środa, 11 kwietnia 2012

2.Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Bałam się. Bardzo, ale ...

-Cześć tu Justin, moglibyśmy się spotkać?-Milczałam, zaskoczył mnie swoim pytaniem.
-Um... Po co?
-Chce pogadać, ale nie przez telefon. To jak?
-Ja, ja nie wiem- denerwowałam się.
-Proszę, nie zajmę Ci dużo czasu- nalegał.
-No dobrze. Kiedy, gdzie, o której?- zapytałam szybko.
-Może jutro?- zapytał niepewnie.
-Nie, jutro nie dam rady.
-Ach, to kiedy Ci odpowiada?-zapytał zachrypniętym głosem.
-Środa?
-Jasne, o 17. ?
-Okay- starałam się mówić normalnym tonem.
-W tej restauracji, za rogiem, koło hotelu? Chyba, że wolisz przyjść do mnie- starał się mówić uwodzicielskim głosem. Odnosiłam takie wrażenie.
-Zostańmy przy pierwszej propozycji. To do środy, cześć...- rozłączyłam się. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam zgadzając się. Bałam się. Bardzo, ale sama się o to prosiłam. Głośno westchnęłam. Skierowałam się do mojego pokoju.
  Bezradnie opadłam na łóżko. Przymknęłam oczy. Do uszu wsadziłam słuchawki. Już po pierwszych dźwiękach piosenki odpłynęłam. Poczułam lekkie szturchnięcie. Otworzyłam jedno oko, później drugie. Dostrzegłam Susan siedzącą na brzegu łóżka. Rozejrzałam się i doszłam do wniosku, że jest już wieczór.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, żebym zeszła na kolację. Leniwie zgramoliłam się z łóżka. Poprawiłam bluzkę i włosy, po czym zeszłam do jadani. Wszystko już było gotowe. Cała rodzinka siedziała i pałaszowała. Namiętnie o czymś rozmawiali, ale gdy mnie zobaczyli momentalnie zamilkli. Przyznam, że trochę się przeraziłam. Spojrzałam na każdego z  osobna i wybuchnęłam śmiechem:
-Co jest?- zapytałam przez śmiech.
-Nic, nic, siadaj i jedz- odezwała się rodzicielka. Zajęłam miejsce. Nie chciało mi się jeść. Nalałam sobie picia- Czemu nic nie jesz?- przerwała ciszę mama.
-Nie jestem głodna- wymusiłam uśmiech.
-Odchudzasz się?!- zapytała podejrzliwie, uniesionym głosem.
-Nie, po prostu nie mam ochoty, uspokój się.
  Temat odchudzania dla mojej mamy był strasznie drażliwy. Jeżeli któraś z nas (ja lub Susan) oznajmiałyśmy, że się odchudzamy od razu wpadała w szał. Uważała, że i tak jesteśmy za chude, i że popadniemy w anoreksję. Ja nie mam żadnych kompleksów, co do mojej tuszy i uważałam, że moje ciało jest ok. Natomiast z moją siostrą było inaczej, martwiłam się o nią. Jest szczupłą dziewczyną, ale nie dało jej się tego przetłumaczyć. Jej waga była idealna co do wzrostu, także... Ale jak to każda 15. latka chciała wyglądać jak najlepiej i wg.
  Siedziałam i przyglądałam się moim rodzicom. Na ich twarzach zauważyłam poddenerwowanie i złość. Ostatnio często byli w takim nastroju, o czymś rozmawiali, ale nie chcieli mi nic powiedzieć, jakby się ukrywali. To było dość dziwne. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy:
-Dzwoniłaś do Scootera?- zapytała nawet na mnie nie patrząc.
-Tak- odpowiedziałam obojętnie.
-I co? Zrezygnowałaś?
-Yhym- burknęłam.
-Co?! Córcia, jak to? To była dla ciebie OGROMNA szansa!- uniosła głos.
-Mamo, nie chce o tym rozmawiać- zirytowałam się.
-Nie możesz żyć przeszłością...Martwię się o twoją przyszłość...
-Moją? Ha, zabawne. Raczej swoją- wstałam od stołu i nie zwracając najmniejszej uwagi co do mnie mówią pobiegłam do pokoju.
  Od razu pognałam do łazienki. Nie, żeby zaraz płakać, czy coś... po prostu wskoczyłam pod prysznic*. Oblałam ciało gorącą wodą. Umyłam się żelem pod prysznic o zapachu owocowym. Woń roznosiła się po całym pomieszczeniu. We włosy wmasowałam truskawkowy szampon po czym dokładnie go spłukałam. Mokre ciało owinęłam miękkim ręcznikiem. Z szafy wygrzebałam jakąś piżamę i wróciłam do łazienki, by odbyć wieczorne czynności...
  Odpaliłam laptopa. Włączyłam Facebook'a. Ostatnio nie miałam czasu, na korzystanie z takiego typu stron. Odpisałam na parę wiadomości. Sprawdziłam powiadomienia i wylogowałam się. Jak miałam w zwyczaju zajrzałam na portale plotkarskie. Nie które notki bardzo mnie śmieszyły. Pokręciłam głową i wyłączyłam urządzenie. Mimo ( o dziwo) później już godziny postanowiłam, że napiszę sms. do Justina, na podany wcześniej numer:
"Cześć, możemy się spotkać jutro? Chciałabym mieć to już za sobą.
                                                                                            Jazmyn"
Nie spodziewałam się teraz odpowiedzi, ale ją uzyskałam:
"Pewnie, że możemy. Mała nie chce, żeby to spotkanie było jakąś "karą".
                                                                                            Justin"
 Położyłam się na łóżku i dumałam. Przecież moja mama jest śmieszna. Dla niej to co się stało to nic, a dla mnie to dużo znaczy. To nie było zwykłe "coś", tylko...
                                                      ~*~
*Takie bezsensowne zdanie.
Przepraszam, że jest krótki, ale musiałam dzisiaj dodać, a wena mnie opuściła. Tak więc, postaram się dodać następny w piątek lub sobotę.  Proszę o Waszą (negatywną jak i pozytywną) opinie w komentarzach.
Cześć <3

