzi się na bawieniu w chowanego, ganianego, graniu w klasy, czy zwykłym budowani zamków z piasku. To własnie to sprawiało największą frajdę. Siedzenie z przyjaciółmi w piaskownicy. Teraz trudno o prawdziwych przyjaciół. Ta "nazwa" zobowiązuje.
W sumie czemu nie wyjść na dwór, tylko cały sobotni dzień przesiedzieć w domu bez celu? Ach no tak, wolę nudzić się i bez sensu "gnić" na kanapie przed komputerem, czy telewizorem niż spędzać czas z "przyjaciółmi". Teraz żałuję, że kiedykolwiek ich, a właściwie je tak nazwałam.
Może cofniemy się niecałe 2 lata wstecz. Rozpoczęcie roku... Doszła do naszej klasy nowa dziewczyna. Niby fajnie, bo ktoś nowy i wg., ale gdybym wiedziała, że wszystko się tak potoczy, nie cieszyłabym się za szybko. Stałam z "przyjaciółką" z boku uważnie jej się przyglądając. Nasza wychowawczyni, powiedzmy, witała ją w naszej klasie. Gdy kobieta skończyła swój monolog szturchnęłam przyjaciółkę i podeszłam zapoznać się z nową dziewczyną. Jako pierwsza osoba z klasy wyciągnęłam do niej dłoń. Później przywitała się z resztą. No... niby przywitała. Wychowawczyni oznajmiła, że idziemy do sali. Tak, skończył się właśnie apel. Wszyscy "radośnie" przekroczyli mury szkoły, ciesząc się na nowy rok szkolny. Przypuśćmy, że się cieszyli.
Z przyjaciółką zajęłyśmy jedną z tylnych ławek, po czym ochoczo zaprosiłyśmy, ową dziewczynę do siebie. Wydawałoby się, że zaczął się właśnie początek szczęśliwej przyjaźni dla naszej trójki. Tylko nie spodziewałam się, że to będzie szczególnie przykra, trudna, bolesna znajomość dla mnie.
Tygodnie leciały. Dziewczyna zamieszkała na tym samym osiedlu, na którym mieszkałam ja z przyjaciółką. Wszystko było dosłownie, wspaniałe i cudowne. Do czasu.... Widywałyśmy się w trójkę praktycznie codziennie. Chodziłyśmy razem do szkoły, super... Miedzy mną, a przyjaciółką dochodziło to coraz częstszych kłótni. Jednak nie się tym nie przejmowałyśmy, bo były to błahostki i po 5 min śmiałyśmy się z tego. Dobra, może ja przejdę do sedna...
Nie byłam zazdrosna o znajomość nowej- tak ją nazwijmy i przyjaciółki- chyba rozumiecie, nie muszę za każdym razem pisać moja i wg, prawda? Okej, nie ważne... W końcu, zadawałyśmy się wszystkie razem, prawda?
Coraz częściej zawodziłam się na przyjaciółce, coraz częściej po prostu mi jej brakowało. Najgorszy był fakt, że od osób trzecich dowiadywałam się, że doskonale się bawiły obrabiając mi dupę (przepraszam, za słownictwo, ale nazwijmy, rzeczy po imieniu) dookoła. Coś w tedy mnie "ukuło". Nasze relacje się pogorszyły. Przyjaciółka wielokrotnie okłamywała mnie i wystawiała dla nowej.
Minął rok szkolny, nadal się "przyjaźniłyśmy". Zaczęły się wakacje, a ja musiałam znieść nieszczęsną przeprowadzę. Co prawda to tylko na inny "koniec" miasta i nie powinno to niczego zmienić, nie? A właśnie zmieniło i to dużo. (Uh, głupi alarm jakiegoś samochodu doprowadza mnie do szału, jestem przewrażliwiona). Ta przeprowadzka, jeszcze wszystko pogorszyła. Pokłóciłam się z nimi. Przyjaciółka także się przeprowadziła. Jeszcze przed kłótnią, ani razu się ze mną nie spotkały. Sądzę, że nie chciały i chyba mam rację.
Zaczął się rok szkolny. A teraz jest ostatni miesiąc. Przez cały rok jedyne chwile, które sama spędzałam z Przyjaciółką to tylko momenty w autobusie ze względu, na to, że w szkole była Nowa. Przyznam, że z Nową również się zadawałam i może teraz tego żałuję? W każdym razie.... Na początku roku pogodziłyśmy się. Wszystko znowu miało być niby ok, a wszystko dalej się waliło.
