Dzisiaj piątek. Jak na razie żadnych większych planów na weekend. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam z domu. Dzisiaj do szkoły postanowiłam pojechać autobusem. Stałam sobie "grzecznie" na przystanku.
Obok mnie stała jakaś dziewczyna. Na oko w moim wieku. Spoglądała na mnie:
-Nie no nie wytrzymam, muszę zapytać. Ty jesteś Jazmyn Carter?- zapytała.
-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.
-No jak to skąd? Powiedz mi jaka dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat nie wie kim jesteś?
-Ach, no tak Justin...- uśmiechnęłam się sztucznie.
-To przykre, że znają cię przez Justina, a nie przez to kim jesteś?- spytała delikatnie.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, hm- próbowałam zmienić temat.
-To nie prawda! Ludzie znali cię już wcześniej. Jako choreografkę. Są osoby które cenią ciebie właśnie za to. Za to, że tańczysz i dzielisz się tym ze światem-złapała mnie za ramię.
-Dziękuje. To naprawdę mile, co mówisz.
-Mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? i prosić o autograf?
-Jasne- przyznam, nie często spotykałam się z takimi pytaniami.
Autobus się spóźnił. Pięknie. Wsiadłam i zajęłam miejsce z tyłu. Czułam na sobie wzrok wszystkich ludzi. Starałam się to ignorować.
Miałam jeszcze pięć minut, gdy stanęłam w progu głównego wejścia do szkoły. Miałam zamiar grzecznie dojść do szafki, a następie na lekcję. Wiedziałam, że nie jest mi o pisane:
-Dzień dobry panno Carter.
-Dzień dobry- odpowiedziałam dyrektorowi.
-Po dzwonku przyjdź do mojego gabinetu- powiedział poważnym tonem dyrektor. Zlękłam się. Nigdy nie mówił tak poważne, przynajmniej nie do mnie.
Zadzwonił dzwonek. Złapałam Debby:
-Ej, powiedz nauczycielce, że jestem u dyrektora, okej?
-Jasne, a co się stało?
-Sama nie wiem. Eh...- zmierzyłam w kierunku gabinetu pana Smitha. Nie powiem, byłem zdenerwowana, bo w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Przed drzwiami dostrzegłam mojego największego wroga- Monic. Nienawidziłam jej. Dlaczego? Bo jest sztuczną laską, która łasi się do każdego chłopaka. Chyba nie muszę mówić, w jakim celu. Zawsze robi wszystko by mnie upokorzyć, żebym wyszła na tą najgorszą. Jest zazdrosna. Uh, nawet nie mam ochoty na nią patrzeć:
-Zapraszam panie do środka- wychylił się zza drzwi mężczyzna. Pewnym krokiem weszłam i usiadłam na krześle. Monic, obok mnie, a dyrektor po drugiej stronie biurka.
-Mogę wiedzieć, dlaczego się tutaj znalazłam?- spytałam dość podirytowana.
-Jeszcze udaje głupią, pff o sorry ona nią jest, ha.
-Lepsze teksty były w podstawówce.
-Dziewczyny, spokój! Jazmyn, może ty mi wyjaśnisz podwód tego "spotkania".
-Nie rozumiem, jaki podwód. Proszę pana, sama nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam- zdziwiłam się.
-Dobrze, więc... Monic przyszła do mnie ze skargą, że jest przez ciebie nękana, prześladowana, poniżana, a ostatnio bez powodu zaczęłaś ją szarpać. Co to ma znaczyć?
-Że co? To kłamstwa wyssane z palca.
-Obawiam się, że będę musiał zawiesić cię w prawach ucznia- mówił spokojnie.
-Mnie? To chyba ją! Przecież nic jej nie zrobiłam.
-Mamy światków...
-Kogo niby?
-Sarę i Payton.
-Przecież to jest śmieszne! To jej świta. Powiedzą wszystko co im każe Monic. Dziewczyno, po co to robisz, po co kłamiesz? Przecież nawet cię nie dotknęłam!- krzyczałam.
-Widzi pan, ona jest agresywna, lepiej ją zawiesić- zgrywała niewiniątko.
-To jest bez sensu. Nic nie zrobiłam, nawet z nią nie gadam. Unikam jej jak ognia, po co miałabym zwracać na nią jakąkolwiek uwagę?!
-Sprawa oczywiście nie jest jeszcze wyjaśniona, ale nie widzę powodów, by Monic kłamała i to w takiej sprawie. Nie spodziewałem się tego po tobie, Jazmyn.
-A ja nie sądziłam, że będę oskarżana o coś takiego!- wściekła wyszłam z gabinetu. Myślałam, że wybuchnę. Co ona sobie myśli? Że pójdzie jej tak łatwo? Że na ściemnia, zrobi minkę pokrzywdzonej i wszyscy jej uwierzą? Nie dopuszczę do tego. Nie mogą mnie zawiesić za coś, czego nie zrobiłam! To nie fair!...