sobota, 7 kwietnia 2012

Wielkanoc.

Chciałabym Wam życzyć przede wszystkim spełnienia marzeń! Tych najskrytszych. Tych, które wydają się nie możliwe do spełnienia, ale jak mówi Justin: "never say never" ! i ma rację! Wesołych świąt Wielkanocnych <3
Peace.
PS Co do rozdziałów, to mam już napisany, ale jak na razie nie dodam. Czekam z nadzieją na Waszą opinie w komentarzach; )

wtorek, 3 kwietnia 2012

1. „Nigdy już nie uronisz, ani jednej łzy. Będziesz twarda! Nigdy! Rozumiesz? Nigdy!- powtarzałam w kółko” .

Nie jestem w stanie opisać uczucia, które w tym momencie mnie ogarnia. Czy to strach? Może, ale powinnam się cieszyć, a nie bać. W końcu go zobaczę. Spojrzę w jego niesamowite oczy, ale… Przecież on mnie. Nie.  Muszę się uspokoić. To tylko kolejna gwiazdka, praca. Przecież obiecałam sobie coś kiedyś, prawda?  Biłam się z własnymi myślami:
-Denerwujesz się?- zapytał idący obok mężczyzna.
-Ja? Skąd- uśmiechnęłam się sztucznie.
Stanęliśmy pod jakimiś drzwiami. Facet zapukał. Słysząc ciche: „Otwarte!’, przekroczyliśmy próg. Na środku stał Scooter  ze stertą papierów. Uśmiechnął się lekko, po czym odłożył dokumenty. W fotelu siedział chłopak i bawił się telefonem:
-Justin odłóż telefon- powiedział łagodnym tonem Scoot. Chłopak wypełnił polecenie. Uniósł głowę ku górze, a następnie zawiesił na mnie wzrok. Zmierzył mnie od góry do dołu. Zrobił zdziwioną minę i spojrzał podejrzliwie na swojego menagera. Ten odchrząknął i zaczął rozmowę:
- Jazmyn to Justin. Justin to Twoja nowa choreografka.
-Co?!- krzyknął z niedowierzaniem młodzieniec. Nie odrywałam wzroku od podłogi.
-Mieliście załatwić mi najlepszego choreografa, a nie jakąś 17. latkę- mówił podniesionym głosem.
- Justin, uspokój się. Panna Carter, jest…
-Nie, ja… przepraszam nie potrafię- wybiegłam z pomieszczenia. Weszłam do windy i nacisnęłam na guzik, który wskazywał parter. Zacisnęłam powieki. Nie mogłam pozwolić wypłynąć łzą. Dłonie zacisnęłam w pięści. Stałam bez ruchu. Co ja zrobiłam? Przecież oni nie pozwolą mi odejść tak bez żadnego wytłumaczenia. Tylko, że ja im nic nie powiem. Nie mogę. Przyjmując ich ofertę wiedziałam, że popełniam błąd. Wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer. Po 4 sygnałach ktoś się odezwał:
-Tato?- zapytałam z nadzieją.
-Co jest córuś?
-Przyjedźcie po mnie, dobrze?
-Tak szybko wszystko załatwiłaś? Przecież pojechałaś samochodem, co…
-Proszę! – przerwałam.