Jedyne kiedy widziałam się z Przyjaciółka i Nową to tylko w szkole (chodzimy razem do klasy). Po lekcjach one widywały się ze sobą. Przyjaciółce nie sprawiało problemu, że musi dojechać autobusem na "nasze stare osiedle", ale żeby się spotkać ze mną... Szkoda gadać. Ilekroć umówiłam się z Przyjaciółką odwoływała spotkania twierdząc, że nie może, a tak naprawdę jechała właśnie do Nowej. To było przykre, cholernie. Zawsze kiedy było wolne widziała się z Nową, mi jedynie pyta się co było zadane. Ona tak z dnia na dzień zapomniała o mnie. Zepchnęła mnie na dalszy tor. Nie było jej w momentach kiedy właśnie najbardziej jej potrzebowałam. Mam do niej o to wielki żal. Ona tak po prostu mnie zostawiła. Odepchnęła. Nie jestem jej potrzebna.
Najlepsze jest to, że powiedziałam jej to wszystko. Spytałam, czemu po prostu mi nie powie, że woli spędzać czas z kolegami z klasy niż ze mną, czemu z Nową mówią o mnie przykre rzeczy, a w szkole udają, wielkie przyjaciółeczki. Płakałam, ciężko było mi to powiedzieć. Po raz pierwszy płakałam przy znajomych. Coś we mnie pękło. A wiecie co jeszcze bardziej mnie "zraniło"? Że tego dnia, owszem płakała, ale ta rozmowa była uważam bez sensu, bo... to nie zmieniło nic, więc jaki sens miało, że jej to powiedziałam. Kolega, który wtedy był, uważa, że zrobiłam słusznie, że przynajmniej wyrzuciłam to z siebie. Powiedział też, że podziwia mnie, że zdobyłam się na odwagę i to powiedziałam. Oni nie sądzili, że "między mną, a przyjaciółką", tak się dzieje. To bolało, a nadal boli, że uważała się za moja przyjaciółkę, a tak po prostu.... odeszła.
Ona zadaje pytanie " czy można naprawić naszą przyjaźń?", ale po co?! Ona chce ją naprawiać?! W ten sposób? Krzywdząc mnie i sprawiając, że wielokrotnie płacze "po kątach"? Nie jestem głupia. Nie będę do niej wyciągać do niej ręki jak ona... na nią pluje, tak to jest dobre określenie. Tęsknie za tą dziewczyną, która niezależnie kiedy ją poprosiłam była przy mnie i zawsze mogłam na niej polegać. Gdzie ona jest? Znikła, a przynajmniej znikła dla mnie.
Nie chce się nad sobą użalać, ale musiałam to napisać, czuje się lepiej. Jednak to boli, kiedy traci się osoba za która kiedyś oddało by się życie.
"Najgorsze jest właśnie to, że przychodzi ta jedna osoba i "niszczy" wszystko, ale to nie tylko ona. Robi to także ta druga osoba i to jest przykre, bo nigdy nie podejrzewałoby się tej drugiej."- fragment rozmowy z koleżanką. Tak, są to moje słowa. Bardzo jej dziękuję za rozmowę. Nigdy nie przypuszczałam, że właśnie z nią będę o tym rozmawiać. Może dlatego, że nie znamy się za dobrze? Ale wiem, że mogę jej zaufać.
Tutaj jeszcze fragment rozmowy z Przyjaciółką, to co jej wysłałam:
"W każdym razie, kontynuowanie tego jest bez sensu. Wy razem bawicie sie doskonale, dupe razem ludziom też świetnie obrabiacie. Jak dotąd inne zdanie miałam o ***, ale o tym nie bd gadać z Tobą. Wszystkie jesteście siebie warte, tylko w szkole nie udawaj, prosze, ze jesteś wielce moją przyjaciólką, ok? Ode mnie sie odwalcie.
Macie "doskonałe trio" także, żegnam.
Ja sobie poradzę, gorzej z wami. Nie wiem jak wasze ego sobie z tym poradzi."
Dziękuje koledze, który właśnie do mnie napisał. Kocham z nim pisać, bo zawsze poprawia mi humor. Jest niesamowity. Nie, nie podoba mi się, ale przyznam, że jest ładny.
Prawdopodobnie Przyjaciółka i Nowa, przeczytają tą notkę, bo mają adres bloga.
Dzięki za "wysłuchanie".
***- to także koleżanka z klasy.
poniedziałek, 4 czerwca 2012
4. Ostatnie zdanie wykrzyczałam mu w twarz.
Ostatnie zdanie wykrzyczałam mu w twarz. Otarłam mokre policzki i wstałam. Wybiegłam. Gdy byłam już na zewnątrz, stanęłam. Uniosłam głowę, zobaczyłam Justina- nie miała pojęcia skąd się tu wziął. Minęłam go i pewnym krokiem zmierzałam do samochodu:
-Zaczekaj!
