Obudziłam się w środku nocy. Przykryłam siostrę i chciałam po cichu wyjść, żeby jej nie budzić. Oczywiście to w moim wykonaniu jest nie możliwe. Musiałam zahaczyć nogą o kant łóżka. Syknęłam z bólu. Susan tylko przewróciła się na drugą stronę. Czułam jak miejsce uderzenia pulsuje, będę miała wielkiego siniaka na nodze, fajnie. Zaległam na moim łóżku. Rozmasowując bolące miejsce, zasnęłam ponownie.
Otworzyłam oczy. Był ranek. Tak właśnie wyglądał mój sen. Mrugnięcie powiek. Nie lubię tego. Wydaje mi się to jakieś dziwne, to uczucie. Zamykasz oczy wieczorem otwierasz i jest ranek. Och, nie miałam zamiaru dłużej nad tym myśleć, nie jestem filozofem. Ocknęłam się, dzisiaj jest poniedziałek. Co za tym idzie? Zakończenie roku szkolnego, tak długo na nie czekałam. Chwila. Która godzina? Serce zaczęło mi szybciej bić, zaspałam. Pobiegłam do łazienki. Nie wiedziałam za co złapać. Rozczesałam włosy.Chwyciłam szczoteczkę do zębów. Nałożyłam pastę. Włożyłam szczoteczkę do ust. Wykonywałam szybkie ruchu, czyszcząc zęby. Piana z ust ściekała mi po brudzie. Dalej czyszcząc jamę ustną wyszłam z łazienki. Wywaliłam wszystko z szafy szukając jakiegoś stroju na dzisiaj. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Stała w nich moja matka. Dziwiło mnie to. Zawsze o 6:10 wychodziła z domu, przy okazji budząc mnie. Właśnie? Dlaczego mnie nie obudziła? Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Patrzałam na nią wściekła:
-Mamo! Z czego się śmiejesz? Czemu nie jesteś w pracy? Czemu mnie nie obudziłaś?- krzyczałam z łazienki. Musiałam wypluć pianę z ust.
-Kochanie, co ty robisz? Jest 5:40, czemu już nie śpisz?- śmiała się.
-Co? Boże, myślałam, że zaspałam- odetchnęłam z ulgą.- Czemu jeszcze nie jesteś ubrana? Wyglądasz jakbyś dopiero wstała...
-Bo dopiero wstałam- uśmiechnęła się.- Mam dzisiaj wolne. Chciałam Wam zrobić śniadanie- szczerze? Byłam w szoku. Od kiedy moja mama ma wolne w tygodniu? od kiedy robi nam poranne śniadanka? nie wnikam.
Nie musiałam się spieszyć. Miałam prawie 2. godziny do wyjścia. Nie kładłam się, bo wiedziałam, że tak czy siak nie zasnę. Z telefonem w ręku usiadłam na krześle, przy biurku. Jedną nogę podciągnęłam pod brodę, a na drugiej siedziałam. Zaczęłam coś w nim grzebać. Bawiłam się jak małe dziecko. Po dłuższej chwili, stwierdziłam, ze jednak wezmę się za siebie. Pomalowałam się, włosy podkręciłam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam czarną spódniczkę, z wysokim stanem i białą bluzkę. Na nogi wsunęłam czarne szpilki. Obejrzałam się w lustrze: "no, może być", powiedziałam do siebie. Psiknęłam się perfumami "someday" od Justina. Uwielbiam ten zapach. Chwyciłam małą kopertówkę i zeszłam na dół.
Usiadłam przy stole. Zabrałam się za konsumpcję naleśników zrobionych przez mamę. Zaczęłam myśleć o tym roku szkolnym. Co cię wydarzyło. Przypomniała mi się sprawa z Monic. Wszystko się wyjaśniło. Jeden z uczniów nagrał naszą sprzeczkę , podczas której Monic przyznała się do wszystkiego. To ona została zawieszona, a ja? A ja cieszyłam się, że w końcu nie uszło jej na sucho:
-Jazmyn?!- usłyszałam głos siostry.
-Co?
-Jedziesz z nami?- zapytała. Mama ją dzisiaj zawoziła.
-Jasne, już idę.
Rodzicielka przystanęła przy mojej szkole. Wyszłam z samochodu, a one pojechały dalej. Tak, nie chodzimy z Susan do jednej szkoły. Przed budynkiem, było już sporo osób. Wzruszyłam ramionami i poszłam szukać mojej 'paczki'. Czułam na sobie wzrok wszystkich chłopców. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie mam przypadkiem za krótkiej spódniczki i czy nie widać mi tyłka. Nie, było okej. Westchnęłam i podeszłam do przyjaciół. Przywitałam się z nimi i uśmiechnęłam się. Poczułam wibracje w torebce. Wyjęłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz:
"nowa wiadomość od: Justin:
Jazzy, przyjechać później po Ciebie?"
Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jeżeli chcesz, to pewnie".
Schowałam telefon do torebki. Chaz szturchnął mnie. Zaczynał się apel.
Wszyscy stali znudzeni. Bez przesady, ile można gadać? Czekaliśmy, tylko, aż dyrektor skończy swoje kazanie. Kiedy zorientowaliśmy się, że to już koniec roku szkolnego, zaczęliśmy klaskać, krzyczeć, a najgłośniej ostanie klasy, bo w końcu dla nich to był koniec, byli wolni. Mi został jeszcze rok w tej szkole. Wszyscy zaczęli się , zegnać jakby rozstawali się na nie wiadomo ile. Ja poszłam pożegnać znajomych z najstarszych klas. Niektórych z nich prawdopodobnie widziałam ostatni raz. Wyściskałam ich mocno, chwile pogadałam, przypomniało mi się, że mój chłopak na mnie czeka przed szkołą:
-Muszę już lecieć, Justin na mnie czeka- uśmiechnęłam się i przytuliłam raz jeszcze każdego z kolei.
-Nie zapomnij o Beach Party! Weź ze sobą JB- krzyknęli za mną.
Pan Bieber stał oparty o swój wóz z okularami na nosie. Wyglądał bardzo seksownie. Wyprostowałam się i dumnie zmierzałam w jego kierunku. Podeszła do niego jakaś dziewczyna. Gdy podeszłam bliżej, wiedziałam, ze to Monic. Musiałam jej pokazać, że to MÓJ chłopak, a ona nie ma na co liczyć. Kiedy zbliżyłam się do szatyna, oblizał usta, a następnie delikatnie przygryzł dolną wargę:
-Cześć skarbie- wykrztusił. Objął mnie w tali, a ja złapałam go za kark. Pocałowałam namiętnie w usta. Wiedział o co mi chodzi. Rozgryzł mnie.
-Och, widzę, że poznałeś już Monic- uśmiechnęłam się sztucznie.
-O, to ta Monic?- zapytał złośliwie.
-Justin, nie wierz jej w to co o mnie mówiła. Ona mnie wcale nie zna, ja nie jestem taka- tłumaczyła się. Chciało mi się śmiać.
-Daruj sobie, ośmieszasz się złotko- zaśmiałam się. Justin pocałował mnie w szyję, żeby bardziej ją zirytować.
-Jazzy, kochanie my już chyba musimy jechać- powiedział szatyn otwierając mi drzwi od samochodu.
-Monic widzimy się na Beach Party, o ile przyjdziesz...
Ruszyliśmy z parkingu. Włączyłam radio. Uchyliłam szybę, było strasznie gorąco:
-Jakie Beach Patry?- zaciekawił się chłopak.
-Justin! Mówiłam ci. Impreza z okazji zakończenia roku, idziemy przecież...
-My?- zdziwił się.
-No, MY. Nie mów mi, że nie możesz...-powiedziałam patrzą wprost na niego.
-Ale, ja, nie chodzę tam do szkoły, więc, no, głupio tak...
-Justin, przestań! Kazali mi ciebie przyprowadzić, proszę cię- powiedziałam błagalnym tonem.
-Okej- powiedział niepewnie. Cmoknęłam go w policzek.
-Jeju, przepraszam cię, Justin, miałam jechać do studia- złapałam się za głowę.
-Ejej, spokojnie, już jedziemy-zaśmiał się.
Po jakiś 10 minutach byliśmy pod studiem. Weszliśmy do środka. Poszłam od razu na salę, na której wszyscy już na mnie czekali. Wszyscy tzn uczestnicy obozu wraz z rodzicami. Przeprosiłam wszystkich i pobiegłam do biura, po papiery dotyczące wyjazdu. Weszłam z hukiem, wszyscy się zaśmiali. To co miałam w rękach leżało na ziemi. Szpilki niczego mi nie ułatwiały:
-Przepraszam Was wszystkich, ale jechałam od razu z zakończenia roku- tłumaczyłam się, zbierając dokumenty.
Zaczęłam wszystko omawiać, przypominać. Nagadałam się z czego i tak połowa mnie nie słuchała, miło:
-Będą jacyś pełnoletni opiekunowie?- zapytała jedna z matek.
-Tak, spokojnie. Będą na miejscu, no i będą jeszcze niektórzy nasi trenerzy, więc bez obaw, opieka będzie bardzo dobra- tłumaczyłam.
Po jakiejś godzinie, było już po sprawie. Wszystko się tak dłużyło, bo zadawali pełno pytań z czego odpowiedzi na nie padły sekundę temu. Ale tak. Nie słuchali mnie, bo po co. Pożegnałam się z wszystkimi i poszłam do mojego biura. Zastałam tam mojego chłopaka. Zapomniałam kompletnie, że cały czas na mnie czekał:
-Kochanie, przepraszam cię, że tak długo, ale...
-Nie tłumacz się- zaśmiał się- wszystko rozumiem. Wiesz co ci powiem? Że odwaliłaś kawał naprawdę dobrej roboty.
-O czym mówisz?- zdziwiłam się.
-Szkoła tańca, wygrałaś tyle zawodów, jesteś choreografką gwiazd wielkiego formatu, pomogłaś tylu ludziom wyjść z dołku. I to wszystko zawdzięczasz tylko i wyłącznie sobie. Jazmyn jestem z ciebie naprawdę bardzo dumny- podszedł i złapał mnie w tali.
-Nie, Justin...- zawiesiłam głos- gdyby nie ty, nawet nie zainteresowałabym się tańcem, to ty nauczyłeś mnie pierwszych kroków, które do tej pory pamiętam, to dzięki tobie zaczęłam tańczyć- spojrzałam na podłogę. Szatyn uniósł lekko mój podbródek. Patrzył mi głęboko w oczy. Widziałam w nich smutek jak i dumę. Zbliżył się i pocałował mnie delikatnie. Wtuliłam się w jego umięśniony tors. Czułam powolne bicie jego serca. Zapach perfum, które miał na sobie sprawiały, że nogi same mi się uginały:
-Kocham cię- szepnął.
-Ja cię też- wykrztusiłam równie cicho. Zamknęłam oczy. Wszystko, całe dzieciństwo mignęło mi przed oczami. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Siedziałam z siostrą w pokoju. Czekała na Seana, swojego chłopaka. Miała mu powiedzieć o tym, że ma białaczkę. Strasznie się bała. Rozumiem ją. Nie wiem, jak on na to zareaguje. Próbowałam postawić się w jej sytuacji. To tak jakbym ja musiała powiedzieć Justinowi, że jestem chora. Nie wiem co bym zrobiła:
-A jeśli on mnie zostawi?- powiedziała ledwo słyszalnie Susan.