-Dobrze kochanie, zaraz będziemy- rozłączył się. Wysiadłam z windy. Właśnie teraz uświadomiłam sobie, jak dawno nie płakałam. Nie było powodu? Nie, powody były, tylko ja nie chciałam. „Nigdy już nie uronisz, ani jednej łzy. Będziesz twarda! Nigdy! Rozumiesz? Nigdy!- powtarzałam w kółko” . Wszystko wiązało się z jedną datą. Dzisiaj był pierwszy raz od tamtego wydarzenia, kiedy moje policzki zrobiły się mokre od łez. Stałam jak słup  na zewnątrz wyczekując rodziców. Na twarzach przechodniów widzących mnie widniało współczucie, a zarazem zdziwienie. Z rozmyślań wyrwał mnie klakson samochodu. Rozejrzałam się szukając źródła dźwięku. Znalazłam. To był samochód moich rodziców. Czarny, na marce nigdy się nie skupiałam. Wyszła z niego mama i zaczęła biec w moją stronę. Kiedy była dość blisko przytuliła mnie mocno:
-Słonko co się stało?- wyszeptała- płakałaś- ciągnęła.
-Mamo, proszę jedźmy do domu.
-Jesteś roztrzęsiona, chodź- skierowałyśmy się do mojego samochodu, po czym mama powiedziała tacie, że nie pozwoli mi prowadzić. Zapięte pasem ruszyłyśmy. Patrzyłam pustym wzrokiem w szybę. Chciałam być już w domu. Czekało mnie ok. 20 min jazdy. Przymknęłam oczy. Oddychałam głęboko. Samochód się zatrzymał:
-Co jest?- zapytałam odruchowo.
-Już jesteśmy. Jazzy wysiadaj- powiedziała radośnie mamusia.
Odpięłam pas i wyszłam z pojazdu. Wzięłam od rodzicielki kluczyki. Szybkim krokiem przekroczyłam próg domu. Najpierw weszłam do kuchni. Wyciągnęłam z górnej szafki szklankę. Nalałam do niej wody. Jednym tchem wypiłam całą zawartość szklanki. Rodzice weszli do domu, krzyknęłam, że jak coś to jestem u siebie. Wbiegłam po schodach na pierwsze piętro. Weszłam do „kolorowego” pokoju. Nie było w nim dominującego koloru. Lubiłam mieszać barwy. Podeszłam do lustra w łazience, żeby ocenić mój wygląd. Nie było najgorzej. Umyłam twarz, tym samym zmywając lekki makijaż. Włosy związałam w niesfornego koka, a jeans’ owe spodnie przebrałam na luźne dresy. Koszulkę zmieniłam na wygodniejszą. Poszłam na sale treningową, którą na szczęście miałam w domu i włączyłam płytę z muzyką. Z „moją” muzyką, z kawałkami do których nie musiałam wymyślać choreografii, za którą dostawałam kasę. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko. Wzięłam szkicownik. Usiłowałam naszkicować jakieś ruchy do danego utworu, który leciał w odtwarzaczu. Coś bazgrałam, ale sama nie byłam pewna co. Usłyszałam, jak muzyka staje się cichsza. Przy radiu stała Susan. Tak, to jej sprawka. Usiadła obok mnie:
-Jazzy, co robisz?- zapytała ciepło.
-Próbuje coś wymyślić. Jakieś ruchy.
-Mama mówiła, że dzwonił Braun. Pytał, dlaczego uciekłaś.
-Susan, ja nie potrafię. Tak bardzo tęsknie. Długo na to czekałam, tak tego pragnęłam, chciałam go zobaczyć. Dlaczego kiedy to się stało, nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy? Stałam jak słup, jakby mnie sparaliżowało.-  Wspomnienia wróciły.- patrzałam w kartkę.