Dzwonek. Przerwa na lunch. Cały czas byłam wściekła. Przyjaciele dopytywali, o co poszło, ale ja nie chciałam gadać nawet z nimi.
Jak zawsze usiedliśmy przed szkołą, przy stoliku. Nic nie jadłam:
-Jazmyn, powiesz co się stało? Po co byłaś u dyrektora?- nalegał Chaz.
-No proszę, proszę, kogo ja widzę- zachichotała Monic.
-Odwal się, plasticzku- burknęłam.
-Zawieszą cię- zaśmiała się durnie.
-O co ci chodzi?! Zazdrość cię zżera?
-O ciebie? Śmieszna jesteś.
-To po co kłamiesz?! Po co ta cała scena, że cię poniżam, ośmieszam? Przecież sama to robisz!
-Zamknij się!
-Zazdrościsz mi, że mam PRAWDZIWYCH przyjaciół? Że robię coś w życiu i mi to wychodzi? Że nie muszę pchać się chłopakom do łóżka, żeby się mną zainteresowali? Że nie jestem sztuczną panienką, jak ty? Że jestem tym kim ty nigdy nie będziesz? Że jestem sobą?!
-Nie wiem, co Justin widzi w tobie.
-To o to ci chodzi? O Justina? Ha, on nawet nie wie o twoim istnieniu. Nigdy by na ciebie nie spojrzał, a wiesz czemu? Bo jesteś pozerką, bo dowartościowujesz się, krzywdząc innych, bo jesteś zwykłą suką!
-Jeszcze tego pożałujesz. Zawieszą cię. Dyrektor je mi z ręki. Zniszczę cię.
-Nigdy ci się to nie uda. Prędzej zniszczysz samą siebie- zamknęła się. Zmierzyła mnie i odeszła. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszyscy bali się jej "podskoczyć", ale nie ja.
Właśnie skończyły się lekcje. Dzisiaj musiałam być wcześniej niż zwykle, na treningu, bo tą godzinę ustalili sobie moi "podopieczni". Od razu po szkole gnałam do studia...
-Cześć wszystkim!
-Cześć- odpowiedzieli chórem.
-Dobra, to do której dzisiaj ćwiczycie?
-Do 18-19 jakoś- odpowiedziała Alice.
-Okej, no to powodzenia- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Zadzwonił mój telefon:
-Cześć Justin!
-Cześć Jazzy, nie przeszkadzam?
-No co ty!- zaśmiałam się.
-Słyszałem o tej całej sprawie z tą Monic...
-Szkoda słów.
-Rozumiem. O której będziesz w domu?
-Zaraz prowadzę zajęcia za Alison, ale moja grupa robi sobie trening, gdzieś do 19. A czemu pytasz?
-A nie, no to już nic- powiedział zrezygnowanym głosem.
-Justin, coś się stało?
-Chciałem zapytać, czy...- zawiesił się?
-Czy?- ponaglałam po.
-Czy umówiłabyś się ze mną dzisiaj...- stop, czy on mnie zaprasza na randkę?!
-Justin, czy ty...
-Tak-przerwał mi.
-O której mam być gotowa?
-Ale przecież...
-To nie problem!
-Dobrze więc... Dasz radę tak na 18?
-Jasne! Do zobaczenia- rozłączyłam się. Chwila! UMÓWIŁAM SIĘ Z JUSTINEM BIEBEREM?!
Właśnie weszłam do domu. Wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam włosy. Owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Napisałam do Meg, że spotykam się z Justinem. Kurcze, ciesze się, jak dziecko! Ubrałam zwiewną sukienkę do połowy ud. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko je podkręciłam. Pomalowałam się, psiknęłam ulubionymi perfumami i zeszłam na dół:
-Jacie...- zmierzyła mnie siostra.
-Źle?- skrzywiłam się.
-Ślicznie, Justin jest twój jak nic-zaśmiała się.
-Oj zamknij się, boje się-westchnęłam.
-Czego?
-Jak to będzie. A jak spyta, czy będziemy razem? Co ja mam w tedy zrobić?
-To co będzie mówiło ci serce- uśmiechnęła się ciepło. Zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to chłopak, z którym mam spędzić dzisiejszy wieczór. Moja intuicja mnie nie zawiodła:
-Jejku, wyglądasz pięknie- zmierzył mnie szatyn.