-Ej, jeżeli na prawdę cię kocha i zależy mu na tobie nie zostawi cię. Jeżeli jego uczucia do ciebie są silne będzie z tobą cały czas, do końca. Nie będzie w stanie cię zostawić- powiedziałam.
-Jazzy, boje się. Nie wiem jak mu to powiedzieć.
-Poradzisz sobie, jesteś silna i dasz radę, rozumiesz?
-Dziękuje...
Wzięłam prysznic. Cała zawartość mojej szafy, leżała na ziemi. Nie miałam kompletnie pojęcia, co ubrać. Postawiłam na bordowe bikini, na to cienką, przewiewną koszule na ramiączkach, tak, było mi widać górę od kostiumu, ale w końcu idziemy na plażę, na tyłek wsunęłam jasne jeansowe spodenki. Założyłam bordowe vansy. Włosy związałam w niechlujnego koka. Pomalowałam się wypsikałam ulubionymi perfumami. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. W salonie siedzieli moi rodzice wraz z Justinem. Moment. Kiedy tata wrócił? Tak szybko? Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje, jestem oderwana od rzeczywistości. Stanęłam przed nimi. Justin przywitał mnie buziakiem w policzek. No tak, byli rodzice. Kulturalnie. Zaśmiałam się w duchu. Złapałam go za rękę i wyszliśmy z domu.
Na imprezę dotarliśmy samochodem Justina. Byliśmy chwilę spóźnieni, więc spora grupa osób szalała już na parkiecie. Poszliśmy przywitać się ze znajomymi. Impreza trwała w najlepsze.
Po 2. drinku pociągnęłam Justina na parkiet. Było we mnie pełno energii. Tańczyliśmy tak, jakby miał być to nasz ostatni taniec. Nie powiem, trochę się zmęczyłam. W końcu puścili coś wolniejszego.
Stałam przy barze, właśnie brałam 4. drinka. Usiadł koło mnie jakiś wysoki chłopak, kompletnie go nie poznawałam:
-Jestem Austin- przedstawił się.
-Jazmyn- odparłam.
-Przyszłaś sama?- zapytał.
- Nie, z chłopakiem.
-O, to w takim razie, czemu nie jesteście razem?
-Stoi tam, jakieś fanki go zaczepiają- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Czyli jesteś z tym całym Bieberem? Tylko gorące laski mu w głowie, no zobacz.
-Odwal się-syknęłam.
-Może pójdziemy gdzieś? Poznamy się bliżej?- starał się mówić uwodzicielsko. Położył dłoń na moim kolanie i zmierzał nią coraz wyżej. Był obleśny.
-Zboczeniec- krzyknęłam i wstałam z miejsca. Odwróciłam się. Przede mną stał Justin. Przytuliłam go.
-Co się dzieje?- zapytał poważnym tonem.
-Nic- odpowiedziałam cicho. Szatyn wziął ode mnie plastikowy kubeczek z jakimś płynem i odłożył na ladę.
-Chodź, przejdziemy się- złapał mnie za rękę.
-Frajer-krzyknął za nami Austin.
-Masz jakiś problem?- Justin stanął na przeciw niego.
-Taką laske masz, pewnie jeszcze nie ruchałeś- zaśmiał się- ciota.- Szatyn wkurzył się. Szturchnęłam go i szepnęłam, żeby odpuścił, nie ma sensu. Odwróciliśmy się i chcieliśmy już iść, ale jak widać, nie było nam to dane.
-Nie zaliczyłeś jej? Haha, bzykasz inne na boku?- drwił z niego. Justin podszedł i pchnął go. Ten zaśmiał się jak psychopata. W okół nas zbierało się coraz więcej ludzi.
-Ej, słonko.Zadzwoń do mnie. Ustawimy się na rozdziewiczanie- skierował te słowa do mnie, po czym uderzył JB w brzuch. Bieber nie wytrzymał i uderzył go z pięści w twarz.
-Justin, chodźmy, prosze- stanęłam przed nim, ze łzami w oczach. Szatyn objął mnie i poszliśmy stamtąd.
Szliśmy wzdłuż morza. Trochę się chwiałam. Sama już nie wiem ile tego wypiłam, ale z pewnością było tego więcej niż 4. kubeczki, tak jak myślałam. Szatyn pomagał mi iść. W ręce trzymałam buty i wymachiwałam nimi. W krzakach było słychać dość głośne jęki:
-Słyszysz?- powiedziałam szeptem do chłopaka.
-Tak-zaśmiał się.
-SEX ON THE BEACH!- krzyknęłam głośno śmiejąc się. Para 'zakochanych' lekko się speszyła. Justin przytknął mi ciepłą dłonią usta. Śmiał się równie głośno. Chciałam do nich podejść, ale mój chłopak mnie powstrzymał.
Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Bolała mnie głowa. Nie miałam nawet siły się podnieść. Spojrzałam na zegarek: 12:30, no nieźle. Powoli podniosłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, żeby się troszkę ogarnąć. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam strasznie rozmazana, a moje włosy? Szkoda gadać. Zrzuciłam z siebie ubrana i wskoczyłam pod prysznic.
Powoli coraz większy strumień wody ocieplał moje ciało. Owocowy żel pod prysznic pienił się delikatnie na mojej skórze. Przyjemny zapach roznosił sie po całym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy i starałam się przypomnieć wczorajszy wieczór. Przyjechaliśmy, tańczyliśmy, później sprzeczka z Austinem, z Justinem poszliśmy się przejść, wróciliśmy, znowu się bawiliśmy, ale nie pamiętam jak wróciłam do domu.
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Woda kapała z końcówek moich włosów:
-Jezu!- na łóżku siedział Justin. Myślałam, że zaraz padne, a ten tylko się śmiał. Rzuciłam w niego poduszką. -Z czego ty się śmiejesz co? Wystraszyłam się!
-Oj skarbie, gdybyś widziała swoją minę- powiedział dusząc śmiech. Właśnie zorientowałam się, że jestem w samym ręczniku. Poczułam się trochę skrępowana. Poprawiłam ręcznik, bo jeszcze chwile i leżałby na ziemi.
- A co gdybym wyszła nago? Nie wiedziałam, że jesteś- stanęłam na przeciw niego i założyłam ręce na piersi.
-Mmm, w tedy było by cudownie- powiedział uwodzicielsko i podszedł do mnie.
Wpił się w moje usta. Nie opierałam się. Odchyliłam głowę do tyłu, a Justin składał pocałunki na mojej szyi. Schodził w stronę dekoltu. Opamiętałam się, bo pewnie zaraz doszłoby do TEGO:
-Przepraszam nie mogę- szepnęłam mu do ucha.
-Nie przepraszaj- powiedział i musnął moje usta.
W tym momencie zadzwonił telefon Justina. Odebrał go. Stanął nieruchomo. Zrobił się blady jak ściana. Jego oczy momentalnie sie zaszkliły. Wystraszyłam się. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
~~*~~
Jeżeli ktoś przeczytał to, to niech zostawi ten jeden komentarz, żebym wiedziała, że jest i czyta to, że mam dla kogo pisać, prosze.
As Long As You Love Me
wtorek, 1 stycznia 2013
poniedziałek, 10 grudnia 2012
9. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".
Justin odwiózł mnie do domu. Pożegnałam się z nim czułym pocałunkiem. Weszłam do domu cała w skowronkach. Moja rodzina siedziała w kuchni jedząc właśnie kolację. Wszyscy jednocześnie na mnie spojrzeli, zaśmiałam się:
-Co ty taka wesoła, hm?- zaciekawiła się rodzicielka.
-A nie mogę?
-Czyja to kurtka?- zmierzył mnie ojciec. Mówił to żartobliwie.
-Ta? Justina- uśmiechnęłam się.
-Naszego Justina?-zdziwiła się matka.
-Nie waszego, mojego...-powiedziałam dumnie. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Przekroczyłam jego próg i szczęśliwa, ale zmęczona opadłam na łóżko.
Otworzyłam powieki. Światło słoneczne biło po oczach. Przewróciłam się na bok i nakryłam głowę kołdrą. Próbowałam jeszcze zasnąć. Była sobota, nie musiałam nigdzie się spieszyć. Dzisiaj wyjątkowo cały dzień miałam wolny od obowiązków, zmartwień, od wszystkiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z rozmyślań wyrwał mnie przeraźliwy hałas dobiegający z dołu. Momentalnie się podniosłam. Zbiegłam po schodach.
Stanęłam w progu kuchni. Cała szafka ( ze szklankami itp) leżała na ziemi. Wokół było pełno zbitego szkła, a na środku stała moja matka:
-Boże, co się tu stało?
-Szafka spadła, nie widzisz? Mówiłam twojemu ojcu, żeby ją naprawił, mówiłam! Ale nie, bo po co, lepiej niech spadanie i mnie zabije!- krzyczała wściekła.
-Mamo, spokojnie. Czekaj, pomogę ci to posprzątać- schyliłam się po miotłę.
Usiadłam na łóżku. Odpaliłam laptopa i włączyłam sobie ulubioną płytę Justina. Dlaczego akurat jego? Sama nie wiem było to trochę śmieszne. Zaczęłam szperać w internecie. Przeglądałam strony plotkarskie, nic ciekawego. Weszłam na twittera, zaczęło obserwować mnie pełno fanek Justina. Fajnie, mhm. Dostałam sms. Spojrzałam na wyświetlacz : Justin:
"Cześć kochanie, jadę teraz na spotkanie, ale zobaczymy się wieczorem?"
Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jasne, to do wieczora"
*** miesiąc później***
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie miałam pojęcia za co się zabrać. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Sama się sobie dziwiłam.
Kończyłam właśnie ostanie zadanie z fizyki, kiedy otworzyły się drzwi do mojego pokoju:
-Co robisz?- usłyszałam.
-Nie widać?- zapytałam retorycznie, nie odrywając oczu od książki.
-Jazmyn?- spojrzałam na siostrę. Była zapłakana.
-Boże, Susan co się stało, czemu płaczesz?- podeszłam i przytuliłam ją mocno.
-Przyszły wyniki, ja... ja mam białaczkę- wybuchnęła płaczem. Nic nie powiedziałam, tylko przytuliłam ją do siebie. Pogłaskałam po głowie. Starałam się ją uspokoić, ale sama się rozpłakałam.
Siedziałyśmy tak wtulone przez dłuższą chwilę. Odsunęłam, ją od siebie. Złapałam za ramiona i ukucnęłam przed nią. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Wiedziałam, że jest jej ciężko:
-Susan, poradzimy sobie, rozumiesz? Nie jesteś sama, masz nas. Ej, nie płacz. Jesteś silna, nie poddamy si tak łatwo, prawda? Nie ważne jak będzie trudno, ja jestem z tobą, pamiętaj o tym!- mówiłam dusząc łzy.
Po raz kolejny dzisiaj rozpłakałam się. Dlaczego? Właśnie powiedziałyśmy rodzicom, którzy wrócili z pracy, o wynikach badań. Ojciec znieruchomiał, a matka? Płakała razem z nami. Wiedziałam, że jest im przykro, w końcu Susan była tą "dobrą córeczką". Wiedziałam, że teraz atmosfera w naszym domu, będzie nie najlepsza, ale jedno było pewne. Choćby nie wiem co, przejdziemy przez to RAZEM i damy radę.
Zbliżała się godzina 19. , zaraz miał przyjechać Justin. Nic mu jeszcze nie powiedziałam. A czy zamierzałam? Sama nie wiem.