-Za długo na CIEBIE czekałam- odpowiedziałam cicho, ale był w stanie to usłyszeć.
-Jazzy, ja o tobie nigdy nie zapomniałem! Byłaś i zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Chociaż cię tak długo nie widziałem to i tak byłaś tu- położył mi rękę na swoim sercu.
-Nie wieże ci...
-Jak mam ci to udowodnić? Przyznam, jestem dupkiem. Nie odzywałem się tyle lat, ale ja się bałem...
-Czego?!
-Bo... z początku mi odbiło i myślałem tylko o sławie. Później dzięki mojej mamie się otrząsnąłem, ale bałem się do ciebie odezwać, że mnie znienawidziłaś. Nie myliłem się, ale myślisz, że dlaczego moja siostra ma takie samo imie jak ty? Nie bez powodu!...
-Justin, wiesz jak cholernie mnie skrzywdziłeś?- złapał mnie za nadgarstki.
-Zdaję sobie z tego sprawę i przepraszam, głupio mi, ale nie wiesz jak bardzo cieszę się, że w końcu cię zobaczyłem.
-Myślisz, że teraz wszytko będzie jak kiedyś? Mylisz się! Przecież... gdybym nie...
-Wiem, nawaliłem- wtuliłam się w jego tors. Poczułam bicie jego serca. Przymknęłam oczy.
-Czy to nowa dziewczyna?... Już zapomniałeś o Selenie?... Kim ona jest?...
Słyszałam przekrzykujących się ludzi zadających masę pytań. Otworzyłam oczy i ujrzałam oślepiający blask fleszy oraz mnóstwo dziennikarzy:
-Wiem, nawaliłem- wtuliłam się w jego tors. Poczułam bicie jego serca. Przymknęłam oczy.
-Czy to nowa dziewczyna?... Już zapomniałeś o Selenie?... Kim ona jest?...
Słyszałam przekrzykujących się ludzi zadających masę pytań. Otworzyłam oczy i ujrzałam oślepiający blask fleszy oraz mnóstwo dziennikarzy:
-Może ty nam coś powiesz, ślicznotko?- krzyknął jakiś
facet z aparatem. Spojrzałam na Justina, z którego złość, aż kipiała. Myślałam,
że zaraz wybuchnie. Nie myliłam się:
-Kurwa, nie macie co robić, tylko wpieprzać się w czyjeś
życie?! Odwalcie się, nie mam zamiaru z wami gadać, japierdole!...- ostatnie
słowo szepną pod nosem. Złapał mnie za rękę i pociągnął do samochodu.
Wsiedliśmy i szybko ruszyliśmy. Dokąd? Nie miałam pojęcia.
Stanęliśmy
pod domem chłopaka. Otworzył drzwi, a następnie poprosił, bym weszła do środka:
-Mamoooo! Jestem już!- krzyknął wciąż zły blondyn.
Zerknęłam na niego. Był strasznie wściekły.
-Justin, co… Ja…Ja…Jazmyn?!- naprzeciw nas stanęła
Pattie.
-Tak , to ja!- uśmiechnęłam się do niej. Podbiegła do
mnie i mocno, mnie przytuliła. Uwielbiam tą kobietę, była dla mnie jak druga matka. Jest niesamowita,
kochająca, ciepła i opiekuńcza- Jejku, skarbie co ty tutaj robisz?... To
znaczy… Cieszę się, ale straciłam już nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek cię
zobaczę. Nawet nie wiesz jak się cieszę- rzekła uradowana.
Weszliśmy
do pokoju Justina. Usiadłam na łóżku. Rozglądałam się po pomieszczeniu przyglądając
się dokładnie każdej rzeczy:
-Justin?...- zapytałam niepewnie.
-Tak?
-Będziesz miał kłopoty? No wiesz, bo przeklinałeś do tych
dziennikarzy.
-Ach, nie przejmuj się tym. Dam radę...
-Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy- spuściłam wzrok. Chłopak złapał mnie za pod brudek zmuszając w ten sposób, bym na niego spojrzała.
-Jazmyn, to nie przez ciebie. Nawet tak nie myśl- usiadł obok.
-Justin, a co z moim samochodem, bo został tam...
-O właśnie, pojadę z Ryanem po niego. Zostaniesz z moją mamą, prawda ?
-Ale...
-Cii, nie ma ale- uśmiechnął się, po czym wstał.
Zeszliśmy na dół. Pattie była w kuchni i coś pichciła:
-Mamo, ja na chwilę muszę wyjść, Jazmyn zostanie z Tobą.
