Nie jestem w stanie opisać uczucia, które w tym momencie
mnie ogarnia. Czy to strach? Może, ale powinnam się cieszyć, a nie bać. W końcu
go zobaczę. Spojrzę w jego niesamowite oczy, ale… Przecież on mnie. Nie. Muszę się uspokoić. To tylko kolejna gwiazdka,
praca. Przecież obiecałam sobie coś kiedyś, prawda? Biłam się z własnymi myślami:
-Denerwujesz się?- zapytał idący obok mężczyzna.
-Ja? Skąd- uśmiechnęłam się sztucznie.
Stanęliśmy pod jakimiś drzwiami. Facet zapukał. Słysząc
ciche: „Otwarte!’, przekroczyliśmy próg. Na środku stał Scooter ze stertą papierów. Uśmiechnął się lekko, po
czym odłożył dokumenty. W fotelu siedział chłopak i bawił się telefonem:
-Justin odłóż telefon- powiedział łagodnym tonem Scoot.
Chłopak wypełnił polecenie. Uniósł głowę ku górze, a następnie zawiesił na mnie
wzrok. Zmierzył mnie od góry do dołu. Zrobił zdziwioną minę i spojrzał
podejrzliwie na swojego menagera. Ten odchrząknął i zaczął rozmowę:
- Jazmyn to Justin. Justin to Twoja nowa choreografka.
-Co?!- krzyknął z niedowierzaniem młodzieniec. Nie odrywałam
wzroku od podłogi.
-Mieliście załatwić mi najlepszego choreografa, a nie jakąś
17. latkę- mówił podniesionym głosem.
- Justin, uspokój się. Panna Carter, jest…
-Nie, ja… przepraszam nie potrafię- wybiegłam z pomieszczenia.
Weszłam do windy i nacisnęłam na guzik, który wskazywał parter. Zacisnęłam
powieki. Nie mogłam pozwolić wypłynąć łzą. Dłonie zacisnęłam w pięści. Stałam
bez ruchu. Co ja zrobiłam? Przecież oni nie pozwolą mi odejść tak bez żadnego
wytłumaczenia. Tylko, że ja im nic nie powiem. Nie mogę. Przyjmując ich ofertę
wiedziałam, że popełniam błąd. Wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer.
Po 4 sygnałach ktoś się odezwał:
-Tato?- zapytałam z nadzieją.
-Co jest córuś?
-Przyjedźcie po mnie, dobrze?
-Tak szybko wszystko załatwiłaś? Przecież pojechałaś
samochodem, co…
-Proszę! – przerwałam.
-Dobrze kochanie, zaraz będziemy- rozłączył się. Wysiadłam z
windy. Właśnie teraz uświadomiłam sobie, jak dawno nie płakałam. Nie było
powodu? Nie, powody były, tylko ja nie chciałam. „Nigdy już nie uronisz, ani jednej łzy. Będziesz twarda! Nigdy!
Rozumiesz? Nigdy!- powtarzałam w kółko” . Wszystko wiązało się z jedną
datą. Dzisiaj był pierwszy raz od tamtego wydarzenia, kiedy moje policzki
zrobiły się mokre od łez. Stałam jak słup
na zewnątrz wyczekując rodziców. Na twarzach przechodniów widzących mnie
widniało współczucie, a zarazem zdziwienie. Z rozmyślań wyrwał mnie klakson
samochodu. Rozejrzałam się szukając źródła dźwięku. Znalazłam. To był samochód
moich rodziców. Czarny, na marce nigdy się nie skupiałam. Wyszła z niego mama i
zaczęła biec w moją stronę. Kiedy była dość blisko przytuliła mnie mocno:
-Słonko co się stało?- wyszeptała- płakałaś- ciągnęła.
-Mamo, proszę jedźmy do domu.
-Jesteś roztrzęsiona, chodź- skierowałyśmy się do mojego
samochodu, po czym mama powiedziała tacie, że nie pozwoli mi prowadzić. Zapięte
pasem ruszyłyśmy. Patrzyłam pustym wzrokiem w szybę. Chciałam być już w domu.
Czekało mnie ok. 20 min jazdy. Przymknęłam oczy. Oddychałam głęboko. Samochód
się zatrzymał:
-Co jest?- zapytałam odruchowo.
-Już jesteśmy. Jazzy wysiadaj- powiedziała radośnie mamusia.
Odpięłam pas i wyszłam z pojazdu. Wzięłam od rodzicielki
kluczyki. Szybkim krokiem przekroczyłam próg domu. Najpierw weszłam do kuchni.
Wyciągnęłam z górnej szafki szklankę. Nalałam do niej wody. Jednym tchem
wypiłam całą zawartość szklanki. Rodzice weszli do domu, krzyknęłam, że jak coś
to jestem u siebie. Wbiegłam po schodach na pierwsze piętro. Weszłam do
„kolorowego” pokoju. Nie było w nim dominującego koloru. Lubiłam mieszać barwy.
Podeszłam do lustra w łazience, żeby ocenić mój wygląd. Nie było najgorzej.
Umyłam twarz, tym samym zmywając lekki makijaż. Włosy związałam w niesfornego
koka, a jeans’ owe spodnie przebrałam na luźne dresy. Koszulkę zmieniłam na wygodniejszą.