Otworzyłam drzwi frontowe. Ujrzałam w nich swojego chłopaka. Chciałam być silna, nie dałam rady. Wtuliłam się w niego mocno:
-Hej kochanie, co się dzieje?- szepnął troskliwie. Zamknęłam drzwi. Usiedliśmy na ganku.
-Justin, Susan, ona... ona ma białaczkę- wydusiłam z siebie.
-Susan? Mówisz serio?- spoważniał.
-Tak- z moich oczu poleciały łzy. Chłopak pociągnął mnie za rękę do pozycji stojącej. Obią ramieniem.
-Chodź, przejdziemy się- szepnął i pocałował mnie w czoło.
Szliśmy bez celu po mieście. Długo rozmawialiśmy. Na różne tematy. Najpierw o Susan, o tym co będzie dalej, następnie o nas, nawet o Selenie. Później Justin wspomniał coś o dzieciństwie, o ojcu. Nie lubił do tego wracać. Dlaczego? Nie było przy nim ojca, gdy był mały, nie był to dla niego najlepszy okres, dlatego o tym nie lubi o tym mówić. Spojrzałam na niego i mocno przytuliłam. Czułam spokoje bicie jego serca. Uniosłam głowę do góry. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam czule chłopaka. Odwzajemnił pocałunek. Cieszyłam się, że jest przymnie. Jestem przekonana, że zrobi wszystko, by pomóc Susan. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, ale musiałam:
-Jazzy, wracamy?-zapytał delikatnie.
-Tak, muszę być teraz z Susuan-westchnęłam.
Po woli szliśmy w kierunku mojego domu. Nie spieszyło nam się. Minęliśmy parę zakochanych. Gdzieś dalej szła starsza para trzymając się za ręce. To było urocze. Wyprzedziła nas jakaś kobieta. Widocznie, bardzo się spieszyła. Na ławce siedzieli "nastoletni rodzice". Momentalnie z Justinem spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się. Zanim się obejrzałam staliśmy już pod moim domem.
Odwróciłam się tylko, żeby zobaczyć jak Justin odjeżdża z podjazdu. Złapałam z klamkę, zawahałam się, ale otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. Napięcie wisiało w powietrzu. W domu było ponuro, cicho. Wzruszyłam ramionami i poszłam "szukać" rodziców. Mamę zastałam śpiącą w sypialni. Ta 'wieść', chyba ją dobiła. Nawet się nie przebrała w piżamę. Tata siedział w biurze. Pisał jakąś prace. Widać było, że jest przybity. Nie miał ochoty pracować, ale nie miał wyjścia:
-Tato?- uniósł wzrok-jak się trzymasz?
-Co ja Cię będę oszukiwał, beznadziejnie- usiadłam obok niego.
-Nie możesz się załamywać. Musimy przekonać Susan, że jej choroba nas nie pokona, że damy radę, rozumiesz? Musimy jej dać do zrozumienia, że może na nas polegać i będziemy walczyć razem z nią. Inaczej będzie się czuła winna. Winna, że zrzuciła na was taki 'ciężar' jakim jest białaczka. To wasza córka, a moja siostra i bardzo ją kochamy, prawda? Musimy być z nią w tym momencie, musi czuć się bezpieczna- mówiłam dusząc łzy.
Stanęłam przed pokojem Susan. Zapukałam lekko i powoli uchyliłam drzwi:
-Mogę?- zapytałam niepewnie.
-Jasne- powiedziała smutno. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Wiedziałam, jak ciężko jej teraz musi być. Płakała, nie dziwię jej się. Podeszłam, stanęłam obok jej łóżka. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Położyłam się obok niej. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".
~~*~~
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! Bardzo mocno! Za co? Za to, ze robie takie dłuuuuugie przerwy. DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE! za co? Za to, że mimo wszystko jeszcze to czytacie. Obiecuje Wam jedno. Będzie inaczej, postanowiłam coś sobie i tak będzie, więc nie musicie się obawiać o długie przerwy. LOVE LOVE LOVE ! <3
http://ask.fm/stayxstrong
-Co ty taka wesoła, hm?- zaciekawiła się rodzicielka.
-A nie mogę?
-Czyja to kurtka?- zmierzył mnie ojciec. Mówił to żartobliwie.
-Ta? Justina- uśmiechnęłam się.
-Naszego Justina?-zdziwiła się matka.
-Nie waszego, mojego...-powiedziałam dumnie. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do pokoju. Przekroczyłam jego próg i szczęśliwa, ale zmęczona opadłam na łóżko.
Otworzyłam powieki. Światło słoneczne biło po oczach. Przewróciłam się na bok i nakryłam głowę kołdrą. Próbowałam jeszcze zasnąć. Była sobota, nie musiałam nigdzie się spieszyć. Dzisiaj wyjątkowo cały dzień miałam wolny od obowiązków, zmartwień, od wszystkiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z rozmyślań wyrwał mnie przeraźliwy hałas dobiegający z dołu. Momentalnie się podniosłam. Zbiegłam po schodach.
Stanęłam w progu kuchni. Cała szafka ( ze szklankami itp) leżała na ziemi. Wokół było pełno zbitego szkła, a na środku stała moja matka:
-Boże, co się tu stało?
-Szafka spadła, nie widzisz? Mówiłam twojemu ojcu, żeby ją naprawił, mówiłam! Ale nie, bo po co, lepiej niech spadanie i mnie zabije!- krzyczała wściekła.
-Mamo, spokojnie. Czekaj, pomogę ci to posprzątać- schyliłam się po miotłę.
Usiadłam na łóżku. Odpaliłam laptopa i włączyłam sobie ulubioną płytę Justina. Dlaczego akurat jego? Sama nie wiem było to trochę śmieszne. Zaczęłam szperać w internecie. Przeglądałam strony plotkarskie, nic ciekawego. Weszłam na twittera, zaczęło obserwować mnie pełno fanek Justina. Fajnie, mhm. Dostałam sms. Spojrzałam na wyświetlacz : Justin:
"Cześć kochanie, jadę teraz na spotkanie, ale zobaczymy się wieczorem?"
Bez zastanowienia mu odpisałam:
"Jasne, to do wieczora"
*** miesiąc później***
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie miałam pojęcia za co się zabrać. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Sama się sobie dziwiłam.
Kończyłam właśnie ostanie zadanie z fizyki, kiedy otworzyły się drzwi do mojego pokoju:
-Co robisz?- usłyszałam.
-Nie widać?- zapytałam retorycznie, nie odrywając oczu od książki.
-Jazmyn?- spojrzałam na siostrę. Była zapłakana.
-Boże, Susan co się stało, czemu płaczesz?- podeszłam i przytuliłam ją mocno.
-Przyszły wyniki, ja... ja mam białaczkę- wybuchnęła płaczem. Nic nie powiedziałam, tylko przytuliłam ją do siebie. Pogłaskałam po głowie. Starałam się ją uspokoić, ale sama się rozpłakałam.
Siedziałyśmy tak wtulone przez dłuższą chwilę. Odsunęłam, ją od siebie. Złapałam za ramiona i ukucnęłam przed nią. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Wiedziałam, że jest jej ciężko:
-Susan, poradzimy sobie, rozumiesz? Nie jesteś sama, masz nas. Ej, nie płacz. Jesteś silna, nie poddamy si tak łatwo, prawda? Nie ważne jak będzie trudno, ja jestem z tobą, pamiętaj o tym!- mówiłam dusząc łzy.
Po raz kolejny dzisiaj rozpłakałam się. Dlaczego? Właśnie powiedziałyśmy rodzicom, którzy wrócili z pracy, o wynikach badań. Ojciec znieruchomiał, a matka? Płakała razem z nami. Wiedziałam, że jest im przykro, w końcu Susan była tą "dobrą córeczką". Wiedziałam, że teraz atmosfera w naszym domu, będzie nie najlepsza, ale jedno było pewne. Choćby nie wiem co, przejdziemy przez to RAZEM i damy radę.
Zbliżała się godzina 19. , zaraz miał przyjechać Justin. Nic mu jeszcze nie powiedziałam. A czy zamierzałam? Sama nie wiem.
Otworzyłam drzwi frontowe. Ujrzałam w nich swojego chłopaka. Chciałam być silna, nie dałam rady. Wtuliłam się w niego mocno:
-Hej kochanie, co się dzieje?- szepnął troskliwie. Zamknęłam drzwi. Usiedliśmy na ganku.
-Justin, Susan, ona... ona ma białaczkę- wydusiłam z siebie.
-Susan? Mówisz serio?- spoważniał.
-Tak- z moich oczu poleciały łzy. Chłopak pociągnął mnie za rękę do pozycji stojącej. Obią ramieniem.
-Chodź, przejdziemy się- szepnął i pocałował mnie w czoło.
Szliśmy bez celu po mieście. Długo rozmawialiśmy. Na różne tematy. Najpierw o Susan, o tym co będzie dalej, następnie o nas, nawet o Selenie. Później Justin wspomniał coś o dzieciństwie, o ojcu. Nie lubił do tego wracać. Dlaczego? Nie było przy nim ojca, gdy był mały, nie był to dla niego najlepszy okres, dlatego o tym nie lubi o tym mówić. Spojrzałam na niego i mocno przytuliłam. Czułam spokoje bicie jego serca. Uniosłam głowę do góry. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam czule chłopaka. Odwzajemnił pocałunek. Cieszyłam się, że jest przymnie. Jestem przekonana, że zrobi wszystko, by pomóc Susan. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, ale musiałam:
-Jazzy, wracamy?-zapytał delikatnie.
-Tak, muszę być teraz z Susuan-westchnęłam.
Po woli szliśmy w kierunku mojego domu. Nie spieszyło nam się. Minęliśmy parę zakochanych. Gdzieś dalej szła starsza para trzymając się za ręce. To było urocze. Wyprzedziła nas jakaś kobieta. Widocznie, bardzo się spieszyła. Na ławce siedzieli "nastoletni rodzice". Momentalnie z Justinem spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się. Zanim się obejrzałam staliśmy już pod moim domem.
Odwróciłam się tylko, żeby zobaczyć jak Justin odjeżdża z podjazdu. Złapałam z klamkę, zawahałam się, ale otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. Napięcie wisiało w powietrzu. W domu było ponuro, cicho. Wzruszyłam ramionami i poszłam "szukać" rodziców. Mamę zastałam śpiącą w sypialni. Ta 'wieść', chyba ją dobiła. Nawet się nie przebrała w piżamę. Tata siedział w biurze. Pisał jakąś prace. Widać było, że jest przybity. Nie miał ochoty pracować, ale nie miał wyjścia:
-Tato?- uniósł wzrok-jak się trzymasz?
-Co ja Cię będę oszukiwał, beznadziejnie- usiadłam obok niego.
-Nie możesz się załamywać. Musimy przekonać Susan, że jej choroba nas nie pokona, że damy radę, rozumiesz? Musimy jej dać do zrozumienia, że może na nas polegać i będziemy walczyć razem z nią. Inaczej będzie się czuła winna. Winna, że zrzuciła na was taki 'ciężar' jakim jest białaczka. To wasza córka, a moja siostra i bardzo ją kochamy, prawda? Musimy być z nią w tym momencie, musi czuć się bezpieczna- mówiłam dusząc łzy.
Stanęłam przed pokojem Susan. Zapukałam lekko i powoli uchyliłam drzwi:
-Mogę?- zapytałam niepewnie.