-Świetnie, nie ma sprawy- kobieta posłała mi ciepły uśmiech. Justin wyszedł, a ja spytałam, czy pomóc. Brunetka zaprzeczyła. Usiadłam i zaczęłam bacznie się jej przyglądać. Rozpoczęła rozmowę tym samym przerywając ciszę:
-Jejku, Jazmy, jak to się stało, że tu jesteś...
-A no wiesz- zwracałam się do niej po imieniu od zawsze. Zaczęłam monolog opisując od pierwszego spotkania z Justinem, kończąc na tym jak się tu znalazłam. Pomijając oczywiście fakt z dziennikarzami. Kobieta usiadła naprzeciw mnie z niedowierzaniem.
-Nawet nie wiesz jak on za tobą tęsknił...
-Akurat- mruknęłam.
-Skarbie, nie masz pojęcia ile razy płakał, ile piosenek napisał z myślą o tobie, ile napisał niewysłanych listów- rozmyśliła się.
-Płakał?- jękłam.
-Owszem, żeby to raz. Był przygnębiony, miał podpuchnięte oczy od płaczu, był wrakiem człowieka- zagłębiła swą opowieść Pattie- nie mogłam dłużej patrzeć na niego w takim stanie. Kochanie, to nie trwało chwilę, to się ciągnęło miesiącami. Podziwiam go, jak mógł wtedy tak ciężko pracować.
-Pomogłaś mu...
-Nie Jazzy, to ty mu pomogłaś...To ty dawałaś mu siłę, to z myślą o tobie pisał wszystkie piosenki. Dla ciebie chodził to studia nagrywać piosenki, to wszystko dla ciebie- podparła się o pod brudek.
-Więc dlaczego się do mnie nie odzywał! Dlaczego tak po prostu mnie zostawił. Dlaczego nie wysłał tych wszystkich listów, o których wspomniałaś, dlaczego?!
-Kotku, on się bał. Strasznie bał. Odbiło mu na początku i bardzo tego żałował, zdawał sobie sprawę jak bardzo cię skrzywdził. Dlatego właśnie bał się odezwać- westchnęła.-Chodź.-pociągnęła mnie za rękę na górę.
Stanęłyśmy w progu jego pokoju. Spod łóżka wyciągnęła jakąś skrzynkę. Wręczyła mi ją. Spojrzałam na nią dziwnie:
-Trzymaj, to dla ciebie.
-Ale co to jest?
-Tu jest wszystko począwszy od waszych zdjęć i listów. Tu jest kłódka, do której kluczyk podobno macie tylko wy- faktycznie, mieliśmy kiedyś taką kłódkę.- Tylko wy ją możecie otworzyć- wyszła z pokoju, a ja usiadłam na fioletowym dywanie ze skrzynką w dłoniach. Przekręciłam małą czerwoną kłódeczkę. Tajemnicza skrzynka otworzyła się.
W oczy rzuciło mi się kilka naszych zdjęć. Jak zawsze mieliśmy na nich dziwne miny. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przed oczami stanęły mi wspomnienia.
~*~
Fajnie, krótki i bez sensu, ale jest. Tak więc czekam na Wasze opinie i bardzo przepraszam Za tak długie oczekiwanie. Jeszcze raz proszę o jakąkolwiek "reklamę". ;3
Gdy ktos chciał być informowany o NN proszony jest pisać na ten nr gg : 43159484 ;)
niedziela, 6 maja 2012
3. Był dla niej jak superman.
Otworzyłam oczy. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku.
Pierwsze zrobiłam, to spojrzałam na godzinę w telefonie. Było cos po 8.
Usiadłam na łóżku. Głośno westchnęłam, wzruszyłam ramionami i wstałam. Udałam
się do łazienki, gdzie odbyłam poranne czynności. Ubrałam się i zeszłam na dół.
O dziwo rodziców nie było w domu. Susan jeszcze spała, ze względu, że jest niedziela
nie budziłam jej. Zrobiłam sobie śniadanie w postaci płatków z mlekiem,
oczywiście na zimno. Szybko je zjadłam. Poczłapałam przed telewizor.
Przełączałam kanały. Zatrzymałam się na jednym, muzycznym. Leciał kawałek
Jessie J –Domino. Lubię tą piosenkę, nawet bardzo. Jest energiczna i przyjemna.
Siedziałam nad matmą, już od ponad godziny.