Poszłam na sale treningową, którą na szczęście miałam w domu i włączyłam płytę
z muzyką. Z „moją” muzyką, z kawałkami do których nie musiałam wymyślać
choreografii, za którą dostawałam kasę. Usiadłam na podłodze opierając się o
łóżko. Wzięłam szkicownik. Usiłowałam naszkicować jakieś ruchy do danego
utworu, który leciał w odtwarzaczu. Coś bazgrałam, ale sama nie byłam pewna co.
Usłyszałam, jak muzyka staje się cichsza. Przy radiu stała Susan. Tak, to jej
sprawka. Usiadła obok mnie:
-Jazzy, co robisz?- zapytała ciepło.
-Próbuje coś wymyślić. Jakieś ruchy.
-Mama mówiła, że dzwonił Braun. Pytał, dlaczego uciekłaś.
-Susan, ja nie potrafię. Tak bardzo tęsknie. Długo na to
czekałam, tak tego pragnęłam, chciałam go zobaczyć. Dlaczego kiedy to się
stało, nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy? Stałam jak słup, jakby mnie
sparaliżowało.- Wspomnienia wróciły.-
patrzałam w kartkę.
-Ból też wrócił, prawda? Dzisiaj pierwszy raz płakałaś od kilku lat. Chodź,
przytul się- wtuliłam się w nią. Czułam jej ciepło. Drzwi od pokoju lekko się
uchyliły. Zza nich wychyliła się postać dziewczyny. Nie trzeba było się
domyślać kto to:
-Hej, Susan wołają Cię- rzekła moja przyjaciółka. Dziewczyna
wstała, a po chwili zniknęła z pola widzenia. Catlin podeszła do mnie. Spojrzała na mnie badawczo. Zaśmiałam
się cicho:
-Co jest?- ukucnęła obok.
-A co ma być?- wymusiłam uśmiech.
-Ej, przecież widzę. Chodzi o…
-Tak, o to- skrzywiłam się- muszę zadzwonić do Scoota.
-Zrezygnujesz?
-Tak, teraz sorry, ale musze. Pogadamy potem, ok?
-Jak uważasz- wyszła. Westchnęłam głośno. „Muszę zadzwonić do Scoota i wszystko
wyjaśnić”- mówiłam sama do siebie. Złapałam za telefon. Wzięłam do ręki
karteczkę z jego nr. Wykręciłam numer, zaczęłam nerwowo chodzić . Jeden, dwa,
trzy sygnały… za czwartym ktoś odebrał:
-Halo? Tu Justin, dać Scootera?
Chwila ciszy…
-Um… Tak, proszę.
-Scoot! Telefon!- rozległ się głos w słuchawce- pyta, kto
dzwoni.
-Możesz… po prostu mi go dać? To ważne, proszę-
nalegałam.
-Ok, ok już- odetchnęłam.
-Kto mówi?- zapytał grubszy głos.
-Jazmyn Ca…
-O, świetnie, że dzwonisz. Co się dzieje? Młoda, czemu
dzisiaj zwiałaś?
-Słuchaj, musze odmówić…
-Nie rozumiem- byłam pewna, że w tym momencie robi
zdziwioną minę.
-Nie mogę przyjąć oferty choreografki Justina- nie mogłam
ustać w miejscu.
-Co?! Dlaczego. Zostawisz nas na lodzie? Jazmyn nie rób
mi tego. Proszę cię, zastanów się dobrze.
-Przykro mi, podjęłam już decyzję. Mogę Ci kogoś na razie
załatwić.
-Przynajmniej tydzień, błagam! Znajdę kogoś do tego
czasu. Za 3 dni mamy występ, a
choreografii nie ma. Dziewczyno, bądź rozsądna.
-Nie ma problemu, zaraz kogoś Ci znajdę.
-Ale ja nie chce kogoś! Chce, chcemy Ciebie, nie
rozumiesz? Chyba 7 dni cię nie zbawi, co? Powiedz mi chociaż dlaczego?
- To skomplikowane. Naprawdę mi przykro zawiodłam, wiem i
przepraszam, ale nie mogę inaczej… - nastała cisza- Scoot, proszę cię, zrozum.
Czuje się okropnie, że Cię zawiodłam.
-Okay, dobrze. Jakoś sobie poradzimy…-jakieś odgłosy w
tle- czekaj, czekaj.
-Cześć tu Justin…
~~~~~~~~~~~~~~~~
...To by było na tyle ; )
Pierwszy jest, ale średnio mi się podoba...
Bardzo proszę, o komentarze. Wasza opinia jest dla mnie ważna! <3
Nie lubię pisać prologów, epilogów, bohaterów, więc oszczędziłam ich sobie ; d
Zapewniam, że następny rozdział będzie o niebo lepszy.
Peace.
Masz bardzo ciekawy pomysł, wiesz?
OdpowiedzUsuńTeraz zrozumiałam o co chodzi z tym "wciąganiem" u mnie. W sensie jak to dokładniej napisać. <3
Jezu. To jest naprawdę boskie... :*
Czekam na następny. Mam nadzieję, że szybko się pojawi.
Kocham. August.
PS I najlepszego. ! <3
Super! Świetny pomysł. Dobrze piszesz - zaciekawiło mnie. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBosko słońce! Jeżeli ten rozdział jest wspaniały, to jakie będą następne. Czekam na NN. Kocham cię JeZUS. ;D
OdpowiedzUsuń