-Jasne- powiedziała smutno. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Wiedziałam, jak ciężko jej teraz musi być. Płakała, nie dziwię jej się. Podeszłam, stanęłam obok jej łóżka. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Położyłam się obok niej. Przytuliłam ją mocno i szepnęłam ciche : "kocham cię, siostrzyczko".
~~*~~
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ! Bardzo mocno! Za co? Za to, ze robie takie dłuuuuugie przerwy. DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE! za co? Za to, że mimo wszystko jeszcze to czytacie. Obiecuje Wam jedno. Będzie inaczej, postanowiłam coś sobie i tak będzie, więc nie musicie się obawiać o długie przerwy. LOVE LOVE LOVE ! <3
http://ask.fm/stayxstrong
niedziela, 14 października 2012
8.koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina"
Dzisiaj piątek. Jak na razie żadnych większych planów na weekend. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam z domu. Dzisiaj do szkoły postanowiłam pojechać autobusem. Stałam sobie "grzecznie" na przystanku.
Obok mnie stała jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Spoglądała na mnie:
-Nie no nie wytrzymam, muszę zapytać. Ty jesteś Jazmyn Carter?- zapytała.
-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.
-No jak to skąd? Powiedz mi jaka dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat nie wie kim jesteś?
-Ach, no tak Justin...- uśmiechnęłam się sztucznie.
-To przykre, że znają cię przez Justina, a nie przez to kim jesteś?- spytała delikatnie.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, hm- próbowałam zmienić temat.
-To nie prawda! Ludzie znali cię już wcześniej. Jako choreografkę. Są osoby które cenią ciebie właśnie za to. Za to, że tańczysz i dzielisz się tym ze światem-złapała mnie za ramię.
-Dziękuje. To naprawdę mile, co mówisz.
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? i prosić o autograf?
-Jasne- przyznam, nie często spotykałam się z takimi pytaniami.
Autobus się spóźnił. Pięknie. Wsiadłam i zajęłam miejsce z tyłu. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi. Starałam się to ignorować.
Miałam jeszcze pięć minut, gdy stanęłam w progu głównego wejścia do szkoły. Miałam zamiar grzecznie dojść do szafki, a następie na lekcję. Wiedziałam, że nie jest mi o pisane:
-Dzień dobry panno Carter.
-Dzień dobry- odpowiedziałam dyrektorowi.
-Po dzwonku przyjdź do mojego gabinetu- powiedział poważnym tonem dyrektor. Zlękłam się. Nigdy nie mówił tak poważne, przynajmniej nie do mnie.
Zadzwonił dzwonek. Złapałam Debby:
-Ej, powiedz nauczycielce, że jestem u dyrektora, okej?
-Jasne, a co się stało?
-Sama nie wiem. Eh...- zmierzyłam w kierunku gabinetu pana Smitha. Nie powiem, byłem zdenerwowana, bo w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Przed drzwiami dostrzegłam mojego największego wroga- Monic. Nienawidziłam jej. Dlaczego? Bo jest sztuczną laską, która łasi się do każdego chłopaka. Chyba nie muszę mówić, w jakim celu. Zawsze robi wszystko by mnie upokorzyć, żebym wyszła na tą najgorszą. Jest zazdrosna. Uh, nawet nie mam ochoty na nią patrzeć:
-Zapraszam panie do środka- wychylił się zza drzwi mężczyzna. Pewnym krokiem weszłam i usiadłam na krześle. Monic, obok mnie, a dyrektor po drugiej stronie biurka.
-Mogę wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłam?- spytałam dość podirytowana.
-Jeszcze udaje głupią, pff o sorry ona nią jest, ha.
-Lepsze teksty były w podstawówce.
-Dziewczyny, spokój! Jazmyn, może ty mi wyjaśnisz podwód tego "spotkania".
-Nie rozumiem, jaki podwód. Proszę pana, sama nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam- zdziwiłam się.
-Dobrze, więc... Monic przyszła do mnie ze skargą, że jest przez ciebie nękana, prześladowana, poniżana, a ostatnio bez powodu zaczęłaś ją szarpać. Co to ma znaczyć?
-Że co? To kłamstwa wyssane z palca.
-Obawiam się, że będę musiał zawiesić cię w prawach ucznia- mówił spokojnie.
-Mnie? To chyba ją! Przecież nic jej nie zrobiłam.
-Mamy światków...
-Kogo niby?
-Sarę i Payton.
-Przecież to jest śmieszne! To jej świta. Powiedzą wszystko co im każe Monic. Dziewczyno, po co to robisz, po co kłamiesz? Przecież nawet cię nie dotknęłam!- krzyczałam.
-Widzi pan, ona jest agresywna, lepiej ją zawiesić- zgrywała niewiniątko.
-To jest bez sensu. Nic nie zrobiłam, nawet z nią nie gadam. Unikam jej jak ognia, po co miałabym zwracać na nią jakąkolwiek uwagę?!
-Sprawa oczywiście nie jest jeszcze wyjaśniona, ale nie widzę powodów, by Monic kłamała i to w takiej sprawie. Nie spodziewałem się tego po tobie, Jazmyn.
-A ja nie sądziłam, że będę oskarżana o coś takiego!- wściekła wyszłam z gabinetu. Myślałam, że wybuchnę. Co ona sobie myśli? Że pójdzie jej tak łatwo? Że na ściemnia, zrobi minkę pokrzywdzonej i wszyscy jej uwierzą? Nie dopuszczę do tego. Nie mogą mnie zawiesić za coś, czego nie zrobiłam! To nie fair!...
Dzwonek. Przerwa na lunch. Cały czas byłam wściekła. Przyjaciele dopytywali, o co poszło, ale ja nie chciałam gadać nawet z nimi.
Jak zawsze usiedliśmy przed szkołą, przy stoliku. Nic nie jadłam:
-Jazmyn, powiesz co się stało? Po co byłaś u dyrektora?- nalegał Chaz.
-No proszę, proszę, kogo ja widzę- zachichotała Monic.
-Odwal się, plasticzku- burknęłam.
-Zawieszą cię- zaśmiała się durnie.
-O co ci chodzi?! Zazdrość cię zżera?
-O ciebie? Śmieszna jesteś.
-To po co kłamiesz?! Po co ta cała scena, że cię poniżam, ośmieszam? Przecież sama to robisz!
-Zamknij się!
-Zazdrościsz mi, że mam PRAWDZIWYCH przyjaciół? Że robię coś w życiu i mi to wychodzi? Że nie muszę pchać się chłopakom do łóżka, żeby się mną zainteresowali? Że nie jestem sztuczną panienką, jak ty? Że jestem tym kim ty nigdy nie będziesz? Że jestem sobą?!
-Nie wiem, co Justin widzi w tobie.
-To o to ci chodzi? O Justina? Ha, on nawet nie wie o twoim istnieniu. Nigdy by na ciebie nie spojrzał, a wiesz czemu? Bo jesteś pozerką, bo dowartościowujesz się, krzywdząc innych, bo jesteś zwykłą suką!
-Jeszcze tego pożałujesz. Zawieszą cię. Dyrektor je mi z ręki. Zniszczę cię.
-Nigdy ci się to nie uda. Prędzej zniszczysz samą siebie- zamknęła się. Zmierzyła mnie i odeszła. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszyscy bali się jej "podskoczyć", ale nie ja.
Właśnie skończyły się lekcje. Dzisiaj musiałam być wcześniej niż zwykle, na treningu, bo tą godzinę ustalili sobie moi "podopieczni". Od razu po szkole gnałam do studia...
-Cześć wszystkim!
-Cześć- odpowiedzieli chórem.
-Dobra, to do której dzisiaj ćwiczycie?
-Do 18-19 jakoś- odpowiedziała Alice.
-Okej, no to powodzenia- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon:
-Cześć Justin!
-Cześć Jazzy, nie przeszkadzam?
-No co ty!- zaśmiałam się.
-Słyszałem o tej całej sprawie z tą Monic...
-Szkoda słów.
-Rozumiem. O której będziesz w domu?
-Zaraz prowadzę zajęcia za Alison, ale moja grupa robi sobie trening, gdzieś do 19. A czemu pytasz?
-A nie, no to już nic- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Justin, coś się stało?
-Chciałem zapytać, czy...- zawiesił się?
-Czy?- ponaglałam po.
-Czy umówiłabyś się ze mną dzisiaj...- stop, czy on mnie zaprasza na randkę?!
-Justin, czy ty...
-Tak-przerwał mi.
-O której mam być gotowa?
-Ale przecież...
-To nie problem!
-Dobrze więc... Dasz radę tak na 18?
-Jasne! Do zobaczenia- rozłączyłam się. Chwila! UMÓWIŁAM SIĘ Z JUSTINEM BIEBEREM?!
Właśnie weszłam do domu. Wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam włosy. Owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Napisałam do Meg, że spotykam się z Justinem. Kurcze, ciesze się, jak dziecko! Ubrałam zwiewną sukienkę do połowy ud. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko je podkręciłam. Pomalowałam się, psiknęłam ulubionymi perfumami i zeszłam na dół:
-Jacie...- zmierzyła mnie siostra.
-Źle?- skrzywiłam się.
-Ślicznie, Justin jest twój jak nic-zaśmiała się.
-Oj zamknij się, boje się-westchnęłam.
-Czego?
-Jak to będzie. A jak spyta, czy będziemy razem? Co ja mam w tedy zrobić?
-To co będzie mówiło ci serce- uśmiechnęła się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to chłopak, z którym mam spędzić dzisiejszy wieczór. Moja intuicja mnie nie zawiodła:
-Jejku, wyglądasz pięknie- zmierzył mnie szatyn.
-Dziękuje-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Byłam strasznie podekscytowana. Justin nie chciał mi nic powiedzieć. Nie mogłam się doczekać kiedy samochód w końcu się zatrzyma. Droga, bardzo mi się dłużyła. Minęło zaledwie 5 minut, a dla mnie była to wieczność. W końcu się zatrzymaliśmy. Justin tworzył mi drzwi. Kojarzyłam skądś tą okolicę, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło. Każdy jego dotyk sprawiał, że odpływałam. Drugą ręką zasłonił mi oczy:
-Chodź- szepnął.
-Justin...-powiedziałam piskliwie.
-Shh- uciszył mnie.
Szliśmy. Chłopak, co chwilę ostrzegał mnie mówiąc: "krawężnik", "uważaj stopień". Chciałbym już tam być. Ale gdzie? Sama nie wiem lecz wiem, że bardzo, chciałam zobaczyć TO miejsce:
-Justin, mogę już odsłonić oczy, proszę- jęczałam, jak 4. latek.
-Dobrze- wziął dłoń, z moich oczu. Rozejrzałam się. Zaniemówiłam.-Pamiętasz to miejsce?-szepnął. Pamiętałam. Doskonale. To było NASZE miejsce. Staliśmy na wzgórzu. Był stąd piękny widok na miasto. Niczym z filmu. Znaleźliśmy kiedyś to miejsce z Justinem, gdy planowaliśmy ucieczkę z domu. Musieliśmy mieć gdzie później się podziać. W sumie nie mam pojęcia dlaczego chcieliśmy zwiać. Między drzewami zbudowaliśmy prowizoryczny, ale bardzo przestronny i przytulny "domek na ziemi". Tak właśnie na to mówiliśmy. Na samą myśl, chciało mi się śmiać. Trochę się tutaj pozmieniało. Korony drzew się rozrosły. Było mniej miejsca. Nasz domek, był trochę zniszczony przez wiatr, deszcze, burze. Pewnie jakieś zwierzęta również tutaj były. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe, co dawało niesamowicie, romantyczny nastrój. Na trawie, przed "domkiem", koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina" leżał duży, włochaty koc, gitara i dwie poduszki. Obok stał kosz piknikowy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza:
-Co się stało?-zapytał troskliwie.