Kurczę, trzeba być nienormalnym, żeby tyle zadawać i to jeszcze pod koniec roku
szkolnego! Uh, ale co ja mogę? Zostały mi 2 zadania, uwinęłam się z nimi
szybko. Powtórzyłam na jutrzejszą kartkówkę z biologii i zaczęłam się szykować
na spotkanie z Justinem
Gotowa przejrzałam się w lustrze ostatni raz. Wyszłam
z pokoju i niezauważalna chciałam wyjść
z domu. Jednak nie udało mi się, akurat teraz tata musiał
wejść do domu:
-Cześć –powiedziałam na przywitanie i chciałam jak
najszybciej wyjść.
-Cześć, cześć, gdzie się wybierasz- zapytał ciepło.
-Umówiłam się…- odpowiedziałam niepewnie.
-Na randkę?
-Nie! Wybacz, ale muszę już iść, pa- nie miałam zamiaru
dłużej rozmawiać z nim na ten temat. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w
umówione miejsce.
Weszłam do
restauracji. Wzrokiem szukałam stolika, przy którym powinien siedzieć pan
Bieber. W końcu go znalazłam. Siedział bardziej z tyłu, nie rzucając się w
oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam i powolnym krokiem szłam w jego kierunku.
Wybrał miłe miejsce, bardzo przytulne, cieple kolory i przede wszystkim
spokojnie. Stanęłam naprzeciw niego. On wstał i przywitał się ze mną. Zajęłam
miejsce i zaczęłam rozmowę:
-Tak więc, dlaczego chciałeś się ze mną spotkać- mówiłam obojętnym
głosem.
-Posłuchaj mnie, ja wiem, że to twoja decyzja i wg, ale…
-Scooter cię przysłał?- lekko się zdenerwowałam.
-Nie! Sam chciałem tu przyjść. Jazzmyn, przepraszam cię za moją pierwszą reakcję, ale
chyba rozumiesz. Masz 17. Lat i jesteś po prostu genialna! To w jaki sposób
przekazujesz emocję poprzez taniec jest niesamowite- mówił ze zdumieniem.
-A ty skąd możesz to wiedzieć, co? Nigdy nie widziałeś jak
tańczę!
-Braun pokazał mi nagrania. Dziwnie się czuję prosząc
cię, żebyś była moja choreografką, ale nie mam innego wyjścia…
-Jeżeli mamy o tym rozmawiać to ja już pójdę. Justin, to
moja decyzja!- wstałam. Poczułam jego ciepła dłoń na nadgarstku.
-Ale jakie są ku temu powody, hm?- w moich oczach stanęły
łzy- powiedziałem coś nie tak?- zapytał troskliwie.
-Dobrze, opowiem ci pewną historię- usiadłam i z torebki
wyjęłam zdjęcie, położyłam je przed nim.
Przedstawiało małego
chłopczyka- Justina i jakąś małą dziewczynkę.
- Justin, powiedz mi kto to jest?- wskazałam dziewczynkę
na fotografii.
-Skąd to masz?!- uniósł głos.
-Kto to jest?!- poczułam jak po moim policzku spływa łza-
Dobrze, więc ja ci powiem- zamilkłam na chwilę. Przymknęłam oczy i zaczęłam
mówić- Widzisz ich? Wyglądają na szczęśliwych przyjaciół, prawda? Opowiem ci historię
tej dziewczynki, bo uważam, że powinieneś ją znać.
-Ale ja…
-Nie przerywaj mi! Ta mała, bezbronna dziewczynka znała
tego chłopczyka od urodzenia. Był od niej o rok starszy, ale dzięki ich
rodzicom mieli to szczęście, że się poznali, jako małe brzdące. Uwielbiali
budować razem zamki z piasku. Im byli starsi tym więcej czasu spędzali razem.
Mimo pozorom, ich przyjaźń była wielka, niezniszczalna, bynajmniej tak jej się
wydawało. Dziewczynka ufała mu bardziej niż własnej matce. Kiedy coś się stało,
coś ją trapiło mogła zwrócić się do niego i wiedziała, że zrobi wszystko by jej
pomóc. Podziwiała go za to co robi dla innych, jak wspiera swoją matkę.
Pragnęła być taka jak on. Był dla niej jak superman. To właśnie ze sobą przeżyli swój pierwszy pocałunek.
