poniedziałek, 10 grudnia 2012

9. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".

     Justin odwiózł mnie do domu. Pożegnałam się z nim czułym pocałunkiem. Weszłam do domu cała w skowronkach. Moja rodzina siedziała w kuchni jedząc właśnie kolację. Wszyscy jednocześnie na mnie spojrzeli, zaśmiałam się:
-Co ty taka wesoła, hm?- zaciekawiła się rodzicielka.
-A nie mogę?
-Czyja to kurtka?- zmierzył mnie ojciec. Mówił to żartobliwie.
-Ta? Justina- uśmiechnęłam się.
-Naszego Justina?-zdziwiła się matka.
-Nie waszego, mojego...-powiedziałam dumnie. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Przekroczyłam jego próg i szczęśliwa, ale zmęczona opadłam na łóżko.
    Otworzyłam powieki. Światło słoneczne biło po oczach. Przewróciłam się na bok i nakryłam głowę kołdrą. Próbowałam jeszcze zasnąć. Była sobota, nie musiałam nigdzie się spieszyć. Dzisiaj wyjątkowo cały dzień miałam wolny od obowiązków, zmartwień, od wszystkiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z rozmyślań wyrwał mnie przeraźliwy hałas dobiegający z dołu. Momentalnie się podniosłam. Zbiegłam po schodach.
   Stanęłam w progu kuchni. Cała szafka  ( ze szklankami itp) leżała na ziemi. Wokół było pełno zbitego szkła, a na środku stała moja matka:
-Boże, co się tu stało?
-Szafka spadła, nie widzisz? Mówiłam twojemu ojcu, żeby ją naprawił, mówiłam! Ale nie, bo po co, lepiej niech spadanie i mnie zabije!- krzyczała wściekła.
-Mamo, spokojnie. Czekaj, pomogę ci to posprzątać- schyliłam się po miotłę.
       Usiadłam na łóżku. Odpaliłam laptopa i włączyłam sobie ulubioną płytę Justina. Dlaczego akurat jego? Sama nie wiem było to trochę śmieszne. Zaczęłam szperać w internecie. Przeglądałam strony plotkarskie, nic ciekawego. Weszłam na twittera, zaczęło obserwować mnie pełno fanek Justina. Fajnie, mhm. Dostałam sms. Spojrzałam na wyświetlacz : Justin:
"Cześć kochanie, jadę teraz na spotkanie, ale zobaczymy się wieczorem?"
Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jasne, to do wieczora"
                                     *** miesiąc później***
        Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie miałam pojęcia za co się zabrać. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Sama się sobie dziwiłam.
        Kończyłam właśnie ostanie zadanie z fizyki, kiedy otworzyły się drzwi do mojego pokoju:
-Co robisz?- usłyszałam.
-Nie widać?- zapytałam retorycznie, nie odrywając oczu od książki.
-Jazmyn?- spojrzałam na siostrę. Była zapłakana.
-Boże, Susan co się stało, czemu płaczesz?- podeszłam i przytuliłam ją mocno.
-Przyszły wyniki, ja... ja mam białaczkę- wybuchnęła płaczem. Nic nie powiedziałam, tylko przytuliłam ją do siebie. Pogłaskałam po głowie. Starałam się ją uspokoić, ale sama się rozpłakałam.
       Siedziałyśmy tak wtulone przez dłuższą chwilę. Odsunęłam, ją od siebie. Złapałam za ramiona i ukucnęłam przed nią. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Wiedziałam, że jest jej ciężko:
-Susan, poradzimy sobie, rozumiesz? Nie jesteś sama, masz nas. Ej, nie płacz. Jesteś silna, nie poddamy si tak łatwo, prawda? Nie ważne jak będzie trudno, ja jestem z tobą, pamiętaj o tym!- mówiłam dusząc łzy.
       Po raz kolejny dzisiaj rozpłakałam się. Dlaczego? Właśnie powiedziałyśmy rodzicom, którzy wrócili z pracy, o wynikach badań. Ojciec znieruchomiał, a matka? Płakała razem z nami. Wiedziałam, że jest im przykro, w końcu Susan była tą "dobrą córeczką". Wiedziałam, że teraz atmosfera w naszym domu, będzie nie najlepsza, ale jedno było pewne. Choćby nie wiem co, przejdziemy przez to RAZEM i damy radę.
      Zbliżała się godzina 19. , zaraz miał przyjechać Justin. Nic mu jeszcze nie powiedziałam. A czy zamierzałam? Sama nie wiem.
        Otworzyłam drzwi frontowe. Ujrzałam w nich swojego chłopaka. Chciałam być silna, nie dałam rady. Wtuliłam się w niego mocno:
-Hej kochanie, co się dzieje?- szepnął troskliwie. Zamknęłam drzwi. Usiedliśmy na ganku.
-Justin, Susan, ona... ona ma białaczkę- wydusiłam z siebie.
-Susan? Mówisz serio?- spoważniał.
-Tak- z moich oczu poleciały łzy. Chłopak pociągnął mnie za rękę do pozycji stojącej. Obią ramieniem.
-Chodź, przejdziemy się- szepnął i pocałował mnie w czoło.
       Szliśmy bez celu po mieście. Długo rozmawialiśmy. Na różne tematy. Najpierw o Susan, o tym co będzie dalej, następnie o nas, nawet o Selenie. Później Justin wspomniał coś o dzieciństwie, o ojcu. Nie lubił do tego wracać. Dlaczego? Nie było przy nim ojca, gdy był mały, nie był to dla niego najlepszy okres, dlatego o tym nie lubi o tym mówić. Spojrzałam na niego i mocno przytuliłam. Czułam spokoje bicie jego serca. Uniosłam głowę do góry. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam czule chłopaka. Odwzajemnił pocałunek. Cieszyłam się, że jest przymnie. Jestem przekonana, że zrobi wszystko, by pomóc Susan. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, ale musiałam:
-Jazzy, wracamy?-zapytał delikatnie.
-Tak, muszę być teraz z Susuan-westchnęłam.
     Po woli szliśmy w kierunku mojego domu. Nie spieszyło nam się. Minęliśmy parę zakochanych. Gdzieś dalej szła starsza para trzymając się za ręce. To było urocze. Wyprzedziła nas jakaś kobieta. Widocznie, bardzo się spieszyła. Na ławce siedzieli "nastoletni rodzice". Momentalnie z Justinem spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się. Zanim się obejrzałam staliśmy już pod moim domem.
     Odwróciłam się tylko, żeby zobaczyć jak Justin odjeżdża z podjazdu. Złapałam z klamkę, zawahałam się, ale otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. Napięcie wisiało w powietrzu. W domu było ponuro, cicho. Wzruszyłam ramionami i poszłam "szukać" rodziców. Mamę zastałam śpiącą w sypialni. Ta 'wieść', chyba ją dobiła. Nawet się nie przebrała w piżamę. Tata siedział w biurze. Pisał jakąś prace. Widać było, że jest przybity. Nie miał ochoty pracować, ale nie miał wyjścia:
-Tato?- uniósł wzrok-jak się trzymasz?
-Co ja Cię będę oszukiwał, beznadziejnie- usiadłam obok niego.
-Nie możesz się załamywać. Musimy przekonać Susan, że jej choroba nas nie pokona, że damy radę, rozumiesz? Musimy jej dać do zrozumienia, że może na nas polegać i będziemy walczyć razem z nią. Inaczej będzie się czuła winna. Winna, że zrzuciła na was taki 'ciężar' jakim jest białaczka. To wasza córka, a moja siostra i bardzo ją kochamy, prawda? Musimy być z nią w tym momencie, musi czuć się bezpieczna- mówiłam dusząc łzy.
      Stanęłam przed pokojem Susan. Zapukałam lekko i powoli uchyliłam drzwi:
-Mogę?- zapytałam niepewnie.
-Jasne- powiedziała smutno. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Wiedziałam, jak ciężko jej teraz musi być. Płakała, nie dziwię jej się. Podeszłam, stanęłam obok jej łóżka. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Położyłam się obok niej. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".
                                  ~~*~~
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! Bardzo mocno! Za co? Za to, ze robie takie dłuuuuugie przerwy. DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE! za co? Za to, że mimo wszystko jeszcze to czytacie. Obiecuje Wam jedno. Będzie inaczej, postanowiłam coś sobie i tak będzie, więc nie musicie się obawiać o długie przerwy. LOVE LOVE LOVE ! <3

http://ask.fm/stayxstrong
     


   

3 komentarze:

  1. popłakałam się, chciałabym mieć taką siostrę jak ty Karinko :c <33 // Fałek

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa!! Kocham! Kocham! Ten rozdział.:* Smutny ;** Szkoda Susan. ;< Ale kocham cię że wreszcie dodałaś :** Czekam na nn ♥ Zdrowiej ,zdrowiej <33

    OdpowiedzUsuń