-Dziękuje. Dziękuje, za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Za tyle wspaniałych wspomnień, związanych z tym miejscem.- chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił.
Potrzebowałam tego.Takiego spotkania, tylko z nim:
-Jazzy pamiętasz... to tutaj pierwszy raz się pocałowaliśmy- uśmiechnął się lekko.
-Tak, pamiętam- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Ała!- zaśmiał się. Rzuciłam w niego winogronem. Zrobił to samo.
-Łap!- trafiłam prosto do jego ust-brawo!- zaczęliśmy się śmiać. Justin zaczął mnie łaskotać:
-Proszę, nie! Justin, aaa! Wiesz, że mam łaskotki- krzyczałam przez śmiech.
-No, właśnie wiem, kochanie- śmiał się.
Żartowaliśmy. Wspominaliśmy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwoliliśmy na to, by kariera nas rozdzieliła:
-Muszę ci coś powiedzieć- chłopak z poważniał.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie, to znaczy tak- westchnął.- Jazmyn, słucha ja... Jak mam to powiedzieć? Kurczę, po prostu, ja nie umiem tak dłużej...
-Ale...- bałam się, co chce dalej powiedzieć.
-Poczekaj. Chodzi o to, że podobasz mi się. Nie chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, chcę, żebyśmy byli parą. Chce móc iść po ulicy trzymając cię za rękę. Całować cię, przytulać w każdym miejscu na ziemi i być... być z tobą.
-Justin, wiesz, że jesteś cudowny i chciałbym, żebyśmy byli razem, ale...- urwałam.
-Ale...- posmutniał.
-Ale nie chcę cię więcej stracić. Nie chcę, żebyśmy znowu przechodzili to co kiedyś, za bardzo mi na tobie zależy.
-Mnie na tobie również, więc nie pozwolę, na to, by coś raz jeszcze nas rozdzieliło. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, ze względu na prywatność, czy...
-Tak- przerwałam mu.
-Ale co tak?-zapytał zdezorientowany,
-Tak, chcę być z tobą- uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Przytulił mnie mocno. Czułam się tak bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi...
~~*~~
Dziękuje, za to, że jesteście i mimo, moich dłuuuugich przerw czytacie, naprawdę. Jesteście wspaniałe. Mam nadzieję, że się podobało. Jeżeli tak, czy też nie, na dole zostawcie opinie, żebym wiedziała nad czym mam jeszcze popracować. c:
Jak wam się podoba teledysk do Beauty And A Beat? Bo mi bardzo! #BAAB Jaram się nim tak, że łohohoho *____*
#body rock
Obok mnie stała jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Spoglądała na mnie:
-Nie no nie wytrzymam, muszę zapytać. Ty jesteś Jazmyn Carter?- zapytała.
-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.
-No jak to skąd? Powiedz mi jaka dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat nie wie kim jesteś?
-Ach, no tak Justin...- uśmiechnęłam się sztucznie.
-To przykre, że znają cię przez Justina, a nie przez to kim jesteś?- spytała delikatnie.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, hm- próbowałam zmienić temat.
-To nie prawda! Ludzie znali cię już wcześniej. Jako choreografkę. Są osoby które cenią ciebie właśnie za to. Za to, że tańczysz i dzielisz się tym ze światem-złapała mnie za ramię.
-Dziękuje. To naprawdę mile, co mówisz.
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? i prosić o autograf?
-Jasne- przyznam, nie często spotykałam się z takimi pytaniami.
Autobus się spóźnił. Pięknie. Wsiadłam i zajęłam miejsce z tyłu. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi. Starałam się to ignorować.
Miałam jeszcze pięć minut, gdy stanęłam w progu głównego wejścia do szkoły. Miałam zamiar grzecznie dojść do szafki, a następie na lekcję. Wiedziałam, że nie jest mi o pisane:
-Dzień dobry panno Carter.
-Dzień dobry- odpowiedziałam dyrektorowi.
-Po dzwonku przyjdź do mojego gabinetu- powiedział poważnym tonem dyrektor. Zlękłam się. Nigdy nie mówił tak poważne, przynajmniej nie do mnie.
Zadzwonił dzwonek. Złapałam Debby:
-Ej, powiedz nauczycielce, że jestem u dyrektora, okej?
-Jasne, a co się stało?
-Sama nie wiem. Eh...- zmierzyłam w kierunku gabinetu pana Smitha. Nie powiem, byłem zdenerwowana, bo w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Przed drzwiami dostrzegłam mojego największego wroga- Monic. Nienawidziłam jej. Dlaczego? Bo jest sztuczną laską, która łasi się do każdego chłopaka. Chyba nie muszę mówić, w jakim celu. Zawsze robi wszystko by mnie upokorzyć, żebym wyszła na tą najgorszą. Jest zazdrosna. Uh, nawet nie mam ochoty na nią patrzeć:
-Zapraszam panie do środka- wychylił się zza drzwi mężczyzna. Pewnym krokiem weszłam i usiadłam na krześle. Monic, obok mnie, a dyrektor po drugiej stronie biurka.
-Mogę wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłam?- spytałam dość podirytowana.
-Jeszcze udaje głupią, pff o sorry ona nią jest, ha.
-Lepsze teksty były w podstawówce.
-Dziewczyny, spokój! Jazmyn, może ty mi wyjaśnisz podwód tego "spotkania".
-Nie rozumiem, jaki podwód. Proszę pana, sama nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam- zdziwiłam się.
-Dobrze, więc... Monic przyszła do mnie ze skargą, że jest przez ciebie nękana, prześladowana, poniżana, a ostatnio bez powodu zaczęłaś ją szarpać. Co to ma znaczyć?
-Że co? To kłamstwa wyssane z palca.
-Obawiam się, że będę musiał zawiesić cię w prawach ucznia- mówił spokojnie.
-Mnie? To chyba ją! Przecież nic jej nie zrobiłam.
-Mamy światków...
-Kogo niby?
-Sarę i Payton.
-Przecież to jest śmieszne! To jej świta. Powiedzą wszystko co im każe Monic. Dziewczyno, po co to robisz, po co kłamiesz? Przecież nawet cię nie dotknęłam!- krzyczałam.
-Widzi pan, ona jest agresywna, lepiej ją zawiesić- zgrywała niewiniątko.
-To jest bez sensu. Nic nie zrobiłam, nawet z nią nie gadam. Unikam jej jak ognia, po co miałabym zwracać na nią jakąkolwiek uwagę?!
-Sprawa oczywiście nie jest jeszcze wyjaśniona, ale nie widzę powodów, by Monic kłamała i to w takiej sprawie. Nie spodziewałem się tego po tobie, Jazmyn.
-A ja nie sądziłam, że będę oskarżana o coś takiego!- wściekła wyszłam z gabinetu. Myślałam, że wybuchnę. Co ona sobie myśli? Że pójdzie jej tak łatwo? Że na ściemnia, zrobi minkę pokrzywdzonej i wszyscy jej uwierzą? Nie dopuszczę do tego. Nie mogą mnie zawiesić za coś, czego nie zrobiłam! To nie fair!...
Dzwonek. Przerwa na lunch. Cały czas byłam wściekła. Przyjaciele dopytywali, o co poszło, ale ja nie chciałam gadać nawet z nimi.
Jak zawsze usiedliśmy przed szkołą, przy stoliku. Nic nie jadłam:
-Jazmyn, powiesz co się stało? Po co byłaś u dyrektora?- nalegał Chaz.
-No proszę, proszę, kogo ja widzę- zachichotała Monic.
-Odwal się, plasticzku- burknęłam.
-Zawieszą cię- zaśmiała się durnie.
-O co ci chodzi?! Zazdrość cię zżera?
-O ciebie? Śmieszna jesteś.
-To po co kłamiesz?! Po co ta cała scena, że cię poniżam, ośmieszam? Przecież sama to robisz!
-Zamknij się!
-Zazdrościsz mi, że mam PRAWDZIWYCH przyjaciół? Że robię coś w życiu i mi to wychodzi? Że nie muszę pchać się chłopakom do łóżka, żeby się mną zainteresowali? Że nie jestem sztuczną panienką, jak ty? Że jestem tym kim ty nigdy nie będziesz? Że jestem sobą?!
-Nie wiem, co Justin widzi w tobie.
-To o to ci chodzi? O Justina? Ha, on nawet nie wie o twoim istnieniu. Nigdy by na ciebie nie spojrzał, a wiesz czemu? Bo jesteś pozerką, bo dowartościowujesz się, krzywdząc innych, bo jesteś zwykłą suką!
-Jeszcze tego pożałujesz. Zawieszą cię. Dyrektor je mi z ręki. Zniszczę cię.
-Nigdy ci się to nie uda. Prędzej zniszczysz samą siebie- zamknęła się. Zmierzyła mnie i odeszła. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszyscy bali się jej "podskoczyć", ale nie ja.
Właśnie skończyły się lekcje. Dzisiaj musiałam być wcześniej niż zwykle, na treningu, bo tą godzinę ustalili sobie moi "podopieczni". Od razu po szkole gnałam do studia...
-Cześć wszystkim!
-Cześć- odpowiedzieli chórem.
-Dobra, to do której dzisiaj ćwiczycie?
-Do 18-19 jakoś- odpowiedziała Alice.
-Okej, no to powodzenia- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon:
-Cześć Justin!
-Cześć Jazzy, nie przeszkadzam?
-No co ty!- zaśmiałam się.
-Słyszałem o tej całej sprawie z tą Monic...
-Szkoda słów.
-Rozumiem. O której będziesz w domu?
-Zaraz prowadzę zajęcia za Alison, ale moja grupa robi sobie trening, gdzieś do 19. A czemu pytasz?
-A nie, no to już nic- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Justin, coś się stało?
-Chciałem zapytać, czy...- zawiesił się?
-Czy?- ponaglałam po.
-Czy umówiłabyś się ze mną dzisiaj...- stop, czy on mnie zaprasza na randkę?!
-Justin, czy ty...
-Tak-przerwał mi.
-O której mam być gotowa?
-Ale przecież...
-To nie problem!
-Dobrze więc... Dasz radę tak na 18?
-Jasne! Do zobaczenia- rozłączyłam się. Chwila! UMÓWIŁAM SIĘ Z JUSTINEM BIEBEREM?!
Właśnie weszłam do domu. Wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam włosy. Owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Napisałam do Meg, że spotykam się z Justinem. Kurcze, ciesze się, jak dziecko! Ubrałam zwiewną sukienkę do połowy ud. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko je podkręciłam. Pomalowałam się, psiknęłam ulubionymi perfumami i zeszłam na dół:
-Jacie...- zmierzyła mnie siostra.
-Źle?- skrzywiłam się.
-Ślicznie, Justin jest twój jak nic-zaśmiała się.
-Oj zamknij się, boje się-westchnęłam.
-Czego?
-Jak to będzie. A jak spyta, czy będziemy razem? Co ja mam w tedy zrobić?