Nie zawsze było tak kolorowo i wspaniale. Kiedy miała 13 lat, jej przyjaciel wyruszył
zacząć karierę. Miał niesamowity talent muzyczny, wokalny, taneczny. Zanim
został zauważony wspierała go jak mogła. Była przy nim kiedy mu się coś nie
udało i wierzyła, że kiedyś zostanie kimś. Tego dnia, gdy żegnali się obiecał,
że będzie do niej dzwonił, że nie zapomni o niej, że jeżeli mu się uda zdobyć
sławę to mu nie odbije, że będzie ją odwiedzał, bo za bardzo ją kocha, żeby o
niej zapomnieć. Wierzyła w jego słowa. Przez kilka miesięcy milczał, ale miała wciąż
nadzieje, że zadzwoni. Tłumaczyła sobie to tym, że na pewno dużo pracuje, że nie
zapomniał. Minął rok, zobaczyła w telewizji jego piosenkę, cieszyła się
ogromnie, udało mu się. Z kolejnymi miesiącami mijała nadzieja, że usłyszy jego
głos, ale nie ten w piosenkach, czy wywiadach, ale te słowa, które kierowane są
tylko do niej. Swój ból wyrażała w
tańcu. Zawsze gdy tańczyła myślała o nim. Któregoś dnia została dostrzeżona i
tak zaczęła współpracę z gwiazdami wielkiego formatu, ale nigdy nie zapomniała
o nim, o tym co dla niej zrobił ale także o tym jak cholernie ją skrzywdził. Teraz
siedzi tu i ma do niego wielki żal i czuje nienawiść za jak ją potraktował, bo
myślała, że coś dla niego znaczyła, ale jak widać, myliła się- mówiąc to cały
czas płakałam, a Justin siedział i słuchał z niedowierzaniem.
-Ale, jak to. Jazzy, to…- widziałam, że zaszkliły mu się
oczy.
-Teraz już wiesz dla czego nie chciałam z tobą
współpracować. Jesteś zwykłym dupkiem!
~*~
Tak więc jest 3. Nie wiem, czy jest dobrze, może nie o to mi chodziło. Ważne, żeby Wam się podobało ;)
Jakbyście mogły, to zareklamujcie jakoś bloga. Wiem, że nie jest najlepszy, ale jednak chciałabym, żeby czytało go więcej osób. Z góry dziękuje.
Cześć ;3
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
środa, 11 kwietnia 2012
2.Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Bałam się. Bardzo, ale ...
-Cześć tu Justin, moglibyśmy się spotkać?-Milczałam, zaskoczył mnie swoim pytaniem.
-Um... Po co?
-Chce pogadać, ale nie przez telefon. To jak?
-Ja, ja nie wiem- denerwowałam się.
-Proszę, nie zajmę Ci dużo czasu- nalegał.
-No dobrze. Kiedy, gdzie, o której?- zapytałam szybko.
-Może jutro?- zapytał niepewnie.
-Nie, jutro nie dam rady.
-Ach, to kiedy Ci odpowiada?-zapytał zachrypniętym głosem.
-Środa?
-Jasne, o 17. ?
-Okay- starałam się mówić normalnym tonem.
-W tej restauracji, za rogiem, koło hotelu? Chyba, że wolisz przyjść do mnie- starał się mówić uwodzicielskim głosem. Odnosiłam takie wrażenie.
-Zostańmy przy pierwszej propozycji. To do środy, cześć...- rozłączyłam się. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Bałam się. Bardzo, ale sama się o to prosiłam. Głośno westchnęłam. Skierowałam się do mojego pokoju.
Bezradnie opadłam na łóżko. Przymknęłam oczy. Do uszu wsadziłam słuchawki. Już po pierwszych dźwiękach piosenki odpłynęłam. Poczułam lekkie szturchnięcie. Otworzyłam jedno oko, później drugie. Dostrzegłam Susan siedzącą na brzegu łóżka. Rozejrzałam się i doszłam do wniosku, że jest już wieczór.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, żebym zeszła na kolację. Leniwie zgramoliłam się z łóżka. Poprawiłam bluzkę i włosy, po czym zeszłam do jadani. Wszystko już było gotowe. Cała rodzinka siedziała i pałaszowała. Namiętnie o czymś rozmawiali, ale gdy mnie zobaczyli momentalnie zamilkli. Przyznam, że trochę się przeraziłam. Spojrzałam na każdego z osobna i wybuchnęłam śmiechem:
-Co jest?- zapytałam przez śmiech.
-Nic, nic, siadaj i jedz- odezwała się rodzicielka. Zajęłam miejsce. Nie chciało mi się jeść. Nalałam sobie picia- Czemu nic nie jesz?- przerwała ciszę mama.
-Nie jestem głodna- wymusiłam uśmiech.
-Odchudzasz się?!- zapytała podejrzliwie, uniesionym głosem.
-Nie, po prostu nie mam ochoty, uspokój się.
