wtorek, 1 stycznia 2013

10. SEX ON THE BEACH!

      Obudziłam się w środku nocy. Przykryłam siostrę i chciałam po cichu wyjść, żeby jej nie budzić. Oczywiście to w moim wykonaniu jest nie możliwe. Musiałam zahaczyć nogą o kant łóżka. Syknęłam z bólu. Susan tylko przewróciła się na drugą stronę. Czułam jak miejsce uderzenia pulsuje, będę miała wielkiego siniaka na nodze, fajnie. Zaległam na moim łóżku. Rozmasowując bolące miejsce, zasnęłam ponownie.
        Otworzyłam oczy. Był ranek. Tak właśnie wyglądał mój sen. Mrugnięcie powiek. Nie lubię tego. Wydaje mi się to jakieś dziwne, to uczucie. Zamykasz oczy wieczorem otwierasz i jest ranek. Och, nie miałam zamiaru dłużej nad tym myśleć, nie jestem filozofem. Ocknęłam się, dzisiaj jest poniedziałek. Co za tym idzie? Zakończenie roku szkolnego, tak długo na nie czekałam. Chwila. Która godzina? Serce zaczęło mi szybciej bić, zaspałam. Pobiegłam do łazienki. Nie wiedziałam za co złapać. Rozczesałam włosy.Chwyciłam szczoteczkę do zębów. Nałożyłam pastę. Włożyłam szczoteczkę do ust. Wykonywałam szybkie ruchu, czyszcząc zęby. Piana z ust ściekała mi po brudzie. Dalej czyszcząc jamę ustną wyszłam z łazienki. Wywaliłam wszystko z szafy szukając jakiegoś stroju na dzisiaj. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Stała w nich moja matka. Dziwiło mnie to. Zawsze o 6:10 wychodziła z domu, przy okazji budząc mnie. Właśnie? Dlaczego mnie nie obudziła? Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Patrzałam na nią wściekła:
-Mamo! Z czego się śmiejesz? Czemu nie jesteś w pracy? Czemu mnie nie obudziłaś?- krzyczałam z łazienki. Musiałam wypluć pianę z ust.
-Kochanie, co ty robisz? Jest 5:40, czemu już nie śpisz?- śmiała się.
-Co? Boże, myślałam, że zaspałam- odetchnęłam z ulgą.- Czemu jeszcze nie jesteś ubrana? Wyglądasz jakbyś dopiero wstała...
-Bo dopiero wstałam- uśmiechnęła się.- Mam dzisiaj wolne. Chciałam Wam zrobić śniadanie- szczerze? Byłam w szoku. Od kiedy moja mama ma wolne w tygodniu? od kiedy robi nam poranne śniadanka? nie wnikam.
      Nie musiałam się spieszyć. Miałam  prawie 2. godziny do wyjścia. Nie kładłam się, bo wiedziałam, że tak czy siak nie zasnę. Z telefonem w ręku usiadłam na krześle, przy biurku. Jedną nogę podciągnęłam pod brodę, a na drugiej siedziałam. Zaczęłam coś w nim grzebać. Bawiłam się jak małe dziecko. Po dłuższej chwili, stwierdziłam, ze jednak wezmę się za siebie. Pomalowałam się, włosy podkręciłam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam czarną spódniczkę, z wysokim stanem i białą bluzkę. Na nogi wsunęłam czarne szpilki. Obejrzałam się w lustrze: "no, może być", powiedziałam do siebie. Psiknęłam się perfumami "someday" od Justina. Uwielbiam ten zapach. Chwyciłam małą kopertówkę i zeszłam na dół.
    Usiadłam przy stole. Zabrałam się za konsumpcję naleśników zrobionych przez mamę. Zaczęłam myśleć o tym roku szkolnym. Co cię wydarzyło. Przypomniała mi się sprawa z Monic. Wszystko się wyjaśniło. Jeden z uczniów nagrał naszą sprzeczkę , podczas której Monic przyznała się do wszystkiego. To ona została zawieszona, a ja? A ja cieszyłam się, że w końcu nie uszło jej na sucho:
-Jazmyn?!- usłyszałam głos siostry.