-To co będzie mówiło ci serce- uśmiechnęła się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to chłopak, z którym mam spędzić dzisiejszy wieczór. Moja intuicja mnie nie zawiodła:
-Jejku, wyglądasz pięknie- zmierzył mnie szatyn.
-Dziękuje-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Byłam strasznie podekscytowana. Justin nie chciał mi nic powiedzieć. Nie mogłam się doczekać kiedy samochód w końcu się zatrzyma. Droga, bardzo mi się dłużyła. Minęło zaledwie 5 minut, a dla mnie była to wieczność. W końcu się zatrzymaliśmy. Justin tworzył mi drzwi. Kojarzyłam skądś tą okolicę, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło. Każdy jego dotyk sprawiał, że odpływałam. Drugą ręką zasłonił mi oczy:
-Chodź- szepnął.
-Justin...-powiedziałam piskliwie.
-Shh- uciszył mnie.
Szliśmy. Chłopak, co chwilę ostrzegał mnie mówiąc: "krawężnik", "uważaj stopień". Chciałbym już tam być. Ale gdzie? Sama nie wiem lecz wiem, że bardzo, chciałam zobaczyć TO miejsce:
-Justin, mogę już odsłonić oczy, proszę- jęczałam, jak 4. latek.
-Dobrze- wziął dłoń, z moich oczu. Rozejrzałam się. Zaniemówiłam.-Pamiętasz to miejsce?-szepnął. Pamiętałam. Doskonale. To było NASZE miejsce. Staliśmy na wzgórzu. Był stąd piękny widok na miasto. Niczym z filmu. Znaleźliśmy kiedyś to miejsce z Justinem, gdy planowaliśmy ucieczkę z domu. Musieliśmy mieć gdzie później się podziać. W sumie nie mam pojęcia dlaczego chcieliśmy zwiać. Między drzewami zbudowaliśmy prowizoryczny, ale bardzo przestronny i przytulny "domek na ziemi". Tak właśnie na to mówiliśmy. Na samą myśl, chciało mi się śmiać. Trochę się tutaj pozmieniało. Korony drzew się rozrosły. Było mniej miejsca. Nasz domek, był trochę zniszczony przez wiatr, deszcze, burze. Pewnie jakieś zwierzęta również tutaj były. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe, co dawało niesamowicie, romantyczny nastrój. Na trawie, przed "domkiem", koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina" leżał duży, włochaty koc, gitara i dwie poduszki. Obok stał kosz piknikowy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza:
-Co się stało?-zapytał troskliwie.
-Dziękuje. Dziękuje, za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Za tyle wspaniałych wspomnień, związanych z tym miejscem.- chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił.
Potrzebowałam tego.Takiego spotkania, tylko z nim:
-Jazzy pamiętasz... to tutaj pierwszy raz się pocałowaliśmy- uśmiechnął się lekko.
-Tak, pamiętam- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Ała!- zaśmiał się. Rzuciłam w niego winogronem. Zrobił to samo.
-Łap!- trafiłam prosto do jego ust-brawo!- zaczęliśmy się śmiać. Justin zaczął mnie łaskotać:
-Proszę, nie! Justin, aaa! Wiesz, że mam łaskotki- krzyczałam przez śmiech.
-No, właśnie wiem, kochanie- śmiał się.
Żartowaliśmy. Wspominaliśmy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwoliliśmy na to, by kariera nas rozdzieliła:
-Muszę ci coś powiedzieć- chłopak z poważniał.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie, to znaczy tak- westchnął.- Jazmyn, słucha ja... Jak mam to powiedzieć? Kurczę, po prostu, ja nie umiem tak dłużej...
-Ale...- bałam się, co chce dalej powiedzieć.
-Poczekaj. Chodzi o to, że podobasz mi się. Nie chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, chcę, żebyśmy byli parą. Chce móc iść po ulicy trzymając cię za rękę. Całować cię, przytulać w każdym miejscu na ziemi i być... być z tobą.
-Justin, wiesz, że jesteś cudowny i chciałbym, żebyśmy byli razem, ale...- urwałam.
-Ale...- posmutniał.
-Ale nie chcę cię więcej stracić. Nie chcę, żebyśmy znowu przechodzili to co kiedyś, za bardzo mi na tobie zależy.
-Mnie na tobie również, więc nie pozwolę, na to, by coś raz jeszcze nas rozdzieliło. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, ze względu na prywatność, czy...
-Tak- przerwałam mu.
-Ale co tak?-zapytał zdezorientowany,
-Tak, chcę być z tobą- uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Przytulił mnie mocno. Czułam się tak bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi...
~~*~~
Dziękuje, za to, że jesteście i mimo, moich dłuuuugich przerw czytacie, naprawdę. Jesteście wspaniałe. Mam nadzieję, że się podobało. Jeżeli tak, czy też nie, na dole zostawcie opinie, żebym wiedziała nad czym mam jeszcze popracować. c:
Jak wam się podoba teledysk do Beauty And A Beat? Bo mi bardzo! #BAAB Jaram się nim tak, że łohohoho *____*
#body rock
wtorek, 28 sierpnia 2012
7.Cool story Bro.
Miłego Czytania :)
Obudziłam się dość wcześnie. Wykonałam poranne czynności,
ubrałam się i zeszłam na dół. Rodzice w pracy, a Susuan jeszcze chyba spała.
Zrobiłam śniadanie w postaci kanapek i zasiadłam przed telewizorem.
Przerzucałam kanały jak „wariatka”. Nie mogłam się na nic zdecydować.
Potrafiłam 4. Przelecieć ten sam program. W końcu coś znalazłam.
Usłyszałam
dźwięk sms w moim telefonie i momentalnie się ocknęłam. Wzięłam urządzenie do
ręki:
„Cześć. Moglibyśmy się
spotkać tam gdzie wczoraj za 30 min.? ;)”
Bez wahania odpisałam
Justinowi:
„Jasne ;>”
Poszłam na górę szybko się ogarnąć.
Rozczesałam
włosy. Przebrałam się, schowałam telefon do tylnej kieszeni i wyszłam z domu.
Widziałam
go. Widziałam go już z daleka. Był tam, czekał na mnie, miał przy sobie gitarę.
Postanowiłam „zajść” go od tyłu. Stałam już
dosłownie metr od niego. Nie widział mnie, byłam za nim, a ja z niewiadomych mi
powodów bałam się odezwać. Wziął do ręki gitarę i zaczął śpiewać, ale nie tak
po prostu:
I'm falling in, I'm falling down
I wanna begin but I don't know how
To let you know, how i'm feeling
I'm high on hope, I'm reeling
And I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
Kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Hand in hand, sparkling eyes
The days are bright and so are the nights
Cause when i'm with you, I'm grinning
Once I was through, but now i'm winning
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Let me walk through life with you
Everybody dreams of having what we do
Like we're rolling thunder, you pull me out from under
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
A heart on fire*
I wanna begin but I don't know how
To let you know, how i'm feeling
I'm high on hope, I'm reeling
And I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
Kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Hand in hand, sparkling eyes
The days are bright and so are the nights
Cause when i'm with you, I'm grinning
Once I was through, but now i'm winning
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
Let me walk through life with you
Everybody dreams of having what we do
Like we're rolling thunder, you pull me out from under
No I won't let you go, now you know
I've been crazy for you all this time
I've kept it close, always hoping
With a heart on fire
A heart on fire
With a heart on fire
A heart on fire
A heart on fire*
To było coś wspaniałego. To było widać, widać, że śpiewa
to z serca. Spuścił głowę w dół:
-Piękne- szepnęłam.
-Tylko dlaczego nie mam odwagi zaśpiewać tego przed nią?
Gdyby wiedziała jak bardzo żałuję, jak cholernie mi na niej zależy, jak bardzo
nie chce jej stracić.
-Justin?- spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Jazmyn, ja…
-Ja wiem o tym- przerwałam mu. Usiadłam na ławce okrakiem.
Spojrzał na mnie.
-Ta piosenka, ona jest dla ciebie. Chciałem ci ją zaśpiewać,
ale żeby to wyglądało inaczej, ja po prostu- a ja po prostu go pocałowałam.
Znowu to zrobiliśmy. Ja nie chcę, to znaczy, chcę, bardzo, ale nie mogę- Jest
przepiękna.
-Jazmyn, to jak teraz z nami będzie?
-Nie wiem Justin ja cię prawie nie znam.
-Co?! O czym ty mówisz.
-No tak. Kurde, minęło 5 lat. Ja, ty, my się zmieniliśmy.
-Jazmyn, okej, racja minęło sporo czasu, ale to nie znaczy,
że mnie prawie nie znasz.
-Ale… Jesteśmy teraz starsi, doroślejsi, mądrzejsi, po
prostu inni. Może nie do końca, ale i tak się zmieniliśmy. No chyba nie
powiesz, że jesteś taki sam jak pięć lat temu?
-No nie, ale…
-Mamy inne poglądy na wszystko, inaczej się ubieramy, mamy
inne zdania na większość tematów, słuchamy innej muzyki, lubimy co innego.
Justin, ja nawet nie wiem z kim ty się teraz kumplujesz.
-Dobra, jesteśmy inni, ale co ty chcesz przez to powiedzieć.
-Chcę powiedzieć, że jeżeli mielibyśmy myśleć o NAS to musimy się lepiej poznać.
-Dobrze, rozumiem- spuścił głowę.- Jazzy? A co powiemy
znajomym?- przyznam, że nie wiedziałam, co mam w tym momencie powiedzieć.
-Nie wiem, na razie powiedzmy, że się nie dawno poznaliśmy
ok?
-Nie chcesz im powiedzieć prawdy?- zdziwił się.
-Nie, Justin nie o to chodzi. To są moi przyjaciele i po
prostu, ja nie wiem jak mam im to powiedzieć, rozumiesz? Powiemy im, ale za
jakiś czas, dobrze?
-Jasne, rozumiem- przytulił mnie. Wstaliśmy i ruszyliśmy w
kierunku mojego domu.
Lubię
moją okolice. Nie jest za spokojna, ani za, hm… niebezpieczna? Stanęliśmy przed
moim domem:
-To ja już chyba pójdę- powiedział niepewnie chłopak.
-Nie wejdziesz? – zapytałam.
-Wiesz, to znaczy…ym…
-Nie, okej jak nie chcesz to nie będę cię zmuszać- uśmiechnęłam
się sztucznie.
-Nie, czekaj. Nie chodzi o to, że nie chcę, tylko… no nie
wiem jak zareagują twoi rodzice…
-Justin kiedyś i tak tu wejdziesz, nie? No to chodź teraz-
pociągnęłam go a rękę. Wzięliśmy głęboki wdech i przekroczyliśmy próg
domu. Rodzice siedzieli w salonie. Spojrzałam
na Justina, był przerażony:
-Wróciłam- krzyknęłam i pociągnęłam chłopaka za sobą do
salonu.
-Jazmyn, zaraz będzie…- w tym momencie mamę dosłownie
zamurowało- Justin?!
-Dzień dobry…-uśmiechnął się niewinnie.
-Jezu to naprawdę ty!- mam rzuciła się na niego jakby wrócił
jej zaginiony syn. Szok. Bieber podał rękę mojemu tacie, ale ten także go
uścisną. Kiedyś był dla nich jak syn. On dużo czasu spędzał u mnie, a ja u
niego. Jak tylko sobie przypomniało od razu zrobiło mi się tak jakoś ciepło w
środku:
- A Pattie? Jak ona się ma?! Gdzie ona jest?- zapytała
podekscytowana matka.