Temat odchudzania dla mojej mamy był strasznie drażliwy. Jeżeli któraś z nas (ja lub Susan) oznajmiałyśmy, że się odchudzamy od razu wpadała w szał. Uważała, że i tak jesteśmy za chude, i że popadniemy w anoreksję. Ja nie mam żadnych kompleksów, co do mojej tuszy i uważałam, że moje ciało jest ok. Natomiast z moją siostrą było inaczej, martwiłam się o nią. Jest szczupłą dziewczyną, ale nie dało jej się tego przetłumaczyć. Jej waga była idealna co do wzrostu, także... Ale jak to każda 15. latka chciała wyglądać jak najlepiej i wg.
Siedziałam i przyglądałam się moim rodzicom. Na ich twarzach zauważyłam poddenerwowanie i złość. Ostatnio często byli w takim nastroju, o czymś rozmawiali, ale nie chcieli mi nic powiedzieć, jakby się ukrywali. To było dość dziwne. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy:
-Dzwoniłaś do Scootera?- zapytała nawet na mnie nie patrząc.
-Tak- odpowiedziałam obojętnie.
-I co? Zrezygnowałaś?
-Yhym- burknęłam.
-Co?! Córcia, jak to? To była dla ciebie OGROMNA szansa!- uniosła głos.
-Mamo, nie chce o tym rozmawiać- zirytowałam się.
-Nie możesz żyć przeszłością...Martwię się o twoją przyszłość...
-Moją? Ha, zabawne. Raczej swoją- wstałam od stołu i nie zwracając najmniejszej uwagi co do mnie mówią pobiegłam do pokoju.
Od razu pognałam do łazienki. Nie, żeby zaraz płakać, czy coś... po prostu wskoczyłam pod prysznic*. Oblałam ciało gorącą wodą. Umyłam się żelem pod prysznic o zapachu owocowym. Woń roznosiła się po całym pomieszczeniu. We włosy wmasowałam truskawkowy szampon po czym dokładnie go spłukałam. Mokre ciało owinęłam miękkim ręcznikiem. Z szafy wygrzebałam jakąś piżamę i wróciłam do łazienki, by odbyć wieczorne czynności...
Odpaliłam laptopa. Włączyłam Facebook'a. Ostatnio nie miałam czasu, na korzystanie z takiego typu stron. Odpisałam na parę wiadomości. Sprawdziłam powiadomienia i wylogowałam się. Jak miałam w zwyczaju zajrzałam na portale plotkarskie. Nie które notki bardzo mnie śmieszyły. Pokręciłam głową i wyłączyłam urządzenie. Mimo ( o dziwo) później już godziny postanowiłam, że napiszę sms. do Justina, na podany wcześniej numer:
"Cześć, możemy się spotkać jutro? Chciałabym mieć to już za sobą.
Jazmyn"
Nie spodziewałam się teraz odpowiedzi, ale ją uzyskałam:
"Pewnie, że możemy. Mała nie chce, żeby to spotkanie było jakąś "karą".
Justin"
Położyłam się na łóżku i dumałam. Przecież moja mama jest śmieszna. Dla niej to co się stało to nic, a dla mnie to dużo znaczy. To nie było zwykłe "coś", tylko...
~*~
*Takie bezsensowne zdanie.
Przepraszam, że jest krótki, ale musiałam dzisiaj dodać, a wena mnie opuściła. Tak więc, postaram się dodać następny w piątek lub sobotę. Proszę o Waszą (negatywną jak i pozytywną) opinie w komentarzach.
Cześć <3
-Um... Po co?
-Chce pogadać, ale nie przez telefon. To jak?
-Ja, ja nie wiem- denerwowałam się.
-Proszę, nie zajmę Ci dużo czasu- nalegał.
-No dobrze. Kiedy, gdzie, o której?- zapytałam szybko.
-Może jutro?- zapytał niepewnie.
-Nie, jutro nie dam rady.
-Ach, to kiedy Ci odpowiada?-zapytał zachrypniętym głosem.
-Środa?
-Jasne, o 17. ?
-Okay- starałam się mówić normalnym tonem.
-W tej restauracji, za rogiem, koło hotelu? Chyba, że wolisz przyjść do mnie- starał się mówić uwodzicielskim głosem. Odnosiłam takie wrażenie.
-Zostańmy przy pierwszej propozycji. To do środy, cześć...- rozłączyłam się. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Bałam się. Bardzo, ale sama się o to prosiłam. Głośno westchnęłam. Skierowałam się do mojego pokoju.