-Co?
-Jedziesz z nami?- zapytała. Mama ją dzisiaj zawoziła.
-Jasne, już idę.
      Rodzicielka przystanęła przy mojej szkole. Wyszłam z samochodu, a one pojechały dalej. Tak, nie chodzimy z Susan do jednej szkoły. Przed budynkiem, było już sporo osób. Wzruszyłam ramionami i poszłam szukać mojej 'paczki'. Czułam na sobie wzrok wszystkich chłopców. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie mam przypadkiem za krótkiej spódniczki i czy nie widać mi tyłka. Nie, było okej. Westchnęłam i podeszłam do przyjaciół. Przywitałam się z nimi i uśmiechnęłam się. Poczułam wibracje w torebce. Wyjęłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz:
"nowa wiadomość od: Justin:
Jazzy, przyjechać później po Ciebie?"
 Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jeżeli chcesz, to pewnie".
 Schowałam telefon do torebki. Chaz szturchnął mnie. Zaczynał się apel.
     Wszyscy stali znudzeni. Bez przesady, ile można gadać? Czekaliśmy, tylko, aż dyrektor skończy swoje kazanie. Kiedy zorientowaliśmy się, że to już koniec roku szkolnego, zaczęliśmy klaskać, krzyczeć, a najgłośniej ostanie klasy, bo w końcu dla nich to był koniec, byli wolni. Mi został jeszcze rok w tej szkole. Wszyscy zaczęli się , zegnać jakby rozstawali się na nie wiadomo ile. Ja poszłam pożegnać znajomych z najstarszych  klas. Niektórych z nich prawdopodobnie widziałam ostatni raz. Wyściskałam ich mocno, chwile pogadałam, przypomniało mi się, że mój chłopak na mnie czeka przed szkołą:
-Muszę już lecieć, Justin na mnie czeka- uśmiechnęłam się i przytuliłam raz jeszcze każdego z kolei.
-Nie zapomnij o Beach Party! Weź ze sobą JB- krzyknęli za mną.
      Pan Bieber stał oparty o swój wóz z okularami na nosie. Wyglądał bardzo seksownie. Wyprostowałam się i dumnie zmierzałam w jego kierunku. Podeszła do niego jakaś dziewczyna. Gdy podeszłam bliżej, wiedziałam, ze to Monic. Musiałam jej pokazać, że to MÓJ chłopak, a ona nie ma na co liczyć. Kiedy zbliżyłam się do szatyna, oblizał usta, a następnie delikatnie przygryzł dolną wargę:
-Cześć skarbie- wykrztusił. Objął mnie w tali, a ja złapałam go za kark. Pocałowałam namiętnie w usta. Wiedział o co mi chodzi. Rozgryzł mnie.
-Och, widzę, że poznałeś już Monic- uśmiechnęłam się sztucznie.
-O, to ta Monic?- zapytał złośliwie.
-Justin, nie wierz jej w to co o mnie mówiła. Ona mnie wcale nie zna, ja nie jestem taka- tłumaczyła się. Chciało mi się śmiać.
-Daruj sobie, ośmieszasz się złotko- zaśmiałam się. Justin pocałował mnie w szyję, żeby bardziej ją zirytować.
-Jazzy, kochanie my już chyba musimy jechać- powiedział szatyn otwierając mi drzwi od samochodu.
-Monic widzimy się na Beach Party, o ile przyjdziesz...
      Ruszyliśmy z parkingu. Włączyłam radio. Uchyliłam szybę, było strasznie gorąco:
-Jakie Beach Patry?- zaciekawił się chłopak.
-Justin! Mówiłam ci. Impreza z okazji zakończenia roku, idziemy przecież...
-My?- zdziwił się.
-No, MY. Nie mów mi, że nie możesz...-powiedziałam patrzą wprost na niego.
-Ale, ja, nie chodzę tam do szkoły, więc, no, głupio tak...
-Justin, przestań! Kazali mi ciebie przyprowadzić, proszę cię- powiedziałam błagalnym tonem.
-Okej- powiedział niepewnie. Cmoknęłam go w policzek.