-Ból też wrócił, prawda? Dzisiaj  pierwszy raz płakałaś od kilku lat. Chodź, przytul się- wtuliłam się w nią. Czułam jej ciepło. Drzwi od pokoju lekko się uchyliły. Zza nich wychyliła się postać dziewczyny. Nie trzeba było się domyślać kto to:
-Hej, Susan wołają Cię- rzekła moja przyjaciółka. Dziewczyna wstała, a po chwili zniknęła z pola widzenia. Catlin podeszła  do mnie. Spojrzała na mnie badawczo. Zaśmiałam się cicho:
-Co jest?- ukucnęła obok.
-A co ma być?- wymusiłam uśmiech.
-Ej, przecież widzę. Chodzi o…
-Tak, o to- skrzywiłam się- muszę zadzwonić do Scoota.
 -Zrezygnujesz?
-Tak, teraz sorry, ale musze. Pogadamy potem, ok?
-Jak uważasz- wyszła. Westchnęłam głośno.  „Muszę zadzwonić do Scoota i wszystko wyjaśnić”- mówiłam sama do siebie. Złapałam za telefon. Wzięłam do ręki karteczkę z jego nr. Wykręciłam numer, zaczęłam nerwowo chodzić . Jeden, dwa, trzy sygnały… za czwartym ktoś odebrał:
-Halo? Tu Justin, dać Scootera?
Chwila ciszy…
-Um… Tak, proszę.
-Scoot! Telefon!- rozległ się głos w słuchawce- pyta, kto dzwoni.
-Możesz… po prostu mi go dać? To ważne, proszę- nalegałam.
-Ok, ok już- odetchnęłam.
-Kto mówi?- zapytał grubszy głos.
-Jazmyn Ca…
-O, świetnie, że dzwonisz. Co się dzieje? Młoda, czemu dzisiaj zwiałaś?
-Słuchaj, musze odmówić…
-Nie rozumiem- byłam pewna, że w tym momencie robi zdziwioną minę.
-Nie mogę przyjąć oferty choreografki Justina- nie mogłam ustać w miejscu.
-Co?! Dlaczego. Zostawisz nas na lodzie? Jazmyn nie rób mi tego. Proszę cię, zastanów się dobrze.
-Przykro mi, podjęłam już decyzję. Mogę Ci kogoś na razie załatwić.
-Przynajmniej tydzień, błagam! Znajdę kogoś do tego czasu. Za 3 dni mamy występ, a  choreografii nie ma. Dziewczyno, bądź rozsądna.
-Nie ma problemu, zaraz kogoś Ci znajdę.
-Ale ja nie chce kogoś! Chce, chcemy Ciebie, nie rozumiesz? Chyba 7 dni cię nie zbawi, co? Powiedz mi chociaż dlaczego?
- To skomplikowane. Naprawdę mi przykro zawiodłam, wiem i przepraszam, ale nie mogę inaczej… -       nastała cisza- Scoot, proszę cię, zrozum. Czuje się okropnie, że Cię zawiodłam.
-Okay, dobrze. Jakoś sobie poradzimy…-jakieś odgłosy w tle- czekaj, czekaj.
-Cześć  tu Justin…
                                      ~~~~~~~~~~~~~~~~
...To by było na tyle ; )
Pierwszy jest, ale średnio mi się podoba... 
Bardzo proszę, o komentarze. Wasza opinia jest dla mnie ważna! <3
Nie lubię pisać prologów, epilogów, bohaterów, więc oszczędziłam ich sobie ; d
Zapewniam, że następny rozdział będzie o niebo lepszy. 
Peace.