Bezradnie opadłam na łóżko. Przymknęłam oczy. Do uszu wsadziłam słuchawki. Już po pierwszych dźwiękach piosenki odpłynęłam. Poczułam lekkie szturchnięcie. Otworzyłam jedno oko, później drugie. Dostrzegłam Susan siedzącą na brzegu łóżka. Rozejrzałam się i doszłam do wniosku, że jest już wieczór.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, żebym zeszła na kolację. Leniwie zgramoliłam się z łóżka. Poprawiłam bluzkę i włosy, po czym zeszłam do jadani. Wszystko już było gotowe. Cała rodzinka siedziała i pałaszowała. Namiętnie o czymś rozmawiali, ale gdy mnie zobaczyli momentalnie zamilkli. Przyznam, że trochę się przeraziłam. Spojrzałam na każdego z osobna i wybuchnęłam śmiechem:
-Co jest?- zapytałam przez śmiech.
-Nic, nic, siadaj i jedz- odezwała się rodzicielka. Zajęłam miejsce. Nie chciało mi się jeść. Nalałam sobie picia- Czemu nic nie jesz?- przerwała ciszę mama.
-Nie jestem głodna- wymusiłam uśmiech.
-Odchudzasz się?!- zapytała podejrzliwie, uniesionym głosem.
-Nie, po prostu nie mam ochoty, uspokój się.
Temat odchudzania dla mojej mamy był strasznie drażliwy. Jeżeli któraś z nas (ja lub Susan) oznajmiałyśmy, że się odchudzamy od razu wpadała w szał. Uważała, że i tak jesteśmy za chude, i że popadniemy w anoreksję. Ja nie mam żadnych kompleksów, co do mojej tuszy i uważałam, że moje ciało jest ok. Natomiast z moją siostrą było inaczej, martwiłam się o nią. Jest szczupłą dziewczyną, ale nie dało jej się tego przetłumaczyć. Jej waga była idealna co do wzrostu, także... Ale jak to każda 15. latka chciała wyglądać jak najlepiej i wg.
Siedziałam i przyglądałam się moim rodzicom. Na ich twarzach zauważyłam poddenerwowanie i złość. Ostatnio często byli w takim nastroju, o czymś rozmawiali, ale nie chcieli mi nic powiedzieć, jakby się ukrywali. To było dość dziwne. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy:
-Dzwoniłaś do Scootera?- zapytała nawet na mnie nie patrząc.
-Tak- odpowiedziałam obojętnie.
-I co? Zrezygnowałaś?
-Yhym- burknęłam.
-Co?! Córcia, jak to? To była dla ciebie OGROMNA szansa!- uniosła głos.
-Mamo, nie chce o tym rozmawiać- zirytowałam się.
-Nie możesz żyć przeszłością...Martwię się o twoją przyszłość...
-Moją? Ha, zabawne. Raczej swoją- wstałam od stołu i nie zwracając najmniejszej uwagi co do mnie mówią pobiegłam do pokoju.
Od razu pognałam do łazienki. Nie, żeby zaraz płakać, czy coś... po prostu wskoczyłam pod prysznic*. Oblałam ciało gorącą wodą. Umyłam się żelem pod prysznic o zapachu owocowym. Woń roznosiła się po całym pomieszczeniu. We włosy wmasowałam truskawkowy szampon po czym dokładnie go spłukałam. Mokre ciało owinęłam miękkim ręcznikiem. Z szafy wygrzebałam jakąś piżamę i wróciłam do łazienki, by odbyć wieczorne czynności...
Odpaliłam laptopa. Włączyłam Facebook'a. Ostatnio nie miałam czasu, na korzystanie z takiego typu stron. Odpisałam na parę wiadomości. Sprawdziłam powiadomienia i wylogowałam się. Jak miałam w zwyczaju zajrzałam na portale plotkarskie. Nie które notki bardzo mnie śmieszyły. Pokręciłam głową i wyłączyłam urządzenie. Mimo ( o dziwo) później już godziny postanowiłam, że napiszę sms. do Justina, na podany wcześniej numer:
"Cześć, możemy się spotkać jutro? Chciałabym mieć to już za sobą.
Jazmyn"
Nie spodziewałam się teraz odpowiedzi, ale ją uzyskałam:
"Pewnie, że możemy. Mała nie chce, żeby to spotkanie było jakąś "karą".
Justin"
Położyłam się na łóżku i dumałam. Przecież moja mama jest śmieszna. Dla niej to co się stało to nic, a dla mnie to dużo znaczy. To nie było zwykłe "coś", tylko...
~*~
*Takie bezsensowne zdanie.
Przepraszam, że jest krótki, ale musiałam dzisiaj dodać, a wena mnie opuściła. Tak więc, postaram się dodać następny w piątek lub sobotę. Proszę o Waszą (negatywną jak i pozytywną) opinie w komentarzach.
Cześć <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)