-Jeju, przepraszam cię, Justin, miałam jechać do studia- złapałam się za głowę.
-Ejej, spokojnie, już jedziemy-zaśmiał się.
       Po jakiś 10 minutach byliśmy pod studiem. Weszliśmy do środka. Poszłam od razu na salę, na której wszyscy już na mnie czekali. Wszyscy tzn uczestnicy obozu wraz z rodzicami. Przeprosiłam wszystkich i pobiegłam do biura, po papiery dotyczące wyjazdu. Weszłam z hukiem, wszyscy się zaśmiali. To co miałam w rękach leżało na ziemi. Szpilki niczego mi nie ułatwiały:
-Przepraszam Was wszystkich, ale jechałam od razu z zakończenia roku- tłumaczyłam się, zbierając dokumenty.
    Zaczęłam wszystko omawiać, przypominać. Nagadałam się z czego i tak połowa mnie nie słuchała, miło:
-Będą jacyś pełnoletni opiekunowie?- zapytała jedna z matek.
-Tak, spokojnie. Będą na miejscu, no i będą jeszcze niektórzy nasi trenerzy, więc bez obaw, opieka będzie bardzo dobra- tłumaczyłam.
     Po jakiejś godzinie, było już po sprawie. Wszystko się tak dłużyło, bo zadawali pełno pytań z czego odpowiedzi na nie padły sekundę temu. Ale tak. Nie słuchali mnie, bo po co. Pożegnałam się z wszystkimi i poszłam do mojego biura. Zastałam tam mojego chłopaka. Zapomniałam kompletnie, że cały czas na mnie czekał:
-Kochanie, przepraszam cię, że tak długo, ale...
-Nie tłumacz się- zaśmiał się- wszystko rozumiem. Wiesz co ci powiem? Że odwaliłaś kawał naprawdę dobrej roboty.
-O czym mówisz?- zdziwiłam się.
-Szkoła tańca, wygrałaś tyle zawodów, jesteś choreografką gwiazd wielkiego formatu, pomogłaś tylu ludziom wyjść z dołku. I to wszystko zawdzięczasz tylko i wyłącznie sobie. Jazmyn jestem z ciebie naprawdę bardzo dumny- podszedł i złapał mnie w tali.
-Nie, Justin...- zawiesiłam głos- gdyby nie ty, nawet nie zainteresowałabym się tańcem, to ty nauczyłeś mnie pierwszych kroków, które do tej pory pamiętam, to dzięki tobie zaczęłam tańczyć- spojrzałam na podłogę. Szatyn uniósł lekko mój podbródek. Patrzył mi głęboko w oczy. Widziałam w nich smutek jak i dumę. Zbliżył się i pocałował mnie delikatnie. Wtuliłam się w jego umięśniony tors. Czułam powolne bicie jego serca. Zapach perfum, które miał na sobie sprawiały, że nogi same mi się uginały:
-Kocham cię- szepnął.
-Ja cię też- wykrztusiłam równie cicho. Zamknęłam oczy. Wszystko, całe dzieciństwo mignęło mi przed oczami. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
        Siedziałam z siostrą w pokoju. Czekała na Seana, swojego chłopaka. Miała mu powiedzieć o tym, że ma białaczkę. Strasznie się bała. Rozumiem ją. Nie wiem, jak on na to zareaguje. Próbowałam postawić się w jej sytuacji. To tak jakbym ja musiała powiedzieć Justinowi, że jestem chora. Nie wiem co bym zrobiła:
-A jeśli on mnie zostawi?- powiedziała ledwo słyszalnie Susan.
-Ej, jeżeli na prawdę cię kocha i zależy mu na tobie nie zostawi cię. Jeżeli jego uczucia do ciebie są silne będzie z tobą cały czas, do końca. Nie będzie w stanie cię zostawić- powiedziałam.
-Jazzy, boje się. Nie wiem jak mu to powiedzieć.
-Poradzisz sobie, jesteś silna i dasz radę, rozumiesz?
-Dziękuje...