-Dobrze, dziękuję. Mama jest w domu- odpowiedział chłopak.
-Musze się z nią spotkać, jeju. To naprawdę wy. Jesteście
tu. Ojeju- mam cieszyła się jak głupia. Nie musze chyba wspominać, że nas to
bawiło.
-Zadzwoń do niej, a nie- mówiłam przez śmiech.
-Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Dajcie mi
numer, proszę- Justin bez wahania podał numer do swojej matki. Blondynka jeszcze
raz uścisnęła Biebera i szybko wykonała telefon, wychodząc na zewnątrz.
-Cieszę się, że wróciłeś Justin- powiedział ojciec zerkając
na mnie. Doskonale wiedział jak przeżywałam wyjazd Justina, jaki był mi bliski-
Mam nadzieję, że już zawsze zostaniesz- powiedział uśmiechnięty. Szepnęłam pod
nosem „ja też”. Wiedziałam, że chłopakowi zrobiło się trochę głupio.
-Przepraszam- powiedział spuszczając głowę szatyn. Ojciec
posłał mu ciepły uśmiech, poklepał po ramieniu i wyszedł. Nie umiał się na niego gniewać. W końcu on
dla Justina był kiedyś jak ojciec. Wszyscy wiemy, jak to było z tatą Justina, więc
dlatego ten ma szacunek do moich rodziców, że zaopiekowali się nim i jego matką. Przytuliłam Justina i
poszliśmy do mnie.
Szatyn
usiadł na krześle. Rozglądał się po pokoju:
-Masz. Powinnam ci to oddać- podałam mu do ręki tą
skrzyneczkę.
-Nie, zatrzymaj ją.
-Ej, Jazzy… Aaaaa, Justin!-krzyknęła szczęśliwa Susan, która
właśnie weszła do pokoju.
-Susan!- dziewczyna podbiegła do niego i mocno przytuliła.
Zaczęła szybko mówić, na co Justin tylko się śmiał.
Usiadłam
na łóżku bawiąc się bransoletką na moim nadgarstku. Chłopak szepnął coś Susan
na ucho. Dziewczyna wyszła z pokoju. Ukucnął przede mną. Złapał mnie za podbródek,
zmuszając tym samym bym na niego spojrzała:
-Ej, co jest?- szepnął troskliwie.
-Justin… Wszyscy, którzy cię zobaczyli cieszyli się, a ja?
Nie, że się nie cieszę, bo bardzo, ale…
-Mała, przestań. Mam pomysł, czekaj- wyszedł z pokoju, po
chwili wszedł- Jazmyn, kochanie! Aaaa, w końcu się zobaczyliśmy!- darł się.
-Aaa Justin, to ty?!- nie mogłam się powstrzymać od śmiechu,
on tak samo. Złapał mnie w tali. Podniósł i zakręcił- Wariat!- szepnęłam mu do
ucha.
-Lepiej?
-O wiele, dziękuje- pocałowałam go w policzek.
Minęły
już 3 tygodnie. Wszystko chyba wraca do normy. Jestem taka szczęśliwa, że
Justin jest przy mnie. Przyjaciołom, czyli Megan, Catlin i Christianowi jeszcze
nie powiedzieliśmy całej prawdy. Myślą, że poznaliśmy się na jakimś koncercie.
Nie, nie jesteśmy z Justinem parą. Został ostatni miesiąc do wakacji.
Właśnie
siedzimy u Ryana i gramy w butelkę. Jesteśmy wszyscy, dosłownie, Justin też.
Christian zakręcił butelką, wypadło na mnie:
-Pytanie, czy zadanie?- zapytał radośnie <ok>.
-Zadanie- odpowiedziałam dumnie.
-Zadanie, hm? Okej… to masz…
przez… minutę całować się… Justinem- powiedział triumfalnie.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem równocześnie na niego.
-Joł, zawsze jak ktoś się całował to przez jakieś 10. Sekund,
a tu minuta- zaśmiał się Ryan.
-Ej, ale wiecie tak… namiętnie- ruszał teatralnie brwiami,
Chris. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Ukucnęłam przed „moim
zadaniem”, delikatnie się uśmiechnął. Spojrzałam na jego usta i co? No,
zaczęłam go całować, a reszta mierzyła czas. Justin powoli wsadził mi język do
ust. Podobało mi się co wyrabiał z nim. Delikatnie masował moje podniebienie.
Czas się skończył. A ja wcale nie chciałam kończyć. Wróciłam na miejsce i
zakręciłam butelką. Wypadło na Megan. Wybrała pytanie:
-Czy kiedykolwiek myślałaś, że mogłabyś być z Chazem?- zawahała
się, a ten spiorunował mnie wzrokiem.
-Tak- odpowiedziała szybko. I zakręciła butelką. Wypadło na
Ryana. Miał wybiec w samej bieliźnie przed
dom. Oczywiście nie obeszło się, bez zrobienia fotek. Ryan zakręcił. Wyszło na
Chaza. Kazał mu w zemście na Megan zrobić jej malinkę na szyi. Później był
mniej istotne zadnia. W końcu zakręciła Catlin. Butelka wskazała Justina.
Chłopak wybrał zadanie, ale ona bardzo chciała zadać mu pytanie. Zgodził się:
-Okej, Justin, kogo z nas znasz najdłużej? – właściwie sama
nie wiem dlaczego tak bardzo, chciała go o to zapytać. Szatyn spojrzał na mnie,
a ja skinęłam głową.
-Jazmyn…
-Co? Przecież poznaliście się niedawno, a Chaz i Ryan?
-Tak, znam ich od 5 klasy, ale Jazzy znam od urodzenia-
trójka spojrzała na nas jak na jakiś dziwolągów. I w tym właśnie momencie
postanowiliśmy z Justinem, że powiemy im całą prawdę.
To był
dla nich szok. Megan patrzyła na mnie z wyrzutem:
-Cool story Bro- skomentował to Christian- Czemu nic nie powiedzieliście od razu?
-To prze ze mnie. Ja bałam się wam powiedzieć, nie wiedziałam
jak.
-Chaz, Ryan? A wy, co!- mówiła podniesionym głosem Megan.
-Nie, Megan nie krzycz na nich. My się ledwo z nimi
znaliśmy, a potem Justin wyjechał. Ja nie utrzymywałam z nimi kontaktu. Justin
tak. Mówiłam ci, że jak miałam 13 lat wyjechałam z kraju na dwa lata.
Mieszkałam w Polsce, ale wróciłam. I wtedy zaprzyjaźniłam się z chłopakami, a
miesiąc później poznałam was.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam do tego wracać.
-Oszukałaś mnie.
-Megan, przepraszam. Musisz zrozumieć.
-Nie muszę, okłamałaś
mnie. Nigdy nie miałam przed tobą żadnych tajemnic, ty podobno też, a jednak.
-Nie mogłam ci o tym powiedzieć…
-Czyli mi nie ufałaś, myślałam, że się przyjaźnimy.
-Bo tak jest! Ufam ci, nie mów tak.
-Gdybyś mi ufała, to byś mi powiedziała. Kurde, Jazmyn ukrywałaś
przede mną takie coś. Podobno byłam ci bliska, ale chyba nie na tyle. Nie chce
cię więcej widzieć. Cały czas mnie oszukiwałaś!
-Megan do cholery nie mów tak!- myślałam, że zaraz się rozpłaczę.
-Gdybym coś dla ciebie znaczyła, nie ukrywałabyś tego przede
mną!- łzy spływały po jej policzkach. Odwróciła się i chciała wybiec. Justin
zatrzymał ją. Próbował wytłumaczyć, ale to nie robiło na niej żadnej różnicy.
Krzyknęła, że nie chce mnie więcej widzieć i wybiegła z domu. Rozpłakałam się.
Justin przytulił mnie i próbował uspokoić:
-Shh, nie płacz.
-Justin, to moja przyjaciółka.
-Wiem, shh- głaskał mnie po głowie. Catlin próbowała się
dodzwonić do Megan. Powiedziałam, że idę do domu. Justin z Chazem poszli mnie
odprowadzić, a Catlin została u Ryana.
-Chaz, czy ja naprawdę jestem taka wredna? Przecież ona jest
dla mnie jak siostra.
-Jazzy, to był dla niej szok. Musi to przemyśleć- doszliśmy
do mojego domu. Pożegnałam się z chłopakami i od razu poszłam do mojego pokoju.
Minęły
3 dni odkąd Megan ze mną nie rozmawia.
Czy to, że jej nie powiedziałam jest naprawdę powód, żeby wszystko skończyć?
Dostałam od niej sms z prośbą o spotkanie. Boje się.
Była
15:20, czekałam w parku na Megan, powinna za chwile tu być. Nie minęło pięć
minut, a dziewczyna się zjawiła, usiadła obok mnie:
-Jazmyn, przepraszam. Przepraszam, że się tak zachowałam,
nie powinnam była. Jestem głupia.
-Megan, nie jesteś…
-Rozmawiałam z Justinem… Uświadomił mi wszystko. Wiem, że
było to dla ciebie trudne. Wiem też, że jestem dla ciebie ważna, tylko po
prostu ja w tedy zachowałam się jak idiotka… przepraszam- przytuliłam ją-
Między nami okej?
-Oczywiście!
-Ej, Jazzy.
-Hm?
-Justin jest naprawdę dobrym chłopakiem. Nie pozwól mu
więcej odejść- posłała mi ciepły uśmiech.
~*~
* Hart On Fire- Jonathan Clay. Chciałam wykorzystać piosenkę Justina, ale jednak postawiłam na tą <3
Siemka :3 Rozdział krótki i może nie do końca mi się podoba,
ale jest okej ;)
Nie mam kompletnie pomysłu co może być dalej, więc jak macie
jakieś pomysły to piszcie ;> Najlepiej tu : 43159484- numer gadu-gadu. ;)
A tak wg, to muszę wam coś opowiedzieć xd
Siedzę sobie i nagle przychodzi do mnie chłopak mojej
siostry:
-Ej, Karina. Wiozłem dzisiaj paczkę do jakiegoś typka-
Łukasz jest kurierem- on wychodzi i miał koszulkę z napisem „Kogo wyruchał
Justin Bieber?”, jakoś tak po angielsku.
-Serio?
-No, chciałem zrobić zdjęcie, ale to by głupio wyglądało.
-Trzeba było się zaczaić.
Hhahaha, nieźle ; d
Tak wg, cieszę się, że to czytacie i wam się podoba ;)
Jednak gdyby wam się cokolwiek nie podobało to piszcie J
Przypominam i proszę, żebyście komentarzy typu „Świetnie,
czkam na nn” nie pisali ;>
A, i jeszcze. Wiem, że Justin jest blondynem, ale u mnie będzie szatynem ;3
http://www.4fun.tv/bitwa-bieber-vs-one-direction.html Głosujemy na Justina ! <3
http://www.4fun.tv/bitwa-bieber-vs-one-direction.html Głosujemy na Justina ! <3
sobota, 11 sierpnia 2012
6.Gdybym wiedział, że tak się stanie, nie pozwoliłbym, by porwał nas bieg zdarzeń.
-A właśnie Trenerko! Mogę o coś spytać? – zapytała niepewnie
Kelly.
-Wal śmiało.
-Okej, tylko potrzebuję coś z szatni.