-Dziękuje-zarumieniłam się.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Byłam strasznie podekscytowana. Justin nie chciał mi nic powiedzieć. Nie mogłam się doczekać kiedy samochód w końcu się zatrzyma. Droga, bardzo mi się dłużyła. Minęło zaledwie 5 minut, a dla mnie była to wieczność. W końcu się zatrzymaliśmy. Justin tworzył mi drzwi. Kojarzyłam skądś tą okolicę, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się jakoś tak ciepło. Każdy jego dotyk sprawiał, że odpływałam. Drugą ręką zasłonił mi oczy:
-Chodź- szepnął.
-Justin...-powiedziałam piskliwie.
-Shh- uciszył mnie.
Szliśmy. Chłopak, co chwilę ostrzegał mnie mówiąc: "krawężnik", "uważaj stopień". Chciałbym już tam być. Ale gdzie? Sama nie wiem lecz wiem, że bardzo, chciałam zobaczyć TO miejsce:
-Justin, mogę już odsłonić oczy, proszę- jęczałam, jak 4. latek.
-Dobrze- wziął dłoń, z moich oczu. Rozejrzałam się. Zaniemówiłam.-Pamiętasz to miejsce?-szepnął. Pamiętałam. Doskonale. To było NASZE miejsce. Staliśmy na wzgórzu. Był stąd piękny widok na miasto. Niczym z filmu. Znaleźliśmy kiedyś to miejsce z Justinem, gdy planowaliśmy ucieczkę z domu. Musieliśmy mieć gdzie później się podziać. W sumie nie mam pojęcia dlaczego chcieliśmy zwiać. Między drzewami zbudowaliśmy prowizoryczny, ale bardzo przestronny i przytulny "domek na ziemi". Tak właśnie na to mówiliśmy. Na samą myśl, chciało mi się śmiać. Trochę się tutaj pozmieniało. Korony drzew się rozrosły. Było mniej miejsca. Nasz domek, był trochę zniszczony przez wiatr, deszcze, burze. Pewnie jakieś zwierzęta również tutaj były. Na drzewach porozwieszane były lampki choinkowe, co dawało niesamowicie, romantyczny nastrój. Na trawie, przed "domkiem", koło tabliczki z krzywo napisanymi literkami "własność Jazzy i Justina" leżał duży, włochaty koc, gitara i dwie poduszki. Obok stał kosz piknikowy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza:
-Co się stało?-zapytał troskliwie.
-Dziękuje. Dziękuje, za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Za tyle wspaniałych wspomnień, związanych z tym miejscem.- chłopak pocałował mnie w czoło i przytulił.
Potrzebowałam tego.Takiego spotkania, tylko z nim:
-Jazzy pamiętasz... to tutaj pierwszy raz się pocałowaliśmy- uśmiechnął się lekko.
-Tak, pamiętam- uniosłam kąciki ust ku górze.
-Ała!- zaśmiał się. Rzuciłam w niego winogronem. Zrobił to samo.
-Łap!- trafiłam prosto do jego ust-brawo!- zaczęliśmy się śmiać. Justin zaczął mnie łaskotać:
-Proszę, nie! Justin, aaa! Wiesz, że mam łaskotki- krzyczałam przez śmiech.
-No, właśnie wiem, kochanie- śmiał się.
Żartowaliśmy. Wspominaliśmy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwoliliśmy na to, by kariera nas rozdzieliła:
-Muszę ci coś powiedzieć- chłopak z poważniał.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie, to znaczy tak- westchnął.- Jazmyn, słucha ja... Jak mam to powiedzieć? Kurczę, po prostu, ja nie umiem tak dłużej...
-Ale...- bałam się, co chce dalej powiedzieć.
-Poczekaj. Chodzi o to, że podobasz mi się. Nie chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, chcę, żebyśmy byli parą. Chce móc iść po ulicy trzymając cię za rękę. Całować cię, przytulać w każdym miejscu na ziemi i być... być z tobą.
-Justin, wiesz, że jesteś cudowny i chciałbym, żebyśmy byli razem, ale...- urwałam.
-Ale...- posmutniał.
-Ale nie chcę cię więcej stracić. Nie chcę, żebyśmy znowu przechodzili to co kiedyś, za bardzo mi na tobie zależy.
-Mnie na tobie również, więc nie pozwolę, na to, by coś raz jeszcze nas rozdzieliło. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, ze względu na prywatność, czy...
-Tak- przerwałam mu.
-Ale co tak?-zapytał zdezorientowany,
-Tak, chcę być z tobą- uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Przytulił mnie mocno. Czułam się tak bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi...
~~*~~
Dziękuje, za to, że jesteście i mimo, moich dłuuuugich przerw czytacie, naprawdę. Jesteście wspaniałe. Mam nadzieję, że się podobało. Jeżeli tak, czy też nie, na dole zostawcie opinie, żebym wiedziała nad czym mam jeszcze popracować. c:
Jak wam się podoba teledysk do Beauty And A Beat? Bo mi bardzo! #BAAB Jaram się nim tak, że łohohoho *____*
#body rock