     Wzięłam prysznic. Cała zawartość mojej szafy, leżała na ziemi. Nie miałam kompletnie pojęcia, co ubrać. Postawiłam na bordowe bikini, na to cienką, przewiewną koszule na ramiączkach, tak, było mi widać górę od kostiumu, ale w końcu idziemy na plażę, na tyłek wsunęłam jasne jeansowe spodenki. Założyłam bordowe vansy. Włosy związałam w niechlujnego koka. Pomalowałam się wypsikałam ulubionymi perfumami. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. W salonie siedzieli moi rodzice wraz z Justinem. Moment. Kiedy tata wrócił? Tak szybko? Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje, jestem oderwana od rzeczywistości. Stanęłam przed nimi. Justin przywitał mnie buziakiem w policzek. No tak, byli rodzice. Kulturalnie. Zaśmiałam się w duchu. Złapałam go za rękę i wyszliśmy z domu.
     Na imprezę dotarliśmy samochodem Justina. Byliśmy chwilę spóźnieni, więc spora grupa osób szalała już na parkiecie. Poszliśmy przywitać się ze znajomymi. Impreza trwała w najlepsze.
    Po 2. drinku pociągnęłam Justina na parkiet. Było we mnie pełno energii. Tańczyliśmy tak, jakby miał być to nasz ostatni taniec. Nie powiem, trochę się zmęczyłam. W końcu puścili coś wolniejszego.
    Stałam przy barze, właśnie brałam 4. drinka. Usiadł koło mnie jakiś wysoki chłopak, kompletnie go nie poznawałam:
-Jestem Austin- przedstawił się.
-Jazmyn- odparłam.
-Przyszłaś sama?- zapytał.
- Nie, z chłopakiem.
-O, to w takim razie, czemu nie jesteście razem?
-Stoi tam, jakieś fanki go zaczepiają- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Czyli jesteś z tym całym Bieberem? Tylko gorące laski mu w głowie, no zobacz.
-Odwal się-syknęłam.
-Może pójdziemy gdzieś? Poznamy się bliżej?- starał się mówić uwodzicielsko. Położył dłoń na moim kolanie i zmierzał nią coraz wyżej. Był obleśny.
-Zboczeniec- krzyknęłam i wstałam z miejsca. Odwróciłam się. Przede mną stał Justin. Przytuliłam go.
-Co się dzieje?- zapytał poważnym tonem.
-Nic- odpowiedziałam cicho. Szatyn wziął ode mnie plastikowy kubeczek z jakimś płynem i odłożył na ladę.
-Chodź, przejdziemy się- złapał mnie za rękę.
-Frajer-krzyknął za nami Austin.
-Masz jakiś problem?- Justin stanął na przeciw niego.
-Taką laske masz, pewnie jeszcze nie ruchałeś- zaśmiał się- ciota.- Szatyn wkurzył się. Szturchnęłam go i szepnęłam, żeby odpuścił, nie ma sensu. Odwróciliśmy się i chcieliśmy już iść, ale jak widać, nie było nam to dane.
-Nie zaliczyłeś jej? Haha, bzykasz inne na boku?- drwił z niego. Justin podszedł i pchnął go. Ten zaśmiał się jak psychopata. W okół nas zbierało się coraz więcej ludzi.
-Ej, słonko.Zadzwoń do mnie. Ustawimy się na rozdziewiczanie- skierował te słowa do mnie, po czym uderzył JB w brzuch. Bieber nie wytrzymał i uderzył go z pięści w twarz.
-Justin, chodźmy, prosze- stanęłam przed nim, ze łzami w oczach. Szatyn objął mnie i poszliśmy stamtąd.
    Szliśmy wzdłuż morza. Trochę się chwiałam. Sama już nie wiem ile tego wypiłam, ale z pewnością było tego więcej niż 4. kubeczki, tak jak myślałam. Szatyn pomagał mi iść. W ręce trzymałam buty i wymachiwałam nimi. W krzakach było słychać dość głośne jęki:
-Słyszysz?- powiedziałam szeptem do chłopaka.
-Tak-zaśmiał się.
-SEX ON THE BEACH!- krzyknęłam głośno śmiejąc się. Para 'zakochanych' lekko się speszyła. Justin przytknął mi ciepłą dłonią usta. Śmiał się równie głośno. Chciałam do nich podejść, ale mój chłopak mnie powstrzymał.
      Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Bolała mnie głowa. Nie miałam nawet siły się podnieść. Spojrzałam na zegarek: 12:30, no nieźle. Powoli podniosłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, żeby się troszkę ogarnąć. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam strasznie rozmazana, a moje włosy? Szkoda gadać. Zrzuciłam z siebie ubrana i wskoczyłam pod prysznic.
     Powoli coraz większy strumień wody ocieplał moje ciało. Owocowy żel pod prysznic pienił się delikatnie na mojej skórze. Przyjemny zapach roznosił sie po całym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy i starałam się przypomnieć wczorajszy wieczór. Przyjechaliśmy, tańczyliśmy, później sprzeczka z Austinem, z Justinem poszliśmy się przejść, wróciliśmy, znowu się bawiliśmy, ale nie pamiętam jak wróciłam do domu.
    Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Woda kapała z końcówek moich włosów:
-Jezu!- na łóżku siedział Justin. Myślałam, że zaraz padne, a ten tylko się śmiał. Rzuciłam w niego poduszką. -Z czego ty się śmiejesz co? Wystraszyłam się!
-Oj skarbie, gdybyś widziała swoją minę- powiedział dusząc śmiech. Właśnie zorientowałam się, że jestem w samym ręczniku. Poczułam się trochę skrępowana. Poprawiłam ręcznik, bo jeszcze chwile i leżałby na ziemi.
- A co gdybym wyszła nago? Nie wiedziałam, że jesteś- stanęłam na przeciw niego i założyłam ręce na piersi.
-Mmm, w tedy było by cudownie- powiedział uwodzicielsko i podszedł do mnie.
     Wpił się w moje usta. Nie opierałam się. Odchyliłam głowę do tyłu, a Justin składał pocałunki na mojej szyi. Schodził w stronę dekoltu. Opamiętałam się, bo pewnie zaraz doszłoby do TEGO:
-Przepraszam nie mogę- szepnęłam mu do ucha.
-Nie przepraszaj- powiedział i musnął moje usta.
       W tym momencie zadzwonił telefon Justina. Odebrał go. Stanął nieruchomo. Zrobił się blady jak ściana. Jego oczy momentalnie sie zaszkliły. Wystraszyłam się. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
                                                          ~~*~~
Jeżeli ktoś przeczytał to, to niech zostawi ten jeden komentarz, żebym wiedziała, że jest i czyta to, że mam dla kogo pisać, prosze.

7 komentarzy:

  1. OMOMOMOMOMOMOMOMOM *.* KOCHAM TEN ROZDZIAŁ !!!!!! Jezu *.* Zatkało mnie! Ej ty masz za duży talent. Uwielbiam pisać twoje opowiadanie. Każdy detal i każda scena jest taka ..hmm..niezwykła i dopasowana. Masz niesamowity talent. Kocham !! PARA W KRZAKACH HAHAHAHAHAHAHAHA i za to cię kocham ;** <3 Czekam na następny wpis :>

    OdpowiedzUsuń
  2. ey żal mi cię, ty mówisz że nie masz dla kogo pisać? phf!
    a ja i kala? http://love-is-evil-spell-it-backward.blogspot.com/ nie mamy żadnego komentarza!
    a rozdział, no fapowałabym gdybym miała czym! <3 // fałek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, no wiesz, co? w takim momencie mi przerywać?! Kupa z Ciebie, ale jak pięknie piszesz. Masakierra <3 Rozdział świetny, jak każdy, ale mam wrażenie, że wyjątkowo długi, bardzo mi się podoba, uwierz. <3 Ty wszystko potrafisz tak wspaniale ująć, PIĘKNE <333
    + zapraszam do siebie http://justin-and-freesia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam http://you-only-love-once.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuh, sex on the beach.! :D Świetny rozdział, dodaj proszę kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. genialne!! kocham to :D czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciu, świetne.
    Ehm, mogłabyś zmienić czcionkę lub tło? trochę się źle czyta, ale takie jest moje zdanie..

    OdpowiedzUsuń