-Dobra, leć szybko- zaśmiałam się. Dziewczyna po chwili była
na miejscu. Trzymała coś w ręce, jakąś gazetę, tak mi się wydawało. Podeszła i
śmiało wręczyła mi ją. To co tam zobaczyłam, to było coś czego się obawiałam.
Zdjęcie przedstawiało sytuację z wczoraj, gdy „zaatakowali” mnie i Justina
paparazzi.
„Idealny Justin
Bieber, zepsuł swoją nienaganną frekwencję, kierując nie odpowiednie słowa. (…)
To właśnie
odpowiedział dziennikarzom, kiedy został przyłapany. Wszyscy są wzburzeni jego zachowaniem.
Czyżby tego młodego artystę wszystko zaczęło przerastać? Ma dość bycia sławnym?
(…)
Wszyscy jednak są
ciekawi spotkania Justina i Jazmyn. Młodej choreografki. Może zaczynają
współpracę? Jednak, chyba nie powinno się obściskiwać przed restauracją ze
swoją przyszłą choreografką…? Chyba, że to nie było służbowe spotkanie, a
Jazmyn znaczy wiele więcej w jego życiu. Jesteśmy ciekawi jak Justin na to
zareaguję.(...)”
Nie mogłam uwierzyć w to co czytam, chociaż byłam na to
przygotowana:
-Trenerko, będziesz jego…
-Nie! Nie byłam, nie jestem , nie będę jego choreografką i
nie jestem jego dziewczyną, to co tu napisali to zwykłe bzdury, to
nieporozumienie!- krzyczałam. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem-
przepraszam nie powinnam była krzyczeć. Wróćmy do pracy.
Właśnie
mieliśmy się zbierać, kiedy w drzwiach stanęła znajoma mi sylwetka:
-Czy to jest Justin Bieber?!- mówiła podekscytowana Kelly.
-Tak to on, idźcie się przebierać, nie zwracajcie na niego
uwagi proszę- mówiąc to wstawałam z ziemi. Wszyscy opuścili salę próbując
przejść obojętnie obok mojego „gościa”. Podeszłam do niego, zamknęłam salę,
żeby nikt nas nie słyszał:
-Po co to tu przyszedłeś?
-Jazmyn, wczoraj wyszłaś bez słowa, co się stało?
-Myślisz, że teraz będzie wszystko okej? Grubo się mylisz.
-Mała, zdaję sobie z tego sprawę, ale…
-Nie ma ale Justin, proszę cię wyjdź.
-Porozmawiajmy, proszę.
-Dobrze, ale nie tutaj, bądź za dwie godziny pod moim
domem.- opuściliśmy salę, ja poszłam szybko się przebrać, zamknęła studio i pognałam do domu.
Wzięłam
prysznic, ubrałam się, właśnie zadzwonił mój telefon. To był Justin,
oznajmiający, że jest już. Schowałam do kieszeni list:
-Mamuś, wychodzę!
-Gdzie? Jest 21. .
-Wiem, ale muszę wyjść, niedługo wrócę, nie martw się.
-Ale jutro musisz iść do szkoły
-Nie mamy lekcji, jest wolne, pa- cmoknęłam ją w policzek.
Usiedliśmy
na pobliskiej ławce, ściemniało się, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś
nas zobaczy. Głośno westchnęłam:
-Dobrze, więc…
-Co teraz będzie, Jazmyn?
-Nie wiem Justin, nie mam już siły, nie chcę przechodzić
tego jeszcze raz.
-Ja nie chce, nie pozwolę żebyśmy przezywali to raz jeszcze,
nie chce ponownie cię skrzywdzić, nie chce cię stracić- zawiesił głos.- Wiem,
że trudno ci będzie mi wybaczyć, jeżeli w ogóle to zrobisz, ale proszę daj mi
szansę, a tym razem tego nie spieprzę- w tym momencie przypomniałam sobie o
liście.
-Justin, przeczytaj mi to- dałam mu kopertę do ręki.
-Skąd to masz?
-Może nie powinnam,
ale zabrałam to od ciebie, tą całą skrzyneczkę. Nie gniewaj się na mnie. Twoja
mama mi ją pokazała. Otworzyłam ją wczoraj w domu, ale niczego nie czytałam.
Wzięłam tylko ten list, przeczytaj mi go, proszę.
-Ty to zrób.
-Nie, ty go pisałeś, więc ty go przeczytaj, proszę- złapałam
go za rękę.
-Ale… dobrze- wyciągnął z koperty list, westchnął głęboko i
zabrał się a czytanie.
„ Kochana Jazmyn!
Co u ciebie słychać? Mam
nadzieję, że bardzo dobrze. U mnie nie najlepiej. Chciałbym, żebyś tu teraz
była.
Pierwsze co bym zrobił to
przeprosił. Przeprosił za wszystko! Wiem, że jestem dupkiem. Cholernie żałuję,
że Cię skrzywdziłem. Chciałbym cofnąć czas... Nawet nie wiesz, jak mi Ciebie brakuje. Jestem skończonym debilem.
Spieprzyłem wszystko.
Przepraszam! Powtarzam się? To
może inaczej… Nawaliłem. Zniszczyłem wszystko co między nami było. Zrobił bym,
wszystko, żeby było jak dawniej. Wiem, że teraz w życiu byś mi nie wybaczyła.
Zraniłem Ciebie i to bardzo. Zraniłem także siebie… Może to brzmi dziwnie, ale
szczerze. Odwalając tą całą szopkę, jaki to ja jestem wspaniały i cudowny, mam
teraz wszystko, naprawdę nie miałem nic.
Na chwilę kompletnie odleciałem, ale gdy ujrzałem Twoje zdjęcia coś mnie
ukuło. Właśnie w tedy uświadomiłem sobie, że popełniłem najgorszy błąd w moim
zyciu.
Miałem myśli samobójcze. Nie
chciałem się zabić przez Ciebie, ale dla Ciebie, żebyś nigdy więcej nie musiała
oglądać tego idioty, który Cię skrzywdził, przepraszam.
Nawet nie wiesz jak tęsknie, za Tobą, brakuje mi tego wsparcie z Twojej
strony. To ty dawałaś mi największej otuchy, to Ty najbardziej we mnie
wierzyłaś, to Ty nie pozwalałaś mi się poddawać, to dzięki Tobie jestem
gwiazdą, dziękuję.
Chciałbym znów ujrzeć Twoje delikatne rysy twarz, pełne usta, aksamitną
skórę, piękne włosy. Chciałbym znów zobaczyć tą wspaniałą, piękną,
inteligentną, cudowną, zabawną dziewczynę w której się zakochałem.
Gdybym wiedział, że tak się stanie, nie
pozwoliłbym, by porwał nas bieg zdarzeń. Przepraszam i proszę, wybacz mi.
Pamiętaj o jednym… Kocham Cię!
Justin.”
Skończył czytać i spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Zaniemówiłam, chyba nie muszę wspominać, że
łzy niekontrolowanie spływały mi po twarzy.
Nie wiedziałam co mam zrobić, jak mam się zachować:
-Jazmyn, ja…- ocierał łzy.
-Justin, ja tak bardzo za tobą tęskniłam! Tak bardzo mi cię
brakowało! Ja cię potrzebowałam i dalej potrzebuje, Justin nie zostawiaj mnie
nigdy więcej , nigdy! Wiesz ile razy nie mogłam zasnąć, bo myślałam o tobie? Co
robisz, gdzie jesteś, czy nic ci nie jest czy jesteś szczęśliwy. Mimo wszystko
ja cię kocham głupku!- w tuliłam się w niego, potrzebowałam tego, przy nim
zawsze czułam się bezpiecznie.
-Jazzy, przepraszam, że mnie nie było. Skarbie, wiem, że nie
będzie łatwo, ale pozwól mi wszystko naprawić, zaufaj mi, a obiecuję, że nigdy
więcej nie popełnię tego błędu. Wybacz mi!
-Justin, obiecaj mi, że nigdy więcej mnie nie zostawisz,
rozumiesz? Nigdy!- biłam go pięścią w klatkę piersiową.
-Obiecuje, kocham cię- szepną.
-Ja ciebie też, pamiętaj- może się pośpieszyłam, ale ja
naprawdę go kocham, zawsze kochałam. Gdybym mu nie wybaczyła, nie wiem co bym
ze sobą zrobiła. Był i jest dla mnie cholernie ważny, nie pozwolę, żebyśmy
znowu się rozeszli.
Właśnie
miałam przekroczyć próg domu, gdy kto złapał mnie za nadgarstek. Jak się mogłam
spodziewać był to Justin. Ujął swoją dłonią mą twarz i delikatnie musną wargi,
odwzajemniłam pocałunek. Poczułam, że się uśmiecha, na co zareagowałam tak
samo:
-Dobranoc- wyszeptałam mu do ucha.
-Dobranoc- złożył pocałunek na mojej szyi. Weszłam do domu,
nie wiedziałam która godzina.
-No w końcu wróciłaś, gdzieś ty była- zapytał tata śmiejąc
się.
-Co w tym takiego śmiesznego?- zdziwiłam się.
-Co to za chłopak, hm? Widziałem jak odjeżdża.
-To był Justin tato.
-Justin?...
- Tak, ten Justin- minęłam go. Po chwili
już byłam w swoim pokoju. Wzięłam dłuższy prysznic, rozmyślając o tym co się
dzisiaj wydarzyło.
Wzięłam
telefon do ręki i wykręciłam numer do mojej siostry:
-Nie śpisz jeszcze?- usłyszałam rozbawiony głos w słuchawce.
-Susan, ja go cały czas kochałam, próbowałam się oszukiwać,
że tak nie jest, ale jak znów go ujrzałam, to wróciło. Kocham go i nie chce
ponownie stracić.
-Jazzy, o czym ty mówisz?
-O Justinie mówię.
-Przecież on…
-On mnie kocha. Susan spotkałam się z nim, rozumiesz?!
-Jazmyn, Justin wrócił?!- weszła z hukiem do pokoju.
-Susan, on mnie kocha, rozumiesz? Nigdy nie przestał…
-Ale przecież on cię zostawił.
-Nic nie rozumiesz, on pisał listy widzisz?- pokazałam jej
pudełeczko- Jeden mi dzisiaj przeczytał, on mnie przeprosił, on tego żałuje,
czytaj- podałam jej list. Przeczytała go w miarę szybko. Spojrzała na mnie
zdziwiona.
-On naprawdę…
-Ja nie mogę go znowu stracić, rozumiesz? Nie pozwolę na to-
siostra usiadła obok i mocno mnie przytuliła- myślisz, że dobrze zrobiłam?
-Kochasz go, on ciebie i naprawdę żałuje tego co zrobił.
Jazmyn, uważam, że dobrze zrobiłaś, bo wiem ile ten chłopak dla ciebie znaczy.
~*~
Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż nie wyszedł taki jakbym chciała. Wyjeżdżam nad morze dzisiaj, to znaczy jutro o 4 rano <ok>, więc nie będzie rozdziałów, chyba, że będzie tam WiFi, bądź tata weźmie przenośny internet. Biorę ze sobą notebooka, więc w wolnej chwili będę pisać, jak wrócę na pewno dodam nowy rozdział. Liczę na szczerą opinię ;) Jeżeli macie jakiś pomysł na dalszą część, podawajcie pomysły w komentarzach. Niektóre postaram się wykorzystać.
Love Ya <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)